Odnaleźć siebie - Rozdział 16
Te silne, ciepłe ramiona zapewniające bezpieczeństwo, trzymały mnie i nie pozwalały mi się rozpaść, a mimo to cały drżałem i miałem wrażenie, że wszystko, co przeżyłem, wraca do mnie z kilkukrotnie większą siłą, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe.
-Odszedłem od ludzi... już dawno temu. Nie potrafiłem być między nimi, bo to zbytnio bolało, gdy odchodzili.
Powiedziałem przez łzy, gdy w końcu byłem w stanie wydusić z siebie cokolwiek. Czułem, jak uścisk się wzmocnił i wtuliłem twarz w jego pierś, próbując nie zgubić się w tym, co jest rzeczywistością a co nie.
-Sam powiedziałeś, że mój ojciec nie jest moim ojcem... od dzieciaka byłem bity i... i...
W tym momencie głos mi się załamał i nie potrafiłem powiedzieć już ani słowa więcej, a każdy oddech palił mi gardło i było to tak realne uczucie, że ledwo docierało do mnie, że nie jest to prawdziwe i że w cale nie mam żyłego gardła w przełyku.
-Cii... spokojnie, nie musisz nic mówić.
Usłyszałem niski szept tuż przy uchu i trzymałem się tego głosu i tej jednej, jedynej osoby, która była tu teraz, dla mnie i próbowała wciągnąć mnie do swojego świata, gdzie miałem być bezpieczny i kochany. Potrzebowałem dłuższej chwili, nim w końcu mogłem się uspokoić i mogłem odrobinę odsunąć się od swojego partnera, by spojrzeć mu w twarz czerwonymi od płaczu oczami.
-Przepraszam.
Szepnąłem a zaraz potem moje wysuszone usta zostały zakryte przez miękkie wargi mężczyzny, który pocałował mnie krótko, nim spojrzał mi w oczy i odgarnął palcami włosy z mojej twarzy.
-Nie masz za co. Wiedziałem, że od tak nie odetniesz się od swojej przeszłości i nie prosiłem o to.
Zapewnił mnie z delikatnym uśmiechem, wciąż nie zabierając ciepłej dłoni z mojej twarzy, za co byłem bardzo wdzięczny, bo było to niespodziewanie błogie uczucie. Wtuliłem się w jego dłoń, zaciągając się przyjemnym zapachem jego skóry i pocałowałem skrawek jego kciuka, do którego sięgałem w tym momencie.
-Potrzebujesz czasu, żeby zapomnieć. Ale tutaj nic takiego cię nie spotka. Tutaj już zawsze będziesz kochany i wszyscy będą cię chronić, bo stałeś się częścią tej rodziny.
Dodał po chwili, po czym położył się ze mną w ramionach, gładząc delikatnie i rytmicznie moje plecy, jakby chciał, żebym doskonale wiedział, że jest przy mnie i nigdzie się nie wybiera. Odetchnąłem z ulgą, gdy już uspokoiłem się na tyle, by móc normalnie oddychać i pozwoliłem powiekom opaść, bo czułem, że trochę mnie bolą od wylanych przed chwilą łez.
-Chcesz się zdrzemnąć?
Usłyszałem ciche pytanie, więc otworzyłem oczy i spojrzałem w spokojne, piękne, brązowe tęczówki, które obdarowywały mnie wzrokiem pełnym miłości i uwielbienia.
-Nie, tylko chwilę odpocząć.
Wtuliłem się bardziej w jego klatkę piersiową i uśmiechnąłem się do siebie, mając świadomość, że to się raczej już nie skończy i że on nigdzie się nie wybiera, a już tym bardziej nie z dala ode mnie. To w jakiś sposób wpływało na mnie kojąco.
Gdy ponownie otwarłem oczy, na zewnątrz było już ciemno. Nawet nie zorientowałem się, gdy odpłynąłem i najwyraźniej przysnąłem, ale musiało minąć co najmniej kilka godzin. Co mnie jednak niepokoiło to fakt, że mojej Duszy nie było w zasięgu mojego wzroku, nie ważne w którą stronę spojrzałem. Mimo że było to absurdalne i kompletnie nierealne, mój umysł przeszła myśl, że może jednak mnie zostawił i kolejna osoba mnie porzuciła, a ból przeszył nagle moje ciało, zupełnie jakby ktoś wbił we mnie ogromną igłę, przez co aż jęknąłem i złapałem się za klatkę piersiową, próbując uspokoić rozszalałe serce.
Gdy już trochę opanowałem swój ogarnięty strachem umysł, postanowiłem wyjść z pokoju i rozejrzeć się za moim partnerem, więc wstałem z łóżka ignorując lekkie zawroty głowy, wywołane wcześniejszym płaczem i tym, że dopiero co się obudziłem i mój system krwionośny nie wrócił jeszcze do normalności. Wyszedłem z pomieszczenia i kierując się tym, co pamiętałem, trochę niepewnie, zszedłem na dół najciszej jak umiałem, by w razie czego nikomu nie przeszkodzić.
-To za mało.
Głos, który usłyszałem, stojąc na ostatnim stopniu schodów, doskonale znałem i w cale nie chciałem go więcej słyszeć. W tym domu miałem być bezpieczny, a oni sprowadzają mojego oprawcę? Poczułem wzbierające w oczach łzy, ale powstrzymywałem się, bo nie chciałem znów płakać przez coś, czego nie mogę zmienić.
-Sam mówiłeś, że nie jest wart złamanego grosza. Więc ile chcesz?
Ten głos zdecydowanie należał do mojego partnera. W tym momencie z zaskoczeniem zorientowałem się, że nie są ani w kuchni ani w salonie. Przez chwilę się skupiłem i zorientowałem się, że ich głosy dochodzą z najbardziej oddalonego od drzwi wejściowych pokoju, który z tego co pamiętałem miał być gabinetem. Najwyraźniej jako wilk doskonale to słyszałem. Mimo to i tak poczułem ukłucie w sercu i spuściłem głowę, bo bolał mnie fakt, że rozmawiali o mnie tak, jakbym był nic nie wartą rzeczą. Nie zważając na to, że jestem boso i jedynie w cieńkich ubraniach, najciszej jak umiałem wyszedłem z domu, niemal od razu zaczynając drżeć od zimnego powietrza, jednak w tym momencie nie zwróciłem nawet na to uwagi.
-Daj mi trzy razy tyle i bachor jest twój.
-Nie ma opcji. To zdecydowanie za dużo.
Usłyszałem jeszcze ich kolejne słowa, nim ruszyłem w drogę... sam w sumie nie wiedziałem, dokąd, ale po prostu szedłem przed siebie, nawet nie zastanawiając się, czy się nie zgubię i będę miał możliwość powrotu. Chociaż w cale nie byłem pewien, czy chcę wracać.
Komentarze
Prześlij komentarz