Prowadź mnie! - Rozdział 8
Marchewkowowłosy chłopak nie patrzył na swoich przyjaciół, gdy przechodził korytarzem i wszedł do pokoju, który zajmował jego ranny chłopak. Rodzice nastolatka widząc rudzielca wyszli z pomieszczenia, chcąc zostawić ich samych. Atakujący Karasuno podszedł do łóżka i usiadł na przystawionym krześle, chwytając swojeg chłopaka za dłoń.
-Wróciłeś.
Zauważył pacjent, uśmiechając się lekko. Hinata zacisnął palce na dłoni swojego partnera i spojrzał mu w twarz, starając się nie płakać, widząc bandaże na jego twarzy.
-Przepraszam, że wcześniej tak uciekłem.
Powiedział, wyciągając dłoń i dotykając policzka ukochanego by go pogłaskać, widząc wszystkie malujące się na jego twarzy emocje, mimo że nie widział jego oczu.
-Rozumiem cię, nie jestem zły.
Czarnowłosy był nadzwyczaj wyrozumiały do swojego chłopaka. Tak, jakby to rudowłosy był poszkodowanym w tej sytuacji a nie on sam. Siedzący na krześle nastolatek westchnął ciężko i uśmiechnął się lekko, chcąc jakoś dodać sobie odwagi.
-To dla mnie bardzo trudne. Przyjąłeś na siebie atak wymierzony we mnie. Obroniłeś mnie. I przez to straciłeś wzrok. Więc według mnie to moja wina, że tak się stało. Boję się, że znienawidzisz mnie za to, co się stało. Boję się, że przez to mnie zostawisz. I obwiniam się za to, co cię spotkało.
Wyznał cicho, doskonale wiedząc, jak głupie są jego słowa, ale wiedząc, że musi być szczery ze swoim chłopakiem, jeśli dalej go kocha i chce z nim być.
-Hinata, to nie twoja wina. To ja zdecydowałem, by cię obronić. Nie pozwoliłbym jej cię skrzywdzić. Nie znienawidzę cię za to, nie mógłbym. Za bardzo cię kocham. Skoro myślałeś, że po tym cię znienawidzę i zostawię, to jesteś kretynem.
Ostatnie zdanie wypowiedział sarkastycznie, chcąc rozbawić swojego partnera, co mu się zdecydowanie udało, bo po sali poniósł się wesoły śmiech chłopaka, który otarł pojedyncze, spływające mu po policzkach łzy.
-Tobio...
Westchnął cicho i nachlił się, całując rannego delikatnie w usta i przytulił się do niego, czując po chwili, jak ramiona chłopaka obejmują go i przyciągają do ciepłego ciała.
-Niedługo stąd wyjdę i będziemy mogli spędzać więcej czasu razem.
Wymruczał były rozgrywający, przeczesując długimi palcami pomarańczowe włosy.
-Nauczymy się jakoś funkcjonować w nowej sytuacji. Będę dla ciebie wsparciem, dam z siebie wszystko, obiecuję.
Poprzysiągł nastolatek, wtulając się bardziej w wyższego chłopaka i wdychając jego przyjemny zapach.
-Więc prowadź mnie, Shoyo.
Więcej już tego dnia nie rozmawiali. Spędzili kilkadziesiąt minut przytulając się i obdarowując od czasu do czasu pocałunkami, po czym musieli zostać rozdzieleni, bo skończyła się pora odwiedzin i pielęgniarki wyprowadziły Hinatę z sali szpitalnej, chcąc móc zając się wieczorną rutyną pacjenta. Chłopak w milczeniu wyszedł ze szpitala razem z całą drużyną, opiekunami i rodzicami jego partnera z delikatnym uśmiechem na ustach i kierując się do ich drużynowego autobusu, by w końcu móc wrócić do domu.
-Wszystko dobrze, Hinata?
Zapytał kapitan drużyny, wyraźnie zaniepokojony tak nietypowym dla nastolatka zachowaniem. Ten odwrócił się do swoich przyjaciół z uśmiechem na ustach i spojrzał na nich, ciesząc się, że ma aż tak wspierających go przyjaciół.
-Tak. Z Tobio też. Wszystko będzie dobrze... musi być! W końcu na boisku byliśmy wybuchowym duetem, więc w życiu też damy sobie radę i jakoś to będzie. Nauczę się, jak mogę mu pomagać a on nauczy się żyć w nowej sytuacji. Dodatkowo mając wasze wsparcie będzie prościej.
Może nie zdawał sobie z tego sprawy a może zrobił to specjalnie, ale wszyscy byli z niego dumni. Nie wyobrażali sobie, jak ciężko musi mu być patrzeć na cierpienie ukochanej osoby, a i tak po raz kolejny okazał się silniejszy od któregokolweik z nich. Więc, co było typowe dla Karasuno, rzucili się na niego i zamknęli w grupowym uścisku, ciesząc się, że ich przyjaciel się nie załamał.
Komentarze
Prześlij komentarz