Jak powietrze - Nie będę Twoim dzieckiem


Następne dni były dla Jurija szczególnie ciężkie i przyniosły zmiany w jego zachowaniu. Zaczął unikać swej rodzicielki jak ognia i bardzo zamknął się przed innymi - bardziej, niż zwykle, jeśli to możliwe. Na lodowisku narzucał sobie tępo, od którego Yakov'owi włosy zaczęły wypadać a inni łyżwiarze, nawet najbardziej zdeterminowani, nie byli w stanie dotrzymać mu kroku. Był piękny, perfekcyjny, zachwycający, pełen gniewu i pasji i chyba to sprawiało, że był najwspanialszy - pasja, z jaką wykonywał każdy jeden ruch.

Budzik zaczął dzwonić o 5:30. Drobny chłopiec podniósł z łóżka swe ciało i z pełnym gracji, kocim ruchem postawił stopy na ziemi, od razu wykonując przysiad demi plie, odczekując chwilę, aż mięśnie jego ud rozciągnęły się trochę i wstał do idealnie wyprostowanej pozycji. Wykonał kilka przysiadów oraz brzuszków, po chwili namysłu dokładając do tego jeszcze pompki i po kilkunastu minutach rozciągania, wykonał szpagat. Zaraz potem wstał i uniósł nogę do góry, wytrzymując tak 30 sekund, po czym zmienił nogę i zadowolony ze swoich postępów spojrzał na zegarek. 5:50. Ubrał się w sportowe rzeczy, leżące na krześle przy biurku i zaledwie trzy minuty później biegał ulicami Moskwy, łapiąc do płuc rześkie powietrze i czując, jak jego ciało się rozluźnia a wszystkie emocje budzą się i uspokajają po chwili. Szczęśliwy wszedł do mieszkania, gdzie od razu skierował swe kroki do łazienki. Zauważył porozwalane wszędzie kosmetyki mamy. Pewnie przed chwilą skończyła kamuflować siniaki na twarzy. W końcu musi dobrze wyglądać, gdy będzie dawać komuś dupy. Nie pozwolił jednak, by niemiłe myśli zepsuły mu udany poranek, więc po prostu zrzucił z siebie ubrania i wszedł pod prysznic, rozluźniając napięte mięśnie pod wpływem ciepłej wody, spływającej po ciele. Dłońmi delikatnie obmywał chude ciało, by po chwili wyjść spod prysznica i przejrzeć się w lustrze. Prychnął cicho i począł wsmarowywać balsam kokosowy w swoją białą skórę, po czym napsikał włosy specjalnym olejkiem i począł je rozczesywać. Umył dokładnie równe zęby i wysuszył włosy, po czym ubrał na siebie czarne rurki i biały t-shirt z krzyczącym na środku, pomarańczowo-żółtym ROAR a na to zarzucił grubą, czarną bluzę z motywem głowy tygrysa na lewej piersi i plecach. Zadowolony ubrał szybko czarne buty na platformie i wyszedł z pomieszczenia, gdzie, ku jego niezadowoleniu, znajdowała się jego rodzicielka, jednak postanowił ją zignorować. Chwycił w dłoń miskę i nasypał ulubionych płatków cynamonowych, po czym zalał je mlekiem i zasiadł do stołu, by jeść, emanując zimną aurą, która wydawała się obniżać temperaturę w pokoju. Kobieta patrzyła na niego rozżalonymi oczami, nie rozumiejąc, czemu jej dziecko z dnia na dzień zaczęło ją unikać. Westchnęła cicho i odłożyła trzymany dotychczas w dłoniach kubek wypełniony do połowy mocną kawą i spojrzała zdecydowanie na swego potomka.

-Jurij, co się dzieje? Zachowujesz się dziwnie. Chodzi o to, że nie przychodzę na twoje treningi? 
Wiesz, że nie mogę, dużo pracuję.

Zaczęła, a atmosfera w pomieszczeniu gęstniała z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Z malinowych warg dziecka dało się słyszeć prychnięcie pełne pogardy a oczy zapłonęły czystym obrzydzeniem. Zmierzył wzrokiem jej szczupłą posturę i rozcięcie na lewym policzku, niewielkie, ale nie do zakrycia przez makijaż.

-Nie chcę cię widzieć na lodowisku ani nawet w pobliżu. Widziałem już, jak pracujesz. Nic, tylko pogratulować.

Powiedział jadowitym tonem, wprawiając matkę w osłupienie. Wstał gwałtownie, odstawiając opróżnioną do połowy miskę do zlewu.

-Jak dyrektor będzie cię dziś pieprzył, to poproś o lepszą zapłatę, bo coś marnie ci płaci. Chyba, że jesteś już zbyt zużyta, by dał za ciebie cokolwiek więcej.

Złośliwa uwaga wypełzła z jego warg, atakując kobiece serce, które gryzły wyrzuty sumienia. Jej ręce zaczęły drżeć a czerwone od szminki wargi rozchyliły się. Po perfekcyjnie zakrytych siniakach na twarzy zaczęły spływać pierwsze, gorące łzy z chwilą, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się za jej jedynym dzieckiem. Stłumiła szloch dłonią, nie mogąc uwierzyć, że jej syn dowiedział się o tym, co robi. Jak? Od kogo? Tego nie wiedziała, ale była pewna, że to jest powód nienawiści, jaką od kilku dni darzy ją dziecko. W końsku uspokoiła emocje i poszła do łazienki, by poprawić makijaż przed wyjściem. Na lustrze, jej ulubioną szminką, nastoletnia ręka napisała jedno, jedyne słowo, które sprawiło, że jej ciepłe serce pękło na pół.

DZIWKA.

Nie wiedząc, kiedy, upadła na kolana, zaczynając płakać.





KIEDYŚ CIĘ KOCHAŁEM

"Cierpienie jest konieczne, by zrozumieć miłość." przeczytałem gdzieś kiedyś i akurat teraz te słowa na dobre wypaliły się w moim przepełnionym żalu umyśle. No bo... przecież nie chciałem stracić matki, prawda? A dla mnie ona umarła. Nie ma jej już. Tak, jakby nigdy nie istniała. Nie dlatego, że naprawdę umarła, ale w moich wspomnieniach chcę pozostawić ją czystą i czułą, taką, jaką ją kochałem, jaka dla mnie była, zanim poznałem prawdę. Prawda bywa okrutna i bolesna? Coś w tym jest. - blondwłosy chłopiec uśmiechnął się gorzko do swoich myśli. Tak strasznie pragnął, by to, czego się dowiedział, okazało się tylko złym snem, ale wiedział, że to niemożliwe. Już dawno wyzbył się złudzeń wybudzenia się z koszmaru, w którym walczył sam ze sobą, chcąc przytulić swą rodzicielkę i schować się w jej szczupłych ramionach, ale jednocześnie brzydząc się jej i mając odruchy wymiotne na samą myśl o zbliżeniu się do niej. Niestety, po tym, jak przyłapał mamę z dyrektorem, przyłapał ją jeszcze kilka razy, nie tylko w szkole, bo, jak się okazało, niektórych kochanków Natasha sprowadzała do domu, pod nieobecność wiecznie zazdrosnego męża. I chyba nic w tym dziwnego, że był zazdrosny, skoro sąsiedzi na pewno słyszeli i widzieli, co się dzieje i nikt nie trzymał języka za zębami. Jednak bez konkretnych dowodów nie mogli się rozstać, a poza tym sam przecież gwałcił swoją żonę brutalnie, niemal każdego wieczora. A Jurij.... Jurij tylko wrócił ze szkoły, wcześniej niż zwykle, i usłyszał, jak jego matka jęczy. Skrzywił się z odrazy i idąc do pokoju usłyszał jej przepełniony rozkoszą głos.

-Mocniej, Michael, mocniej!

Jęczała. Suka - pomyślał wtedy chłopak, ale dopiero wtedy do niego dotarło... jego ojczym nie ma na imię Michael. Jego biologiczny ojciec też nie. Więc kto..?

Ciekawość zwyciężyła i piętnastolatek udał się do kuchni, skąd dochodziły go obrzydliwe odgłosy. Westchnął i zerknął, by dowiedzieć się, kto to jest tym razem, czy go zna. Widok roznegliżowanej pary i zdradzającej matki znów przyprawił go o wymioty, ale dostrzegł twarz tego mężczyzny i mógł z całą pewnością stwierdzić, że go zna - jest sprzedawcą w pobliskiej piekarni, bardzo młody, przeprowadził się ze wsi do Moskwy i w ten właśnie sposób zaczął "poznawać" uroki życia w dużym mieście.

Jurij nigdy nie przepadał za swoimi sąsiadami i unikał ich jak ognia, ale chcąc dowiedzieć się więcej, zaczął częściej wychodzić z domu, by móc posłuchać rozmowy sąsiadów.

-Biedne dziecko, spójrz, jak się włóczy o tej porze...

Usłyszał za sobą głos jakiejś staruszki i odwrócił lekko głowę, chcąc zweryfikować, kto to jest, ale zaraz potem, jakby nigdy nic, zaczął na powrót oglądać koszyczki truskawek. W końcu przyszedł na zakupy, prawda? Przynajmniej w teorii. W starszej pani rozpoznał sąsiadkę z piętr wyżej, której imienia nie kojarzył, a jej rozmówczynią okazała się o kilkanaście lat młodsza od staruszki kobieta, mieszkająca na przeciwko nich. Zaczął nasłuchiwać dalej.

-Pewnie jego matka znów kogoś sobie sprowadziła i wyrzuciła chłopca z domu. Kto tym razem? Michael?

Zapytał lekko piskliwy głos, podczas gdy nastolatek wkładał delikatnie banany do koszyka.

-Nie, widziałam go parę minut temu na kasie w piekarni, ma zmianę do 20. Może Richard?

-Ten anglik? Ale myślałam, że on wyjechał w interesach! Może jednak Dymitr?

-Tak, to pewnie on.

Dymitr, Richard, Michael, Dyrektor... czyli puszcza się z co najmniej czterema, plus ojczym ją gwałci. Prawdziwa, niewyżyta suka. -pomyślał wściekle, wkładając paczkę jabłek do zawieszonego na ramieniu koszyka. Po chwili odwrócił się i podszedł do starszych kobiet.

-Dzień dobry, drogie panie, mogę mieć pytanie?

Spytał, podchodząc do nich z najbardziej smutną miną, na jaką było go stać, a łzy zalśniły w jego oczach, gdy pomyślał, jak zachowuje się jego matka.

-Oczywiście, kochany. Co się stało?

Zapytała starsza kobieta dobrotliwie, a w głowie chłopaka powoli zaczął tworzyć się plan.

-Ja... ja bardzo chciałbym... och, nie, to nie wypada...

Zawiesił głos, ocierając łzę w kąciku oka i schylając głowę. Poczuł na ramieniu delikatny uścisk kobiecej dłoni.

-Mów, dziecko, mów.

Nie zastanawiając się dalej, zaczął mówić.

-Ja... ja tak strasznie chciałbym... chciałbym pomóc trochę moim rodzicom... ostatnio nie stać nas prawie na nic... tata tak ciężko pracuje, mama ciągle nie może znaleźć pracy... ja chciałbym im pomóc, żeby odetchnęli i... i ja pomyślałem sobie... że może panie... potrzebowałyby pomocy w czymś? W obowiązkach domowych, czymkolwiek. Ja... ja nie chcę dużo, tylko parę drobnych, ale...

Tutaj urwał i schował twarz w dłoniach, płacząc. Cóż, najwyraźniej aktorstwo ma we krwi.

Pewnie po Natashy. - pomyślał, zły, ale na myśl o umarłej matce jego ciałem znów wstrząsnął szloch.

-Dziecko...

Odezwała się do niego młodsza z kobiet.

-Przyjdź do mnie jutro po zajęciach, dobrze? Poproszę cię o parę rzeczy.

Powiedziała łagodnie, po chwili wahania. Chłopak spojrzał na nią, robiąc przy tym duże oczy, jakby nie dowierzał, że się zgodzi, chociaż był tego właściwie pewien.

-Tak, tak, do mnie też przyjdź, jutro albo pojutrze. Potrzebuję drobnej pomocy w domu.

Podłapała starsza z sąsiadek a uśmiech, chociaż nieszczery, rozjaśnił twarz dziecka.

-Dziękuję! Och, tak strasznie panią dziękuję!

Wykrzyknął i otarł policzki, udając, że się zawstydził swoimi emocjami, po czym pożegnał się z kobietami i zajął się dalszą częścią zakupów do domu. W końcu jak już tu przyszedł, może je przy okazji zrobić. Zadowolony ukrywał swój uśmiech i w umyśle układał plan wszystkiego, skupiając swoją nienawiść na matce. Samozadowolenie malowało się w jego oczach, chociaż przesłaniał je ból, gdy pomyślał, że już nigdy nie zazna ukojenia w ciepłych ramionach matki. Odetchnął jednak głęboko, odganiając od siebie złe emocje i wrócił do domu, niosąc dwie, wypchane siatki z zakupami.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniale, wspaniale, bardzo cierpi Jurij, po tym co zobaczył i widzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    cudnie, bardzo cierpi Jurij, po tym co zobaczył i widzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty