Gdzie się podziałeś? - Rozdział 2
Przez cały czas zastanawiałem się, czy może coś przeoczyłem. Miałem usilne wrażenie, że było tam coś, co mogło mnie naprowadzić na trop złotowłosego a mimo to nie mogłem sobie przypomnieć, co by to miało być. Niestety wszyscy inni powtarzali, że nie było tam żadnych śladów i wyglądało to na robotę profesjonalistów. Kamery zaobserwowały trzech podejrzanych mężczyzn, ale byli zbyt dobrze zamaskowani, by można było ich rozpoznać lub chociażby z czymkolwiek albo kimkolwiek powiązać. Policja przesłuchiwała mnie przez całą noc i połowę reszty dnia. Początkowo byłem podejrzanym numer jeden, jako że byłem tam z młodym dziedzicem sam na sam, ale przez brak motywu i przez to, że ojciec Yurija wstawił się za mną, zostałem wypuszczony z komisariatu i skreślony z listy podejrzanych.
Zaraz po powrocie do posiadłości skierowałem swoje kroki do gabinetu pana domu, zastanawiając się, jak ja w ogóle mogę go przeprosić za to, co się stało. Nie miałem pojęcia, czy mam jakieś szanse na to, że mi wybaczy, ale miałem nadzieję, że chociaż mnie nie znienawidzi. Zapukałem do mosiężnych, drewnianych drzwi i gdy usłyszałem zaproszenie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka, patrząc na czubki swoich własnych butów, bo nie byłem w stanie spojrzeć mężczyźnie w oczy.
-Panie Plisetsky... proszę o wybaczenie.
Wydukałem w miarę głośno to, co mi przyszło do głowy i czekałem na osąd, który przez kilka sekund w ogóle nie nachodził a mi strasznie się dłużył ten czas.
-Otabek, synu, nie mam czego ci wybaczać. Doskonale wiem, że zawsze dobrze chroniłeś mojego syna i że jest on dla ciebie ważny. Mam świadomość, że oddałbyś za niego życie. Nie zrobiłeś tego celowo. Myśleliście, że jesteście sami, czuliście się tam bezpiecznie. Nikt nie przypuszczał, że coś się stanie. Gdybym miał jakiekolwiek podejrzenia, wysłałbym z wami jeszcze kilku ochroniarzy.
Zaskoczony spojrzałem na zatroskaną twarz mężczyzny, który lata temu przyjął moją mamę i mnie pod swój dach. Od zawsze traktował mnie, jakbym był jego własnym synem, mimo że nie łączyło nas żadne faktyczne pokrewieństwo i opiekował się mną. Może był dla mnie nawet łagodniejszy, niż dla swojego pierworodnego. Ulżyło mi, że nie miał do mnie żalu o to, co się stało.
-Dziękuję.
Właściciel domu uśmiechnął się do mnie lekko i wziął w rękę jakieś papiery, które przeglądał zanim mu przeszkodziłem i pokazał gestem, żebym do niego podszedł.
-Mamy pewność, że Juri nie uciekł z własnej woli. Masz jakieś podejrzenia, kto mógłby chcieć czegoś złego dla niego?
Zapytał a ja zorientowałem się, że na liście są nazwiska wszystkich gości, którzy byli na wczorajszym bankiecie. Myślami wróciłem do tego wieczoru i zastanawiałem się, czy coś nie przykuło mojej uwagi podczas opieki nad młodym paniczek.
-Jurij pokłócił się z jedną z dziewcząt. Zazdrościła mu urody i zadbanych włosów. Z tego, co pamiętam, panienka ta jest dość lekkich obyczajów. Jurij rzucił dość niewybrednym tekstem, że takie jak ona zawsze szybko się sypią. Dziewczyna była wściekła ale nie wiem, czy byłaby zdolna do skrzywdzenia go za to.
Przypomniałem sobie po chwili namysłu a w moją rękę zostały wciśnięte zdjęcia wszystkich dziewcząt mniej-więcej w wieku Jurija, które mogliśmy wczoraj spotkać. Zacząłem je przeglądać, aż trafiłem w końcu na odpowiednie zdjęcie młodej kobiety o jasnobrązowych lokach sięgających jej talii i poszarzałej lekko cerze z przymglonym spojrzeniem brązowych oczu, które położyłem na stół poza innymi.
-To ona.
Potwierdziłem, zastanawiając się, czy rzeczywiście byłaby zdolna do skrzywdzenia blondyna, w co szczerze wątpiłem, ale na ten moment był to dla mnie jedyny punkt zaczepienia.
-Córka parlamentarzysty. Nic dziwnego, że Jurij tak się jej odgryzł, miał 100% racji. Sprawdzę to. Czy wczoraj coś jeszcze przykuło twoją uwagę?
Spojrzał na mnie ze szczerą nadzieją w oczach i czułem rosnącą gulę w gardle wiedząc, że muszę mu ją odebrać i wypowiedzieć słowa, których w cale nie chciał słyszeć.
-Niestety nie.
Widziałem, jak jego spojrzenie lekko przygasło, ale nie mogłem go okłamać i wynajdywać najróżniejsze absurdalne powody, dla których ktoś miałby chcieć krzywdy jego syna. Westchnąłem ciężko i po chwili zostałem oddelegowany, więc wyszedłem z gabinetu i skierowałem się do dobrze znanego mi pokoju - tego, który zajmował blondyn. Gdy otworzyłem drzwi, uderzył mnie w nos wciąż bardzo intensywny zapach chłopaka, tak jakby jeszcze przed chwilą tu był. Ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem i zauważyłem, że wszystko było dokładnie tak samo jak wczoraj, gdy wychodziliśmy na bankiet. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do dokładnie posłanego łóżka, na którym wciąż leżał czerwony krawat, nad którym Jurij się wczoraj zastanawiał, czy go nie ubrać. Ostatecznie zdecydował się nad szmaragdowy, który o wiele lepiej wpasował się w okazję i podkreślił jego błękitne oczy. Spojrzałem w inną stronę i zorientowałem się, że na biurku wciąż leżą jakieś kartki, więc podszedłem i przejrzałem je. Ostatnio bardzo dużo rysował, o wiele więcej niż zwykle, więc nie zdziwił mnie ten widok. Budynki, ludzie, miejsca... rysował wszystko, byle tylko mieć pretekst i możliwość, by sunąć trzymanym w ręce ołówkiem po grubszej kartce. To, jak się na tym skupiał i jak uważnie obserwował otoczenie, sprawnie rysując kolejne linie było wręcz niezwykłe. Spokój, jaki wtedy od niego był, był prawie że nienaturalny, ale jednocześnie idealnie stonowany i odkrywał jego zupełnie inną stronę, tę wrażliwą, której nikt oprócz mnie nie miał przywileju obserwować.
Westchnąłem po raz kolejny tego dnia i spojrzałem za okno, jakby na błękitnym niebie z chmur miała ułożyć się odpowiedź na moje pytania.
Gdzie się podziałeś, Jurij? Gdzie jesteś? Jak mam cię odnaleźć?
Komentarze
Prześlij komentarz