My wonderful nightmare - rozdział 5
Wyjazd nadszedł dużo szybciej, nim się spodziewałem i
rankiem w dniu wyjazdu miałem mieszane uczucia. Za godzinę musiałem wyjść, by zdążyć
na zbiórkę, ale i tak siedziałem w pokoju, patrząc na zamknięte walizki i
rozmawiając z Nishinoyą-senpai, który od dawna służył mi jako psychiczne
wsparcie w każdej sytuacji i zawsze mogłem na niego liczyć.
-No nie wiem, Noya-san, to niby wyjazd integracyjny drużyny
siatkarskiej a ani nie będziemy grać, ani nie mamy tam nawet byś sportowcami,
tylko się bawić z alkoholem i fajkami. Jakby... nie podoba mi się to. Wolałbym
spędzić czas na treningu, a nawet nie mam tam nikogo, kto ze mną potrenuje
chociażby w czasie wolnym. Gdyby jechał z nami ktokolwiek z Karasuno to bym się
przynajmniej nie nudził, a tak to zapowiada się masakryczny wyjazd... szkoda,
że nawet Kageyama nie może z nami pojechać, przynajmniej miałby mi kto
wystawiać.
Narzekałem dalej, pomimo, że robiłem to codziennie odkąd
dowiedziałem się o wyjeździe. Coraz bardziej brakowało mi Drużyny Siatkarskiej
Karasuno i żałowałem, że na moim uniwersytecie nie ma nikogo z nich ani że nie
mogę wyjechać razem z nimi.
-Może nie będzie tak
źle? Nasz trener też ciągle tłucze do łba mnie i Asahiemu, że "nie
jesteśmy już w liceum i mamy nauczyć się doceniać odpoczynek tak samo, jak
morderczy trening" i ciosa nam kołki na głowach, gdy mu się sprzeciwiamy,
więc może twój trener ma rację i tak po prostu powinno być? Wiesz, rozmawiałem
ostatnio z Daichim i Sugą i zauważyliśmy, że przez ostatnie lata w Karasuno
skupiliśmy się na tym, by jak najszybciej zbudować jak najmocniejszą drużynę i
nie zwracaliśmy uwagi na to, czy mamy dość czasu na odpoczynek czy nie i być
może teraz się to na nas odbija.
-Suga-senpai sam mi ostatnio wspominał, że tęskno mu za
morderczymi treningami, które mieliśmy w Karasuno i pomimo, że to jego 3 rok na
uniwerku wciąż nie może się przyzwyczaić. Ale tak czy siak, jak można
organizować wyjazd integracyjny drużyny sportowej na którym nie jest uprawiany
sport? Przecież to bez sensu! Ugh, coraz mniej mi się podoba na tym
uniwersytecie...
Westchnąłem ciężko i opadłem na łóżko, wlepiając wzrok w
pokryty białą farbą sufit a po drugiej stronie słuchawki usłyszałem śmiech.
-Wiesz, zawsze możesz
się przenieść. Uniwersytet Tokijski jest całkiem spoko i wiesz, masz tu
Asahiego, Tanakę i oczywiście mnie! Zastanów się, może wybrałeś po prostu złą
szkołę, chcąc tylko i wyłącznie podążać śladami Małego Giganta. Z pewnością był
jakiś powód, dlaczego na drugim roku zrezygnował z gry w siatkówkę i może to
było to? Lepiej uciekaj, niż ciebie też to dopadnie!
-Jak tak się zastanowić, to może masz rację? Ale nie wiem...
mam mętlik w głowie i złe przeczucia co do tego wyjazdu...
-Odbiegając od tematu,
miałeś ostatnio jakiś kontakt z Kageyamą?
-Huh? Nie, od początku roku akademickiego wymieniliśmy może
ze trzy wiadomości. Nie wiem nawet, na jaki uniwersytet poszedł, nic nie chciał
powiedzieć. Jak do niego raz zadzwoniłem, to tylko warknął coś o tym, że mam
się od niego odczepić i zostawić go w spokoju, więc nie mam pojęcia, co u
niego. A co?
-Właśnie o to chodzi.
Nikt nie ma z nim kontaktu od końca wakacji i nie wiemy, co się z nim dzieje.
Ale pewnie nic mu nie jest i po prostu "nie chce się zadawać z takimi
miernotami jak my"! Wiesz, jaki on jest, nie przepada za innymi ludźmi.
-Pamiętasz, gdzie mieszkał? Może trzeba by tam podejść i
porozmawiać z nim, co się stało?
-Ta, Daichi ma gdzieś
jego adres jeszcze z aplikacji do klubu. Pogadam z chłopakami i zobaczymy, co
zrobimy. Może jakiś wspólny wypad, jak wrócisz z wyjazdu?
-Chętnie! Strasznie długo was już nie widziałem i brakuje mi
was.
-Nam ciebie też, Hinata.
-AU!
-Huh? Co to było?
Po przepełnionym bólem krzyku w słuchawce rozbrzmiewał
rozbawiony i wręcz szaleńczy śmiej Noyi-senpai, który chyba nie mógł do końca
oddychać i chwilę zajęło, nim mógł udzielić mi odpowiedzi.
-A.... hahaha! Asahi
zapomniał, że... hahaha, że zepsuła nam się lampa i... hahaha! I zwisa jakiś
metr od sufitu na kablu i hahaha! walnął się w głowę... piętnasty raz odkąd
wstał! Hahahahah! Ma guza wielkości pomarańczy na czole, hahaha!
Powiedział, nie mogąc powstrzymać śmiechu a słysząc go sam
się roześmiałem, po chwili oglądając zdjęcie Azumane z wielkim, czerwonym guzem
na środku czoła.
-No cóż, taki wielkolud nie może mieć łatwo!
-Widzisz, Hinata,
dobrze, że jesteśmy niscy, przynajmniej nas to nie czeka, hahah! Dobra, leć na
zbiórkę bo się spóźnisz i pojadą bez ciebie! I pomyśl o tym, co ci mówiłem.
Jesteśmy w kontakcie.
-Jasne. Cześć, Noya-san.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni, po czym
chwyciłem torby i niechętnie wyszedłem z domu, kierując się na miejsce zbiórki,
chociaż w cale nie miałem na to zbytniej ochoty.
Komentarze
Prześlij komentarz