Jabłko - Rozdział 4
-Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!
Młodego czarodzieja obudziło śpiewanie rodziny, która wraz z tortem czekoladowym i siedmioma palącymi się świeczkami wpadła do jego sypialni, chcąc od razu pogratulować chłopcu kolejnej cyferki na liczniku. Chłopiec przetarł zaspane oczka i sięgnął po okulary, zakładając je na nos. Od razu został porwany w objęcia swojej matki.
-Nie mogę uwierzyć, że mój chłopczyk jest już taki duży!
Krzyknęła, tuląc go do swojej piersi i całując w czubek głowy.
-Spokojnie, Lili, bo jeszcze go udusisz.
Zaśmiał się Syriusz, zajmując miejsce po drugiej stronie łóżka i odgarniając długie włosy do tyłu.
-Nic mu nie będzie, to już młody mężczyzna.
Skwitował ojciec solenizanta, próbując dobrać się do tortu z wciąż palącymi się świeczkami, co skutecznie utrudniał mu trzymający talerz Remus, odsuwający się jak najdalej się da i nic nie robiący sobie z jego smutnej miny, jak zbity pies.
-A w ramach rozrywki idziemy dzisiaj do paru miejsc! Zdmuchnij świeczki i ubieraj się, wychodzimy zaraz po śniadaniu.
Lili nie mogła być bardziej szczęśliwa, niż świętując urodziny swojego jedynego dziecka.
-Harry jest taki uroczy. Może powinniśmy popracować nad rodzeństwem dla niego?
Rogacz momentalnie stracił zainteresowanie ciastem i uwiesił się na szyi swojej żony, uśmiechając się lekko i całując ją w policzek.
-Tylko, jeśli przejmiesz obowiązki domowe.
Zaśmiała się czarodziejka i wypuściła syna z objęć, uśmiechając się lekko. Oczywiście było to niemożliwe, bo okularnik nie znosił wykonywania obowiązków domowych i wykręcał się od tego na wszelkie sposoby, kiedy tylko mógł, więc była to niezwykle silna karta przetargowa dla Lili. Wkrótce potem wszyscy wyszli z domu, kierując się do czarodziejskiej części Londynu w poszukiwaniu rozrywek. Harry siedział na ramionach swojego chrzestnego, śmiejąc się w głos a pozostali śmiali się, rozmawiając i opowiadając sobie żarty. W pewnym momencie chłopiec zamilkł, ciągnąc wujka za kołnierzyk.
-O co chodzi, młody?
Zapytał mężczyzna, zerkając w górę i zwracając uwagę wszystkich na solenizanta, który definitywnie wyglądał, jakby chciał wejść do sklepu odzieżowego.
-Chłopiec od jabłka.
Wszyscy wstrzymali oddech, gdy usłyszeli jego słowa. Musiała minąć chwila, nim połączyli fakty.
-Wszedł do tego sklepu? Chcesz tam iść?
Zapytał Remus, jako pierwszy reflektując się, że to może być jedyna okazja, żeby się przekonać, czy rzeczonym dzieckiem był faktycznie dziedzic jednego z najznamienitszych, czystokrwistych rodów.
-Tak.
Niemal biegiem rzucili się do drzwi jednego z najdroższych sklepów z szatami dla czarodziejów, po chwili wchodząc do środka i rozglądając się.
-Łapo, to on, tam w rogu.
Szepnął chłopiec, wskazując na najbardziej odległy róg sklepu, gdzie były przymierzalnie a chłopiec w mniej-więcej wieku Harry'ego stał na podwyższeniu i zdejmowano z niego miarę z czego definitywnie nie był zbyt zadowolony, jednak stojący niedaleko, wymagający ojciec nie spuszczał z niego uważnego wzroku.
-Okay, Harry, teraz pójdziemy, dobrze? Pozwól mamie i tacie się tym zająć.
Syriusz skinął głową, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia ze swoim najlepszym przyjacielem i wyszedł ze sklepu z dzieckiem na rękach, od razu zabierając go do cukierni i kupując pączka i gorącą czekoladę, chcąc jakoś odciągnąć jego myśli i go rozweselić. Dopiero po 2 kubkach gorącej czekolady, pączku, ciastku i kanapce z kurczakiem dołączyła do nich reszta zgromadzonych.
-Hej, Harry, babcia przysłała wiadomość. Zaprosiła nas na kolację, chcesz pójść?
Zaczął James, uśmiechając się do syna i nachylając do niego. Chłopiec energicznie pokiwał głową.
-Będzie też chłopiec od jabłka. Jego imię to Dracon. Fajnie, prawda? Niczym smok a smoki są potężne i bardzo silne.
Dodała jego matka, niemal zwalając z nóg czarnowłosego animaga, jednak najwyraźniej na pozostałych dwóch mężczyznach te wieści nie zrobiły najmniejszego wrażenia. Zapowiada się ciekawie. Bardzo ciekawie.
No nie powiem – bardzo, bardzo ciekawie...
OdpowiedzUsuń