Jabłko - Rozdział 3
Na szczęście po kilku tygodniach Harry przestał przybiegać do rodziców z płaczem każdej nocy, więc wszyscy odetchnęli z ulgą, chociaż to oczywiście nie oznacza, że problem został zażegnany. Lucjusz i Narcyza Malfoy stali się nieuchwytni a wraz z nimi zaginęła kuzynka Łapy, Bellatrix. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co to oznacza i wiedzieli, że Czarny Pan rośnie w siłę a czekanie na odpowiednią okazję do działania było nie tyle wykańczające co bezdennie głupie. Mimo wszystko udało im się jedynie dowiedzieć, że ich dziedzic nazywa się Dracon i był w wieku ich synka. Coraz bardziej martwił ich również fakt, że kolejni czarodzieje znikali, w tym ich przyjaciel, Peter.
Kilka tygodni później Lili przygotowywała właśnie pierwsze, świąteczne pierniczki, bo w końcu kalendarz wskazywał już czwarty dzień grudnia, więc wypadało wprowadzić adekwatną atmosferę. Black w tym czasie zajmował się swoim chrześniakiem, który właśnie przykleił nos do szyby w salonie, wyczekując na pierwszy w tym roku śnieg, który miał dzisiaj spaść.
-Jakiekolwiek oznaki śniegu?
Zapytał z rozbawieniem, usadzając się po turecku tuż za chłopcem i poczochrał jego włosy, samemu zerkając za okno. Uwielbiał śnieg, chociaż samo zimno było okropne.
-Jeszcze nie ale pan w telewizji mówił, że dziś spadnie.
Chłopiec odwrócił się do swojego wujka i zrobił udawaną, smutną minkę. Zdążył się już nauczyć, że jeśli będzie udawać smutnego lub bliskiego płaczu to jego chrzestny zacznie robić wszystko, by go rozweselić.
-Może chcesz ozdobić pierniczki z mamą? Albo pójdziemy do parku? Pobawimy się w chowango?
Zaczął proponować, nie mogąc znieść smutnej miny swojego podopiecznego i za wszelką cenę chciał zmazać smutek z dziecięcej twarzyczki.
-Piesek!
Harry zdecydowanie o wiele lepiej wiedział, czego mu potrzeba i po prostu to wyartykułował, zbijając swojego chrzestnego z tropu. Ten dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi, więc szybko przyjął swoją animagiczną postać, ku uciesze dziecka, które od razu przytuliło się do jego futra.
Może właśnie z tego powodu, gdy Lili po jakimś czasie przyszła do salonu sprawdzić, dlaczego dwóch z trzech największych, znanych jej rozrabiaków siedzi tak cicho już od jakiegoś czasu i zauważyła rozczulający obrazek. Syriusz, zawinięty w kłębek otulał swoim futerm śpiącego Harry'ego i sam już smacznie chrapał. Zdawało się, jakby bronił go nie tylko przed zimnem ale również jakby miał chronić go przed wszelkim zagrożeniem, jakie mogłoby im w tym momencie zagrozić.
Gdy więc Harry już smacznie spał po kolacji w swoim łóżku a naczynia zostały pozmywane, rudowłosa podeszła do swoich przyjaciół w salonie i uśmiechnęła się do nich.
-James, myślę, że musimy poprosić Remusa i Syriusza o ogoromną przysługę.
Zaczęła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia ze swoim mężem i ujęła jego dłoń w swoją.
-Lili, wiesz, że dla ciebie zrobimy wszystko. Jesteśmy rodziną.
-Jeśli coś nam się stanie, to wy powinniście zająć się Harrym. Jesteście do tej roli idealni. Kochanie, gdybyś widział, jak Syriusz zajmował się dzisiaj naszym synkiem... Nie dałby go zranić.
-Wiem, skarbie. Łapa i Lunatyk dobrze się nim zajmą, jeśli zajdzie potrzeba.
-Miejmy nadzieję, że nie zajdzie.
Ostatnie zdanie wtrącił wilkołak, jednak gdy na niego spojrzeli, uśmiechał się delikatnie. Nie miał absolutnie nic przeciwko temu, jedynie bał się, że mógłby nie podołać temu zadaniu. Miał tylko nadzieję, że nigdy się o tym nie będzie musiał przekonać.
Komentarze
Prześlij komentarz