Miłość leczy rany - Rozdział 12
BILL
Leżałem w łóżku, kompletnie nie mogąc zasnąć, mimo że byłem wykończony. Zastanawiałem się, dlaczego Tom to zrobił. Mógł mnie mieć, pozwoliłbym mu na wszystko, co chciał, nie ważne jak szalone czy bolesne by to było, a on tak po prostu zrobił wszystko, by to mnie było dobrze. Dlaczego? Przecież w cale tego od niego nie oczekiwałem. Nie chciałem. A mimo to byłem szczęśliwy, że postąpił właśnie tak a nie inaczej. Westchnąłem ciężko i wstałem z łóżka, czego zaraz pożałowałem, bo moje nogi jak z waty odmówiły posłuszeństwa i musiałem podeprzeć się szafki nocnej, by nie upaść.
-Wszystko w porządku?
Zapytał Dredziarz lekko zaspanym głosem, pochylając się i zapalając lampkę nocną, by oświetlić choć trochę pomieszczenie.
-Tak, po prostu zbyt gwałtownie wstałem.
Przyznałem i zorientowałem się, że po moich udach spływa strużka spermy leżącego na łóżku chłopaka, stając się moim jedynym ubraniem, jakie na sobie miałem. Spojrzałem na niego i zauważyłem, jak wpatrując się w mój tyłek lubieżnie oblizuje usta, co jednocześnie mnie podekscytowało i onieśmieliło.
-Idę do łazienki.
Powiedziałem po chwili, czując, że już mogę się poruszać i dopiero wtedy jakby wyrwał się z jakiegoś transu, spojrzał na mnie i pokiwał głową, kładąc się z powrotem na łóżu. Przeszedłem do wspomnianego pomieszczenia, cały czas czując na sobie jego wzrok i stanąłem przed lustrem. Zacisnąłem zęby i oparłem się o umywalkę, zaciskając na jej kantach dłonie. Byłem wściekły na siebie. Zaczynało zależeć mi na tym chłopaku. A poprzysiągłem sobie, że nigdy nie będzie mi na nikim zależeć. Że nigdy się nie zakocham. A właśnie to zrobiłem. Odetchnąłem głęboko i wszedłem pod prysznic, postanawiając, że najpierw muszę się umyć, oczyścić z dowodów na to, co przed chwilą działo się w moim łóżku. Czysty i pachnący wyszedłem z kabiny prysznicowej i naciągnąłem na tyłek bokserki, po czym spojrzałem ponownie w lustro. Przydługie włosy lepiły się do mojego ciała a woda spływająca z nich znaczyła linie na mojej skórze. Nienawidziłem siebie. Patrząc w to cholerne lustro miałem ochotę puścić pawia. Zawsze dążyłem do perfekcji, a perfekcja oznaczała nie tylko bycie pięknym i seksownym, ale też nie posiadanie nikogo, zamknięcie swojego serca na wszystko i wszystkich. A ja tak po prostu złamałem tę przysięgę, którą sobie złożyłem!
-Niech to szlag!
Warknąłem i uderzyłem pięścią w ścianę, próbując jakoś rozładować swój gniew, ale to ani trochę nie pomagało. Musiałem się ukarać za to, co zrobiłem. Ukarać się za to, że pozwoliłem sobie, by obdarzyć kogokolwiek jakimkolwiek uczuciem. I z takim postanowieniem otworzyłem jedną z szafek.
TOM
Czekałem, aż Bill wróci z łazienki i położy się z powrotem do łóżka, patrząc w sufit i słysząc, jak bierze prysznic, wyciera się i tak dalej. W pewnym momencie aż podskoczyłem na łóżku, gdy nagle coś walnęło w ścianę. Potem usłyszałem, jakby czegoś szukał i stwierdziłem, że pewnie zaraz wróci. Ale nie wracał a moje bebechy coraz mocniej podpowiadały mi, że coś jest nie tak. Ignorowałem to uczucie, ale ono ciągle rosło, a w pomieszczeniu za ścianą ciągle panowła cisza. Zwlokłem się więc z łóżka, ubrałem bokserki i będąc pewien, że nic się nie stało i mam po prostu jakąś cholerną paranoję, wszedłem do pomieszczenia, gdzie znajdował się mój bliźniak. Siedział na zimnych, podłogowych płytkach i wpatrywał się tempo w ścianę przed nim, a w dłoniach przesypywał jakieś tabletki, mrucząc coś pod nosem, chociaż nie do końca rozumiałem, co. Był to dość przerażający widok. Podszedłem do niego i klęknąłem przy nim, chcąc jakoś mu pomóc.
-Jedna jest na ból, tak zarządził król. Dwie na naćpanie, nie bierz na chlanie. Trzy są na głód, byś ciągle chudł. Cztery na serce, co jest w udręce. Pięć bierz na miłość, oddaj mi przyszłość. Sześć weź na raz i zaśnij na zaś... Jedna na ból, tak zarządził król...
Śpiewał pod nosem a mnie od tego aż przechodziły ciarki. Dotknąłem jego ramienia i wtedy dopiero drgnął i spojrzał na mnie ledwo przytomnie, dopiero potem orientując się, kim jestem i co tu robię. Zacisnął garść tabletek w pięści i spojrzał na mnie ze złością.
-Bill, co to za tabletki? Ile ich wziąłeś?
Zapytałem, chcąc jakoś mu pomóc, ale wtedy stało się coś, czego chyba najmniej się spodziewałem.
-Nie twój biznes! Wypierdalaj stąd i wracaj do siebie!
Wrzasnął, wyrywając mi się i nie pozwalając do siebie zbliżyć. Uniosłem ręce w geście poddania i odsunąłem się od niego.
-Dobrze, spokojnie... tylko nic sobie nie rób, dobrze?
-Nie twoja sprawa, wyjazd stąd!
Westchnąłem ciężko i wyszedłem z pomieszczenia a potem z jego pokoju i poszedłem do siebie, zastanawiając się, co mu się tak nagle stało i bolało mnie, że nie mogę znaleźć na to odpowiedzi.
Komentarze
Prześlij komentarz