Nienawiść czy miłość? - Rozdział 1

 


Brunet wpadł do swojego mieszkania i zatrzasnął drzwi, opierając się o nie. Był zdyszany ale na jego ustach malował się ten podstępny uśmiech, jakby nie przejmował się tym, że właśnie po raz kolejny w tym miesiącu otarł się o śmierć. 

-Znów drażniłeś Shizuo?

Z salonu dało się słyszeć znudzony głos jego aystentki, która nawet na moment nie przerwała przeglądania papierów, które miała przerobić, mimo że jej pracodawca się zjawił i w normalnych okolicznościach wypadałoby go przywitać z powrotem.

-Muszę mieć trochę rozrywki w swoim życiu.

Roześmiał się mężczyzna i zdjął swoją ukochaną kurteczkę, by po chwili zalegnąć na kanapie w salonie i wtulić twarz w poduszkę. 

-Rany, zachowujecie się jak zakochane przedszkolaki.

Westchnęła Namie, wstając ze swojego miejsca i odkładając dokumenty na stolik do kawy, by przejść do otwartej kuchni i nastawić kawę - ulubiony narkotyk jej pracodawcy, chociaż co do tego, na którym miejscu w jego rankingu znajduje się brązowy napój miała wątpliwości. 

-Nie wyolbrzymiaj. Nienawidzę tego potwora.

Prychnął, przerwacając się na plecy i uspokajając rozszalałe serce. Był wysportowany, ale nawet on po przebiegnięciu niemal 20 km miał zadyszkę. 

-Zachowujesz się, jakbyś miał na jego punkcie obsesję.

-Nie moja wina, że nie mogę go przejrzeć!

Warknął, zrywając się do siadu i obdarzając swoją podwałdną przepełnionym złością spojrzeniem. Zdecydowanie zbyt często słyszał od różnych osób, jakoby miałby żywić do tego farbowanego blondyna uczucie inne, niż nienawiść i odraza, co bardzo go denerwowało. Sam w sumie nie do końca wiedział, czemu takie sugestie działały na niego jak płachta na byka.

-Jak chcesz.

Kobieta spuściła z tonu i podała mu kubek wypełniony aromatycznym napojem, na co skinął jej głową i wróciła do swojego zadania, które wcześniej przerwała.

-Możesz iść dzisiaj wcześniej do domu.

Uniosła wzrok znad czytanego tekstu i zaskoczona spojrzała na swojego chlebodawcę, mając przez chwilę wrażenie, że się przesłyszała. Ale nie, wszystko wskazywało na to, że naprawdę dostała wolny wieczór. Odłożyła trzymane w dłoni kartki z powrotem na stolik i wstała, zbierając się do wyjścia i po chwili znikając za drzwiami wejściowymi bez słowa pożegnania. Gdy tylko wyszła, pan domu wstał ze swojego miejsca i podszedł do wielkiego na całą ścianę okna, znajdującego się w jego gabinecie i zaczął przyglądać się tętniącemu życiem miastu przez to grube szkło. W końcu oparł się czołem o przyjemnie chłodną powierzchnię, zamykając na chwilę oczy.

Komentarze

Popularne posty