Gdzie się podziałeś? - Rozdział 3
Kolejne dni były dosłownie męczarnią. Nie potrafiłem się skupić na niczym innym niż na szukaniu wskazówek, gdzie też mógł podziać się młody dziedzic i jak mogłem w ogóle do tego dopuścić? Od wielu osób słyszałem, że to nie moja wina i nic nie mogłem na to poradzić, ale nic mnie to nie obchodziło - i tak obwiniałem siebie za tę zaistniałą sytuację i chciałem jakoś sam ją rozwiązać, ale z każdym mijającym dniem coraz bardziej i jednocześnie coraz bardziej boleśnie zdawałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie sam niczego zrobić czy chociażby posunąć się chociaż odrobinę dalej, by odnaleźć porwanego blondyna. Doprowadzało mnie to do szaleństwa do tego stopnia, że nawet wysiedzieć w miejscu nie potrafiłem, mimo że z natury byłem cierpliwym i spokojnym człowiekiem, przez co Jurij nawet czasem nazywał mnie skałą, bo niewiele sytuacji, rzeczy czy chociażby osób potrafiło wydobyć ze mnie jakiekolwiek emocje czy też jakieś działanie.
Westchnąłem cicho i po raz kolejny tego dnia czytałem uważnie raporty policji, prywatnych detektywów i innych pracujących nad sprawą ludzi, nie znajdując jednak nic ponadto, co już wiedziałem i absolutnie nie prowadziło mnie do znalezienia jakiegokolwiek rozwiązania. Mimo to ciągle próbowałem i nie do końca wiedziałem, co tak właściwie mam zrobić jako pierwsze - w mojej głowie kłębiło się tyle przemyśleń, pomysłów i emocji, że nie potrafiłem skupić się na jednej, konkretnej rzeczy.
-Otabek, jesteś wzywany do szefa.
Z tego dziwnego stanu szaleństwa wyrwał mnie głos kolegi z pracy, który nie wiedzieć kiedy znalazł się w moim pokoju. Pewnie pukał, ale nawet tego nie usłyszałem, więc sam wszedł, wiedząc, że jestem w środku. Dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie sensu jego słów, nim w końcu pojąłem, co do mnie powiedział i wstałem od swojego biurka, po czym wyminąłem go w drzwiach i skierowałem się do pomieszczenia, o którym mówił. Chwilę później siedziałem już na fotelu w gabinecie przed moim pracodawcą, który trzymał w ręku jakąś kopertę i podał mi ją bardzo powoli. Spojrzałem na niego z niezrozumieniem i przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że może po przemyśleniu sprawy postanowił jednak mnie zwolnić i właśnie trzymam w rękach swoje wypowiedzenie. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że siedzący po drugiej stronie biurka mężczyzna jest nienaturalnie blady i jakby roztrzęsiony. Spojrzałem na trzymaną w dłoni kopertę, ale wciąż nie wiedziałem, co mam z nią konkretnie zrobić.
-Przeczytaj ten list.
Polecił mi pan domu słabym głosem, po czym schował twarz w dłonie, opierając łokcie o drewniany blat biurka. Otworzyłem niezaklejoną kopertę i wyjąłem kartkę papieru, którą rozłożyłem i od razu zrobiło mi się słabo. Nawet nie czytając tego, co tam się znajduje, byłem przerażony. Słowa na grubym papierze napisane były krwią i miałem dziwne przeczucie, że była to krew należąca do poszukiwanego przez nas blondyna i ta myśl była nie do zniesienia.
Mamy twojego syna, Jurija. Odwołaj policję i prywatnych detektywów. Gdy upewnimy się, że zaprzestałeś poszukiwań, przyślemy ci kolejne instrukcje.
Krótka i zwięzła treść wskazywała na osobę nie lubiącą rozwodzenia się i mówiącą konkretnie, prosto z mostu. Staranny, kaligraficzny wręcz styl pisania wskazywał z kolei na kogoś, kto jest spokojny, cierpliwy i bardzo dokładny. Profilem porywacza była więc treściwość i pedantyczność? Kto to pisał, jakiś fan sprzątania czy co? Nikt szczególny nie przychodził mi do głowy i chyba to było jeszcze gorsze, bo to oznaczało, że wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia i mimo że minęło tyle czasu, nasze śledztwo nie ruszyło ani o krok w przód.
-Spójrz do koperty.
Usłyszałem polecenie, gdy zacząłem składać list wzdłuż widniejących na nim linii zagięć i z zaskoczeniem spojrzałem na własnego chlebodawcę. Zajrzałem do koperty i czułem, jak moje serce na kilka sekund przestało bić, by po chwili wznowić swoją pracę ze zdwojoną siłą. Po dnie koperty pałętały się związane niebieską wstążką w niewielką kitkę blond kosmyki, które z pewnością należały do Jurija - byłem tego tak pewny, że dałbym sobie za to rękę uciąć, gdyby ktoś mi kazał. Drżącymi dłońmi odłożyłem kopertę i list na mosiężne biurko, po czym spuściłem głowę, kładąc ręce na udach i nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłem.
-Co mam zrobić, sir?
Zapytałem, chcąc podjąć jakiekolwiek działania. Nie mogłem już dłużej stać w miejscu. Miałem świadomość, że ktoś skrzywdził młodego dziedzica i to napędzało mnie do działania i podkręcało moje emocje bardziej niż cokolwiek innego na tym świecie i wiedziałem, że gdybym miał szansę w tym momencie spotkać porywaczy blondyna, zabiłbym ich na miejscu w najgorszych torturach, jakie jestem w stanie sobie wyobrazić.
-Nic. Zaprzestajemy poszukiwań i czekamy na dalsze informacje. Nie chcę, żeby coś mu się stało.
Zaskoczyły mnie słowa ojca chłopaka, ale nie mogłem nic z tym zrobić. Pokiwałem głową ze zrozumieniem, mimo że w cale nie rozumiałem jego decyzji i wstałem, wychodząc z pomieszczenia. Już miałem skierować się z powrotem do swojego pokoju, jednak przystanąłem w pół kroku i po chwili zastanowienia zbiegłem po schodach na dół by kilka minut później znaleźć się już kompletnie poza terenem posiadłości i skierowałem swoje kroki w stronę miasta. Musiałem przewietrzyć głowę a dodatkowo miałem cichą nadzieję, że uda mi się znaleźć jakąkolwiek wskazówkę, jakikolwiek trop pozwalający mi podążyć śladem blondyna. Obiecałem mu, że nigdy go nie opuszczę i zawsze będę przy nim, a teraz chcąc nie chcąc łamałem tę obietnicę, nie mogąc go nigdzie znaleźć.
Ale odnajdę go. Na złość wszystkim, na złość przeklętemu losowi i nie ważne, jakie kłody zostaną mi rzucone pod nogi, na własną rękę zdobędę poszlaki i znajdę go, całego i zdrowego i wyrwę go z tego piekła, w którym się znalazł.
Odnajdę cię, Jurij. Niestety to może trochę potrwać. Zaczekaj na mnie, proszę.
Komentarze
Prześlij komentarz