My wonderful nightmare - rozdzial 6
Siedziałem w kącie pokoju i zastanawiałem się, co mam ze
sobą zrobić. Wszyscy - zarówno starsi studenci, nauczyciele jak i
pierwszoklasiści tacy, jak ja, świetnie bawili się przy głośnej muzyce,
alkoholu i papierosach, wspólnie bawiąc się w najlepsze, a ja.. nie czułem się
z tym najlepiej. Westchnąłem cicho i ukradkiem opuściłem pokój, w którym bawiła
się cała drużyna, po czym skierowałem swoje kroki do ogrodu, gdzie było trochę
ciszej. Usiadłem po turecku na trawie pod jednym i spojrzałem w rozgwieżdżone
niebo, oddychając głęboko świeżym powietrzem zastanawiając się, co mam zrobić.
Wyciągnąłem telefon i pomimo późnej pory wybrałem odpowiedni numer, wiedząc, że
nikogo tym nie obudzę.
-No hej, Hinata, jak
tam wyjazd?
Usłyszałem wesoły głos przyjaciela i zastanowiłem się przez
chwilę, jak mam odpowiedzieć na to niby proste pytanie, które jednak w
rzeczywistości w cale nie było aż tak proste.
-Niezbyt. Od końca kolacji wszyscy imprezują, łącznie z
nauczycielami i nie czuję się tu zbyt dobrze. Wolałbym być teraz w domu.
Wyznałem, bawiąc się źdźbłem trawy, które zerwałem i
zastanawiałem się, dlaczego tak źle i nie na miejscu czuję się w tej drużynie.
Drużyna powinna być jak rodzina, a ja nie czuję się ani trochę komfortowo wśród
nich.
-Och, aż tak źle? W
sumie słyszę jakąś muzykę, ale nie sądziłem, że aż tak źle. Jak się trzymasz?
-Smutno mi. Nie czuję się tu dobrze i nie potrafię z nikim
złapać wspólnego języka. Na treningach jeszcze jakoś nam idzie i jesteśmy jak
drużyna, ale... nie chcę pić ani palić, nie rozumiem tematów, na które
rozmawiają na tej imprezie i nie kręci mnie bezsensowne chlanie do upadłego.
Mam wrażenie, że kompletnie tu nie pasuję i nie powinno mnie tu być.
-Zawsze byłeś duszą
towarzystwa i obracałeś się wśród ludzi, którzy byli tak samo zakochani w siatkówce,
jak ty. Poszedłeś na Uniwersytet, który ma całkiem dobrą drużynę, jednak
wszyscy wiedzą, że nie ma wśród nich nikogo, kto zakwalifikowałby się do
krajowych. Jest tego powód. W dodatku na inne uniwersytety zaczynają docierać
różne plotki na wasz temat. Nikt nie pochwala waszej drużyny i nikt nie chce
mieć z wami meczów sparingowych. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale się
dowiem. W każdym razie udało mi się namówić trenera i całą drużynę, żebyśmy
zagrali z wami mecz sparingowy i będziemy grać razem za dwa tygodnie. Może do
tego czasu wszystko się ułoży? Przynajmniej mam taką nadzieję. Asahi, nie, to
jest nasze bentou na jutro, jak chcesz coś zjeść to masz w lodówce resztki
kolacji.
-Sam nie wiem, Noya-senpai. Coraz bardziej za wami tęsknię i
coraz mniej gram w siatkówkę. A przecież wybrałem te studia, by grać w nią
więcej i być coraz lepszym! Czuję się strasznie zagubiony w tym wszystkim i nie
mam pojęcia, co mam robić.
-Będzie dobrze,
Hinata. Zawsze potrafiłeś odnaleźć się w każdej sytuacji, więc nie łap doła,
tutaj też znajdziesz jakieś rozwiązanie dla tej sytuacji. Jestem tego pewien. W
końcu jak nie ty to kto?
-Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem, wybierając ten
uniwerek. Wszyscy mnie ostrzegali, żeby tu nie iść, a ja ich nie posłuchałem i
zrobiłem swoje. Chyba jednak źle zrobiłem, że was nie posłuchałem.
-Hinata, nie zrobiłeś
źle, bo nas nie posłuchałeś. Każdy powinien sam decydować za siebie i jestem
pewien, że wierzyłeś, że ten wybór jest dobry. Teraz nie układa się tak, jak
chciałeś i dlatego się dołujesz i nie widzisz żadnych pozytywów w zaistniałej
sytuacji. Ale może niedługo wszystko się ułoży i okaże się, że jest lepiej, niż
przypuszczałeś i nie będziesz miał już wątpliwości, że dobrze wybrałeś. Nie łam
się. Jesteś największym Słońcem, jakie kiedykolwiek spotkałem. I z resztą
wszyscy z Karasuno tak myślą.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego słowa, bo jak inaczej mogłem
na nie zareagować? Miło było usłyszeć coś takiego.
-Dzięki. Poprawiłeś mi humor.
-Powiedz Hinacie, że
jak chce to w każdej chwili może do nas przyjechać i zostać na kilka dni.
Usłyszałem w tle głos Asahiego, który najwyraźniej
orientował się w sytuacji, co nie było dziwne, zważywszy na to, że mieszkali
razem.
-Słyszałem. Podziękuj mu. Chętnie przyjadę. Może w następny
weekend? Fajnie będzie spędzić z wami trochę czasu, jak kiedyś.
-Jasne, wbijaj, kiedy
chcesz, tylko napisz wcześniej wiadomość, żebyśmy byli w domu.
-Dobra, nie będę cię trzymać, dobranoc.
-Dobranoc, Hinata.
Powodzenia!
Rozłączyłem się i położyłem się na trawie, nie mając
kompletnie ochoty na powrót do bawiących się w najlepsze kolegów. Szkoda, że
nie mogę spędzić czasu z kolegami ze starej drużyny. Wtedy ten wyjazd byłby o
wiele ciekawszy.
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńtak mnie tutaj przywiało chyba z innego bloga albo z jakiegoś spisu, ale mniejsza z tym... czytam właśnie "Miłość i nienawiść" i to opowiadanie bardzo mi się podoba... zostanę tutaj na bardzo długo...
jedna tylko mała sugestia... archiwum cóż przydało by się tło białe, bo nic nie widać...
weny i pomysłów życzę...
Pozdrawiam cieplutko i serdecznie Aga