Doki-Doki - rozdział 14
Idę do przodu. Muszę iść
do przodu, mimo, że z każdą chwilą chcę coraz bardziej stąd uciec.
Próbowałem przełknąć rosnący strach i iść wciąż przed siebie. Bo
przecież nie mam innego wyboru.
Siedzimy w parku, całą
grupą i zajadamy lody. Staram się rozmawiać z każdym, ale i tak na
kilometr czuje się napięcie. Chociażby dlatego, że Kageyama z nikim nie
rozmawia. Po prostu siedzi ze wzrokiem utkwionym we własny deser.
Westchnąłem i spuściłem wzrok na ziemię. Może nie powinienem był tu
przychodzić? Jestem pewien, że beze mnie też by się dobrze bawili.
-Hej, chłopaki... muszę już iść.
Powiedziałem w końcu i
podniosłem się z ziemi. Wszyscy spojrzeli na mnie. Uśmiechnąłem się
wesoło i uniosłem dłoń w geście pożegnania. Odwróciłem się i nim zdążyli
zareagować, odszedłem lekko przyspieszonym krokiem. Słyszałem, jak
wołają moje imię, ale nie zwróciłem na to uwagi. Szedłem przed siebie.
Gdzieś w połowie drogi do domu, akurat przy polu jakiegoś starszego
pana, który czasem częstuje mnie jabłkami, zawiał wiatr i ptaki
poderwały się do lotu. Wzbiły się w niebo. Bez ograniczeń. Wolne.
Wolne...
Czy ja też mogę być już
wolny? W końcu... nie należę już do Karasuno. Teraz należę do Nekomy.
Miejsca, gdzie będzie mi łatwiej. Więc... uwolniłem się? Od tego
wszystkiego. Od smutku i żalu... tak.
W końcu jestem wolny.
Teraz muszę tylko dobrze wykorzystać nową szansę w moim życiu.
Komentarze
Prześlij komentarz