Odnaleźć siebie - Rozdział 4 - REWRITE
pov Nicholas
Chociaż nie chciałem opuszczać śpiącego w sypialni dla gości chłopaka, w końcu musiałem pozwolić mu wrócić do domu. Gdy tylko gorączka mu spadła, zaczął czuć się lepiej i kategorycznie, wręcz rozpaczliwie żądał, bym pozwolił mu wrócić do domu. Jeśli nie chciałem go stracić bezpowrotnie, nie miałem wyboru jak tylko to zrobić, więc by jeszcze spędzić te kilka ostatnich chwil razem z nim, odwiozłem go do domu. Gdy tylko udało mu się zebrać do kupy i zasiadł w samochodzie na miejscu pasażera, podał mi swój adres i wtulił się w miękkie, skórzane siedzenie. Zerkałem na niego od czasu do czasu i widziałem jak z każdym kilometrem, który pokonaliśmy, coraz bardziej się boi i kuli się w sobie, chociaż on sam zdawał się tego nie zauważać. Doskonale czułem, że nie chce teraz rozmawiać, nie zmuszałem go więc do tego, pozwalając mu na pozostanie sam na sam z jego myślami, chociaż w środku burzyłem się, widząc jego rosnące zdenerwowanie.
-Następne 5 dni masz wolne. Wyzdrowiej w tym czasie i zadbaj o siebie, dobrze?
Odezwałem się, gdy w końcu zaparkowałem pod wskazanym domem. Błękite oczy spojrzały na mnie z zaskoczeniem i jednocześnie ogromnym strachem, jednak w końcu pokiwał głową.
-Oczywiście. Dziękuję za wszystko.
Odpowiedział i już go nie było, chociaż to nie do końca dobre określenie. Odjechałem kawałek i wysiadłem z auta bo czułem, że coś jest nie tak. Podszedłem najbliżej, jak mogłem jednak dbając o to, by mnie nie zauważył i obserwowałem go. Miałem wrażenie, że coś jest bardzo nie w porządku a chłopakowi grozi jakieś niebezpieczeństwo, chociaż nie miałem pojęcia dlaczego tak się czułem. Usłyszałem czyjeś kroki i po chwili obok mnie stał mój zaufany gamma i jeden z przyjaciół.
-Melduj mi wszystko, dobrze? Nic nie może mu się stać.
Poprosiłem widząc, jak chłopak w końcu powoli wchodzi do swojego domu i znika za zamkniętymi drzwiami. Westchnąłem ciężko mając świadomość, że przez najbliższy czas się do niego nie zbliżę.
-Oczywiście. Ile mu zostało?
Spojrzałem na niższego i zdecydowanie drobniejszego ode mnie nastolatka, który uważnie przyglądał się dość zaniedbanemu domu. Sądząc po jego wyrazie twarzy, nie tylko ja miałem złe przeczucia.
-Dwa miesiące.
Odpowiedziałem i odszedłem wiedząc, że jeśli tam zostanę to nie odejdę a wręcz przeciwnie, wbiegnę do środka i zabiorę go ze sobą wbrew woli Justina. Żeby więc tego uniknąć, z ciężkim sercem postanowiłem wrócić do domu.
pon Justin
Stałem przed wejściem do mojego domu i czułem coraz ciaśniej zaciskającą się pętle na mojej szyi. Czułem się, jakby ktoś zatrzymał czas i nie mogłem się ruszyć nie tylko przez to, że wciąż byłem bardzo chory ale również dlatego, że najzwyczajniej w świecie się bałem. Zamknąłem oczy i policzyłem do 10 a do moich nozdrzy doszedł niezbyt intensywny zapach lasu, wiatru i piżma. Zapach, który kojarzyłem jedynie z Nicholasem. Zapewne wciąż wydaje mi się, że jest tuż obok. Wiedząc jednak, że nie mogę się dłużej ociągać, wszedłem powoli po schodach na ganek a po kilku przerażających chwilach wszedłem do domu, zamykając za sobą wejściowe drzwi. Odstawiłem torbę na ziemię i najciszej, jak umiałem w tak złym stanie fizycznym, przeszedłem do salonu by zobaczyć, co aktualnie robi mój ojciec. Ledwo przekroczyłem próg tego pomieszczenia a usłyszałem świst i huk tłuczonego szkła. Tuż obok mojej głowy przeleciała ciężka, szklana butelka po piwie i rozbiła się na ścianie za mną. Już jestem trupem.
-Ty niewdzięczny bachorze! Zaraz się z tobą policzę!
Przepity głos dotarł do moich uszu sprawiając, że zacząłem drżeć. Nie potrafiłem inaczej. Odważyłem się spojrzeć w kierunku, z którego docierał, i zauważyłem siedzących z nim mężczyzn - jego przyjaciół. To oznaczało dla mnie tylko jedno i szczerze mówiąc w tym momencie modliłem się, żeby nagle umrzeć tu gdzie stoję. To z pewnością ukruciłoby moje cierpienia. Ledwo powstrzymywałem cisnące mi się do oczu łzy i chęć ucieczki. Tylko że dokąd miałbym uciec? Nie ma przecież miejsca, gdzie mógłbym być bezpieczny. Posłusznie podszedłem więc do grupki podpitych a może nawet pijanych mężczyzn i uklęknąłem obok nich ze zwieszoną głową. Wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, jedynie pogorszę swoją już i tak bardzo złą sytuację. Musiałem więc robić wszystko, co mi powiedzą i mieć nadzieję, że szybko mi odpuszczą i okażą mi łaskę. Chociaż raczej nie miałem na to szans.
pov Daniel
Usadowiłem się wygodnie w niewidocznym ze wszystkich stron miejscu, mianowicie w bardzo przyjemnych krzakach, z których mogłem obserwować dom tego chłopaka i wszystko słyszeć. Czy dużo wiedziałem na temat swojego zadania? Niezbyt. Wiedziałem tylko, że to ktoś ważny dla Nicholasa, że ma na imię Justin i że mam go chronić i obserwować, interweniować jedynie w sytuacji absolutnej konieczności i wszystko codziennie meldować Nicholasowi. Zamierzałem więc to właśnie zrobić, bo co innego mi pozostało? Wybrał mnie nie tylko ze względu na naszą przyjaźń ale również na moją wytrzymałość i lekki sen, dzięki czemu o każdej porze dnia i nocy mogłem zareagować. Drgnąłem, gdy usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i czyiś podniesiony głos, jednak zaraz potem wszystko ucichło a ja nie mogłem rozróżnić słów, nie reagowałem więc. Po kilkunastu minutach jednak znów zaczęły docierać do mnie dźwięki, które zdecydowanie świadczyły o fakcie, że wszyscy w środku znakomicie się bawią, przynajmniej tak mi się wydawało. Trwało to przez dłuższy czas i zdawało się, że impreza rozpoczęła się na dobre, co trochę mnie zdziwiło bo byłem przekonany, że obserwowany przeze mnie chłopak jest chory, jednak nie mnie było to osądzać. Rozłożyłem się więc wygodniej i obserwowałem niebo, cały czas nasłuchując czegokolwiek nietypowego i już przysypiałem, po kilku godzinach takiego nasłuchiwania, gdy usłyszałem czyiś płacz. Zaskoczyło mnie to na tyle, że poderwałem się do siadu i zacząłem nasłuchiwać uważniej. Niestety okazało się, że dźwięk dobiegał z obserwowanego przeze mnie domu. Wykorzystując fakt, że jest ciemno, wbiegłem do ogrodu i wspiąłem się po jednym z drzew będąc przekonanym, że płacząca osoba znajduje się na górze. Chwilę jednak potrwało, nim znalazłem się na odpowiednim drzewie, na którym mogłem faktycznie obserwować zajmowane przez Justina pomieszczenie. Dziękowałem niebiosom, że mogłem tak wyraźnie widzieć w ciemności, bo pokój był oświetlany jedynie przez niewielką lampkę nocną. Widok jednak zrobił na mnie o wiele większe wrażenie i musiałem przytrzymać się gałęzi, bo gdy uświadomiłem sobie, co właśnie rozgrywa się przed moimi oczami, szok niemal zwalił mnie z nóg. W kącie pokoju siedział skulony Justin, którego ubranie było zniszczone a włosy w okropnym nieładzie. Trochę wyglądało to, jakby wdał się z kimś w bójkę jednak nie sądziłem, żeby to była prawda. Na jego ciele widziałem świeżą krew i nawet kilka ran jednak najbardziej zaskoczyło mnie, że chłopak był półnagi. Tylko dlaczego? Przyglądałem mu się przez kilka, może kilkanaście minut, podczas których dziewiętnastolatek kilkakrotnie próbował się uspokoić, nim w końcu mu się to udało i wstał powoli ze swojego miejsca, ledwo trzymając się na nogach. Wyglądał, jakby ktoś go bardzo brutalnie pobił i nie wiem, co jeszcze mu zrobił - szczerze mówiąc chyba wolałem nie wiedzieć - i byłem pewien, że zaraz zemdleje. On jednak dzielnie trzymał się resztkami sił w jako takim pionie i zniknął za jednymi z drzwi, jak się zaraz domyśliłem prowadziły one do łazienki. Pozostałem jednak w zajmowanym przeze mnie na drzewie miejscu, gdzie mogłem całkiem nieźle ukryć się wśród zielonych liści i czekałem, aż coś się znów wydarzy. Nic niezwykłego się jednak więcej nie wydarzyło - chłopak po prostu wrócił po jakimś czasie do pokoju ze świeżymi bandażami i plastrami na ciele, lekko kuśtykając i chwiejąc się a z włosów kapała mu woda. Opadł niemal bezwładnie na łóżko i zakopał się w kołdrę, skulając na trzeszczącym lekko materacu. Co się dzieje w tym domu?
Komentarze
Prześlij komentarz