Gdzie się podziałeś? - Rozdział 9
Pomimo, że nigdy się nad tym wcześniej, zacząłem zastanawiać się, gdzie i jak powinienem zabrać Yurija na randkę, tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział i nie narobił nam kłopotów, ale okazało się być to znacznie trudniejsze, niż mi się wydawało. Nie widziałem dosłownie żadnej możliwości, żeby nie okazało się to podejrzane i uszło nam na sucho. W końcu ta miłość jest zakazana nie tylko przez to, że blondyn jest dziedzicem fortuny a ja jedynie jego ochroniarzem, ale głównie przez wzgląd na to, że obaj jesteśmy mężczyznami i społeczeństwo niezbyt dobrze patrzy na tego typu związki. Westchnąłem cicho zrezygnowany, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda mi się zrealizować jakąkolwiek randkę z moim, jakby nie było, partnerem, gdy do kuchni, w której właśnie kończyłem śniadanie, wszedł mój kolega z zawodu i były mentor - Tim, prywatny ochroniarz szefa.
-Hej, Otabek. Coś taki zamyślony?
Zapytał z uprzejmym uśmiechem a w jego głosie dało się słyszeć wyczuwalny, angielski akcent, co nie było niczym dziwnym, bo przeniósł się tu dopiero 15 lat temu, zaraz po zakończeniu szkolenia w Anglii, z której z resztą pochodził.
-Nic takiego, źle spałem.
Skwitowałem, chcąc jakoś zbyć temat, więc wstałem z miejsca by od razu po sobie pozmywać, ale moje nadzieje były naiwne i szybko zostały zweryfikowane. W końcu był jednym z najlepszych agentów w tej rodzinie, jak niby miałem go oszukać?
-Czyżby nasz mały Otabek się zakochał?
Przeklinałem w duchu to, że był taki przenikliwy i od razu udało mu się mnie przejrzeć. Zrezygnowany pokiwałem potwierdzająco głową, wiedząc, że jeśli zaprzeczę nie uwierzy mi.
-Więc w czym problem?
Dopytywał i musiałem jakoś dyplomatycznie z tego wybrnąć, ale dłuższą chwilę zajęło mi znalezienie odpowiednich słów, tak by nie domyślił się o kogo faktycznie mi chodzi.
-Pochodzimy z różnych światów, różne warstwy społeczne.
Wyjaśniłem najprościej, jak umiałem i w cale nie kłamałem. W końcu szczerą prawdą było to, że między mną a Yurijem była ogromna przepaść, szczególnie gdy mowa była o różnicach społecznych.
-Rozumiem. Może jednak nie wszystko stracone? Cuda czasem się zdarzają.
Zapewnił mnie, ale gdy chciał coś dodać i już otwierał usta, rozbrzmiał jego pejdżer. Uśmiechnął się przepraszająco i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie z pewnością, że przy najbliższej okazji wrócimy jeszcze do tematu, ale dręczyła mnie jedna myśl. Czy cuda w takiej sytuacji też mają prawo się zdarzyć? Chyba kiedyś będę musiał się o tym przekonać... chociaż w cale mi się do tego nie spieszyło, bo z góry mogłem przewidzieć odpowiedź, której znać w cale nie chciałem.
Komentarze
Prześlij komentarz