Papieros - rozdział 14-2
-Gotowy?
Spojrzałem w taflę lustra, przed którym stałem i zobaczyłem
stojącego w drzwiach za mną mężczyznę opierającego się o futrynę i lustrującego
mnie wzrokiem. Westchnąłem ciężko i poprawiłem krawat, przeglądając się, czy na
pewno dobrze wyglądam.
-Nigdy nie będę gotowy.
Usłyszałem jakiś ruch i za moment stał obok mnie, kładąc mi
dłonie na ramionach.
-Wiem. Będę przy tobie.
Byłem mu wdzięczny za to, że mnie wspiera. Pocałowałem go w
policzek i ruszyliśmy do wyjścia, by po chwili pędzić autem na cmentarz. Przed
bramą stał Adam w towarzystwie rodziców Kamili i palił papierosa, zaraz
częstując mnie jednym, gdy tylko podszedłem, więc odpaliłem fajkę ignorując
karcące spojrzenie Damiana.
-Przykro mi... przepraszam, że się odciąłem.
Spuściłem głowę, tłumacząc się jej rodzicom i zastanawiając
się, jak bardzo źli na mnie są. O dziwo, jej matka zaraz wzięła mnie w ramiona.
-Wiemy, że dla ciebie to równie ciężkie jak dla nas. Nie
przejmuj się.
Odpowiedziała a jej mąż poklepał mnie po ramieniu.
Spojrzałem na Adama, który uśmiechnął się do mnie blado i skinął głową na
mojego partnera.
-Kogo przyprowadziłeś?
Ach, no tak! Jestem kretynem, że zapomniałem od razu go
przedstawić. Palnąłem się mentalnie w czoło i stanąłem obok mojego chłopaka.
-To jest Damian... Damian jest moim chłopakiem. Zaczęliśmy
się spotykać jakiś czas temu i bardzo mi pomógł w ostatnim czasie. Damian, to
mój brat, Adam i rodzice Kamili.
Wszyscy przywitali się a Damian zaraz potem zniknął na
chwilę. Zgasiłem peta i spojrzałem w niebo, widząc, że prawdopodobnie zacznie
padać. Nawet niebo będzie rozpaczać w dniu pogrzebu Kamili i Sebastiana. Obok
mnie jakby znikąd pojawił się Damian z naręczem białych kwiatów, wręczając mi
połowę z nich, za co uśmiechnąłem się do niego na moment.
-Chodźmy. Czas zacząć.
Zarządził tata Kamili i weszliśmy do kaplicy, która
znajdowała się zaraz przy wyjściu. Usiedliśmy w pierwszej ławce po lewej i
słuchaliśmy księdza, mówiącego o życiu wiecznym w niebie, ale nie interesowało
mnie to. Jeśli Bóg istnieje, to zabrał od nas Kamilę zdecydowanie za szybko.
Patrzyłem na wystawione zdjęcie uśmiechniętej Kamili i czułem, jak łzy spływają
mi po policzkach. Damian objął mnie ramieniem i pozwolił mi się wypłakać w
ciszy w jego klatkę, delikatnie gładząc moje plecy. Po nabożeństwie razem z
Adamem i kilkoma innymi osobami nieśliśmy trumnę, która była bardzo lekka.
Kamila nigdy nie ważyła dużo, więc nie zdziwiło mnie to, że nawet te kilka
kilogramów, które dodawała trumna, nie robiło zbyt dużej różnicy. Doszliśmy do
odpowiedniego miejsca i położyliśmy trumnę na zamontowanych linach, ustawiając
się dookoła. Chwyciłem Adama za rękę i ścisnąłem ją mocno, a on zrobił to samo.
Obaj czuliśmy, jak część naszego serca idzie do ziemi razem z nią. Chwyciłem
grudkę ziemi i jako pierwszy podszedłem, by ją rzucić.
-Kamila... zdecydowanie za szybko odeszłaś, siostrzyczko.
Dbaj o siebie w innym świecie.
Powiedziałem cicho, czując, jak łamie mi się głos. Czułem,
że zaraz się załamię i na tym się skończy. Adam poszedł w moje ślady i stanął
tuż obok mnie z ziemią w ręce.
-Nigdy nie spotkałem tak dobrej osoby, jak ty. I nigdy nie
spotkam. Kocham cię, siostro.
Wrzuciliśmy ziemię w tym samym czasie i wróciliśmy do rzędu.
Miałem wrażenie, że coraz bardziej traciłem kontakt z rzeczywistością. Tylko
połowicznie zauważałem dalszy przebieg pogrzebu a gdy wszyscy zaczęli się
rozchodzić, nie mogłem się ruszyć, aż zostałem sam z Damianem i świeżym
nagrobkiem. Z nieba zaczęły płynąć pierwsze krople deszczu, mocząc ziemię, pod
która Kamila została pochowana i poczułem, jak opuszczają mnie już resztki sił.
Aż do dziś, aż do teraz, gdzieś tam w moim sercu była wciąż nadzieja, że Kamila
jednak żyje. Prawda okazała się jednak zbyt okrutna i dobiła mnie, zwalając
mnie z nóg.
-Mark, po-
Nie słyszałem, co Damian mówił, wiedziałem tylko, że padłem
na kolana i zacząłem płakać jak małe dziecko. Mogłem wręcz zmaterializować ból,
który czułem. Widziałem kogoś przede mną, słyszałem czyjeś słowa i czułem czyjś
dotyk, ale nie docierało to do mnie, aż dostałem w twarz, aż odskoczyła.
Spojrzałem zszokowany na klęczącego przede mną Damiana, który patrzył na mnie z
troską.
-Przepraszam, ale nie reagowałeś a ksiądz chciał już dzwonić
do szpitala psychiatrycznego.
Wyjaśnił cicho i przytulił mnie mocno do siebie. Opadłem
kompletnie z sił i wtuliłem się w niego.
-Dlaczego to tak boli?
-Bo masz serce, Mark. Bo ją kochasz.
Odpowiedział cicho, wtulając mnie w swoją pierś i pozwalając
mi się wypłakać, za co byłem mu wdzięczny.
Komentarze
Prześlij komentarz