Prowadź mnie! - Rozdział 10
Kilka dni później Kageyama wychodził ze szpitala w towarzystwie swojego chłopaka, swoich rodziców i dwóch przyjaciół z drużyny - Sugawary i Daichiego, którzy definitywnie zabronili reszcie drużyny przychodzić dzisiaj do szpitala, bo byłoby to zbyt kłopotliwe a przy takim zamieszaniu ich poszkodowany kolega mógłby czuć się bardzo niekomfortowo, czego oczywiście wszyscy chcieli uniknąć, więc choć niechętnie i z ciężkim sercem, reszta drużyny nie stawiła się na wypis ich rozgrywającego z oddziału. Ledwo przekroczyli próg szpitala, a czarnowłosy zatrzymał się w pół kroku i stał, jakby czegoś zapomniał albo nie wiedział, gdzie ma iść, mimo że Hinata ciągle trzymał go za rękę i prowadził tak, jak ćwiczyli to w jego szpitalnym pokoju.
-Co się stało, Tobio?
Zapytał cicho, nie chcąc zwracać na siebie uwagi reszty, którzy wiedząc, że były pacjent jest w dobrych rękach skierowali się do stojącego parę kroków dalej samochodu.
-Nie wiem, gdzie mam iść. Nie wiem, co jest przede mną. Nie jesteśmy w pomieszczeniu, gdzie wszystko jest w miarę w tym samym miejscu. Jesteśmy na otwartej przestrzeni, gdzie wszystko może się zdarzyć.
Powiedział, zaciskając mocniej palce na dłoni swojego chłopaka, delikatnie drżąc, co mniejszy z nich doskonale wyczuwał. Ujął swojego partnera pod ramię, splatając ich dłonie ze sobą i uśmiechnął się, nawet jeśli wiedział, że czarnowłosy tego nie widzi.
-Spokojnie, jestem tu. Zaufaj mi.
Poprosił i pocałował go w policzek, chcąc go jakoś zachęcić do ruszenia dalej. Chłopak pokiwał głową i westchnął cicho, zbierając się w sobie.
-Ufam ci. Prowadź mnie.
Po tych słowach ruszył za swoim chłopakiem, chociaż wciąż niepewnie i gdy weszli na schody obawiał się, że spadnie, ale na szczęście nic takiego się nie stało, więc po kilku kolejnych minutach siedział już w samochodzie i po omacku zapinał pasy, czując tuż przy sobie obecność ukochanego, która w jakimś stopniu go uspokajała i dodawała mu odwagi.
-Suga i Daichi jadą drugim samochodem za nami. Chcą być pewni, że wszystko w porządku. A ja na razie nocuję u ciebie. Nasi rodzice już się zgodzili, żebym został u was na jakiś czas.
Radosny głos rudzielca rozniósł się po wnętrzu samochodu w tym samym momencie, gdy dało się słyszeć mruczenie włączonego silnika samochodu i po chwili ruszyli w niedaleką drogę powrotną do domu.
-Nie wiem, jak ja sobie poradzę.
Westchnął cicho Kageyama, opierając głowę o zagłówek fotela i zamykając oczy. Skoro i tak nic nie widział, nie robiło mu to zbytniej różnicy.
-Nie martw się o to, kochanie. W szkole już wszystko załatwiliśmy, od nowego semestru będziesz mieć indywidualnie sprawdziany a prace pisemne będziesz robić przez mikrofon. A jeśli chodzi o życie... cóż, Shoyo jest ci najbliższy, więc będziesz się uczył żyć i funkcjonować razem z nim, zarówno w domu jak i w szkole. Z czasem wszystkiego się nauczysz, lekarz sam kazał ci się nie spieszyć i dać sobie czas.
Odezwała się kobieta, siedząca na miejscu pasażera i zerkająca na nastolatków siedzących za nią. Cieszyła się, że jej syn nie jest z tym sam i wróżyła im szczęśliwą przyszłość, nawet jeśli w tym momencie trudno było uwierzyć, że mają przed sobą jakąkolwiek wspólną przyszłość.
-Dobrze. Postaram się.
Przytaknął zrezygnowany. Nienawidził tego stwierdzenia. Czas. Daj sobie czas, to wszystkiego się nauczysz. Ale on nie chce dawać sobie czasu, on chce umieć to już teraz i nie musieć się już martwić o to, jak sobie poradzi w życiu po tym wypakdu. Ale chyba nie miał innego wyboru, jak jedynie dostosować się do tego i robić to, co mu kazano.
Wymacał ramię swojego partnera i oparł o nie głowę, rozkładając się na prawie całej tylnej kanapie i wdychając przyjemny, lekko słodkawy zapach nastolatka, którego pocałował w linię szczęki i uśmiechnął się lekko. Może w cale nie będzie tak źle?
Komentarze
Prześlij komentarz