Jabłko - Rozdział 1
Harry obudził się w nocy zlany potem. Po raz kolejny odkąd tamtego popołudnia widział tamtego chłopca. Powoli zwlokł się z łóżka i skierował swoje małe kroczki do kuchni, gdzie spodziewał się znaleźć rodziców, w których ramionach chciał zaznać ukojenia.
-Za parę minut Harry pewnie znowu przybiegnie z płaczem.
Zatrzymał się, słysząc głos swojego taty. Często podsłuchiwał w domu ale jego rodzice nigdy nie mieli nic przeciwko. I tak o wszystkim przy nim rozmawiali. A przynajmniej tak mu się wydawało.
-Miewa koszmary?
Ten głos z pewnością należał do jego ojca chrzestnego. Nie pamiętał, żeby był tu, gdy szedł spać.
-Niestety. Ciągle mówi o jabłku i o chłopcu z szarymi oczami.
-Ma ku temu jakiś powód?
-Nie wiem. To się zaczęło gdy byliśmy w parku trochę ponad dwa tygodnie temu. Nagle zamarł i był przez resztę dnia jakiś nieswój. Od tego czasu co noc budzi się z płaczem. Lili jest prawie chora ze zmartwienia.
-Dlatego podałeś jej eliksir nasenny.
-Inaczej znowu nie przespałaby nocy.
Pomiędzy mężczyznami na moment zapadła cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara i stukaniem szklanek.
-Może ma to jakiś sens? Zaczepił go ktoś w parku?
-Widziałem przy nim jakiegoś dzieciaka ale szybko zniknął. Myślisz, że to o niego chodzi?
-Możliwe. Nie znasz tego dzieciaka?
-Nie kojarzę.
Harry słysząc o wspomnianym blondynie znów zobaczył przed oczami tamtą scenę. Przerażone spojrzenie stalowoszarych oczu i wykrzywioną obrzydzeniem twarz mężczyzny. Czuł, jak łzy znów zbierają mu się w oczach i wbiegł do kuchni, od razu przylegając do swojego wujka, który szybko posadził go sobie na kolanach.
-Znowu miałeś zły sen, Harry?
Brązowowłosy mężczyzna pochylił się nad swoim synkiem i pogłaskał go po plecach, jednocześnie rzucając zmartwione spojrzenie swojemu bratu.
-On się boi, tato.
Wyłkał prosto w koszulę przytulającego go do piersi mężczyzny, pozwalając, by łzy w końcu spłynęły po jego policzkach.
-Kim jest ten chłopiec, Harry?
Miękki głos Black'a brzmiał jakoś tak kojąco i spokojnie. Zdecydowanie działał na chłopca, jak widać lata zajmowania się Remusem na coś się przydały.
-Nie wiem, nie znam go. Był z nim taki pan, był bardzo zły.
Drobnym ciałem na nowo wstrząsnął szloch. Syriusz od razu ugryzł się w język i zaczął bujać dziecko, starając się go uspokoić.
-Już w porządku, spokojnie, Harry. Jestem pewien, że temu chłopcu nic nie jest.
Zapewniał go, rzucając błagalne spojrzenia ojcu dziecka.
-Skąd wiesz?
Dziecko pociągnęło nosem, podnosząc wzrok na trzymającego go w ramionach mężczyznę. Ten uśmiechnął się ciepło i odgarnął niesforne kosmyki z czoła chłopca.
-Bo żadni rodzice nie krzywdzą swoich dzieci, Harry.
-I żaden rodzic nie pozwoli zrobić swojemu dziecku krzywdy. Tak jak mama i ja. Zrobimy wszystko, żeby cię ochronić.
James wtrącił się w rozmowę i spojrzał z wdzięcznością na swojego brata widząc, że jego metoda najwyraźniej działa. Harry pozostał w ramionach swojego chrzestnego aż zasnął snem spokojnym, uśmiechając się lekko.
-Mówi się, że psy dobrze wpływają na wychowywanie dziecka.
Zaśmiał się okularnik, obserwując śpiącego syna znad kubka herbaty. Kolejnej tej nocy ale nie mógł przecież ciągle pić kawy, bo latałby po domu jak nawiedzony.
-Dlatego zostałem chrzestnym.
Skwitował Black pomiędzy kęsami krakersów, które leżały na stole. Przegryzał je w ramach kolacji, bo przez spoczywające w jego ramionach dziecko nie miał możliwości, żeby zjeść kolację.
-Podgrzeję ci potrawkę Lili i odniosę Harry'ego do łóżka. Cały dzień nic nie jadłeś.
-Zaczekaj, Lunatyk też zaraz powinien przyjść. Niedługo zacznie świtać.
-Racja. Swoją drogą, wiesz, gdzie wywiało Glizdogona? Nie odzywa się od jakiegoś czasu.
-Nie zaszył się u rodziców?
-Nie, spotkałem ich wczoraj w sklepie. Mam mu przekazać, żeby w końcu ich odwiedził.
-Dziwne, nie zdarzało mu się tak wcześniej znikać bez słowa.
-Może coś mu się stało?
-Nah, wychowywał się z nami. Nic mu nie jest straszne.
-W sumie jeśli przeżył nasze zimowe podchody to przeżyje wszystko.
Skwitował w końcu mężczyzna, sięgając po portfel i wyciągając z niego jakieś zdjęcie. Dopiero po chwili Syriusz dostrzegł, że to zdjęcie z gazety i przedstawia najnowszy model miotły.
-Jutro wychodzi najnowszy Nimbus. Może skoczymy na pokaz po lunchu?
Zaproponował a na jego ustach jak zawsze wykwitł uśmiech zwiastujący psikusy.
-Zobaczymy po lunchu, na razie nie jedliśmy jeszcze śniadania.
Obaj mężczyźni odwrócili się w stronę drzwi, spoglądając na stojącą w nich rudowłosą kobietę, okrytą lawendowym szlafrokiem.
-Już nie śpisz? Obudziliśmy cię?
-Nie wypiłam całej herbaty, kotku.
Przyznała kobieta skradając pocałunek z ust męża, nim zajęła miejsce na krześle obok niego. Westchnęła cicho, zerkając na śpiącego w ramionach ich przyjaciela synka.
-Długo płakał?
-Tylko chwilkę, Łapa szybko go uspokoił. Ma do tego dar. Może powinniśmy go przygarnąć, jako psiaka dla Harry'ego?
-Nie mógłby wtedy pójść z tobą na pokaz najnowszego Nimbusa.
-W sumie racja. Lepiej, żeby był półpsem.
-Półpsem?
-Mam hau mówić hau jak hau pies hau?
Cała trójka wybuchła śmiechem, dopiero po chwili reflektując się, że mogą tym obudzić ich synka.
-Daj mi go, położę go spać.
Lili wzięła dziecko na ręce i wyszła z pokoju tuląc go do piersi, będąc obserwowana przez dwie pary ciemnych oczu.
Szkoda małego Harry'ego, że ma takie koszmary... Ale przynajmniej jest wujek, który potrafi go uspokoić! ^^
OdpowiedzUsuńps.: co z tym spisem treści? :c
Czy można uzyskać do Ciebie jakiś kontakt? ^^
UsuńWitaj :)
UsuńOczywiście, możesz ze mną skontaktować się na Facebook'u - Fumiko Neko Koneko albo na Discordzie Fumiko #9090
Możesz do mnie napisać w każdej chwili, chociaż częściej jestem na Discordzie, więc zapraszam tam :)
Miłego wieczoru!