Gdzie się podziałeś? - Rozdział 8
Minęło kilka tygodni i szczerze mówiąc byłem bardzo zaskoczony tym, jak rozwijała się sytuacja między nami. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć, że nasza sytuacja stała w miejscu a nie rozwijała się, bo od tamtego wieczoru, gdy wzieliśmy razem prysznic, wszystko między nami wróciło do normy, jakby to porwanie nigdy się nie wydarzyło i nigdy nie wyznał mi miłości.
Westchnąłem cicho, śledząc wzrokiem tego drobnego blondyna, który przechadzał się po lodowisku, czekając aż tafla lodu zostanie wyrównana i będzie mógł znów wejść na lód i poćwiczyć. Nie wiedziałem, co mam robić ani jak się zachować. Gubiłem się w tym wszystkim. Prawdą jest, że bardzo trudno wyrażać mi uczucia, ale nie oznacza to, że jestem zrobiony z kamienia i wewnętrznie nie rozmyślam o tym i nie rozbijam wszystkiego na najdrobniejsze kawałeczki, zastanawiając się, co i jak mam zrobić albo czy czegoś przypadkiem nie schrzaniłem. W końcu chłopak zadowolony wrócił na lód ale jego jazda już od jakiegoś czasu była inna, niż wcześniej, nim został porwany. Wydawał się być dużo bardziej melanchonijny i smutny, jakby swoimi choreografiami próbował wyrazić ból w swoim sercu a ja nie do końca wiedziałem, jak miałem mu pomóc wykrzyczeć to, co się w nim kłębi i odciążyć go z tego wszystkiego, co go przytłacza.
W pewnym momencie postanowiłem w końcu zaryzykować i mimo że nigdy w życiu nie miałem łyżew na nogach, wszedłem na lód w sportowych butach, jakie miałem na nogach i to był błąd bo omal się nie wywaliłem. No tak, mój błędnych i moja umiejętność zachowania równowagi w takich miejscach od zawsze było okrutnym żartem więc w sumie nic dziwnego, że i tym razem miałem z tym problem.
-Co ty wyrabiasz?
Nastolatek momentalnie znalazł się obok mnie i pomógł mi utrzymać się na nogach, za co uśmiechnąłem się do niego lekko i ująłem jego dłoń, nie pozwalając mu uciec ode mnie chcąc, by w końcu ze mną porozmawiał i wyznał, co mu leży na sercu.
-Widzę, że coś cię trapi ale nie wiem, co takiego. Jak mam ci pomóc, Yuri?
Zapytałem widząc, jak chłopak powoli spuszcza głowę, pozwalając woalowi włosów zakryć jego anielską twarzyczkę i przez chwilę milczał, nim w końcu postanowił mi odpowiedzieć.
-Przykro mi, że tak na ciebie naciskałem.
Zdziwiłem się, słysząc jego słowa. Kompletnie nie rozumiałem, o co mu chodzi i o czym on do mnie mówi, ale musiałem to z niego wyciągnąć. Teraz albo nigdy, możliwe, że jeśli teraz się nie dopytam, stracę tę możliwość na zawsze.
-O czym ty mówisz?
-Wyznałem ci miłość i zmusiłem, byś wyznał mi to samo.
Czułem się, jakby właśnie ktoś mnie strzelił w twarz z pięści i przez moment nie do końca wiedziałem, jak mam zareagować. Zajęło mi kilka sekund, nim w końcu zrozumiałem, co powinienem zrobić. Uniosłem jego dłoń do ust i pocałowałem jej wierzch, co sprawiło, że spojrzał na mnie z zaskoczeniem wymalowanym w błękitnych oczach, na co lekko się uśmiechnąłem.
-Nie zmusiłeś mnie. Kocham cię i kochałem od zawsze. Po prostu nie jestem zbyt dobry w okazywaniu tego.
Zapewniłem go mimo iż miałem nadzieję, że sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ale skoro tak się zachowywał, najwyraźniej było inaczej. Jego twarz rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek dane mi było widzieć.
-Też cię kocham, Beka.
Zapewnił mnie szybko, odgarniając nerwowo włosy z twarzy, po czym pocałował mnie krótko w usta i spojrzał na zawieszony na ścianie zegar.
-Poćwiczę jeszcze godzinkę i wrócimy do domu, dobrze?
Skinąłem głową i wróciłem na trybuny by podziwiać jego odmieniony o 180 stopni taniec i rozkoszować się tym pięknym widokiem. Nigdy mi się to nie znudzi.
Komentarze
Prześlij komentarz