Księżniczka nocy - Rozdział 2


 Wstałam jak co dzień rano i przeciągnęłam się w swoim łóżku, zerkając za okno na powoli budzącą się do życia ulicę. Mamy 27 października 2083 roku. Mam 16 lat i jestem uczennicą 10 klasy w miejscowej szkole. Za niedługo miałam podejść do egzaminów końcowych i zdecydować się na jedną ze ścieżek kariery. Westchnęłam cicho i wstałam z wąskiego, jednoosobowego łóżka, nie do końca wiedząc, co mam zrobić. Nie czułam się dobrze w żadnym z zawodów, które mogłam wykonywać a w dodatku ciągle miałam w głowie te wszystkie rzeczy, o których babcia opowiadała mi przed śmiercią. Mama słysząc to znów pewnie kazałaby mi przestać rozmyślać o rzeczach, które nie istnieją, ponieważ nie mam wpływu na to, co się wydarzyło w przeszłości. Pogrążona w myślach wzięłam więc ze stojącego przy biurku krzesła ubrania, które przygotowałam poprzedniego wieczoru i przeszłam do łazienki, by przygotować się do wyjścia do szkoły. Szybko ogarnęłam poranną toaletę i zeszłam na dół ubrana już w prosty, zielony T-shirt i niebieskie spodnie. Zgodnie z tym, czego się spodziewałam, w kuchni zastałam oboje rodziców - mama stała przy kuchni i kończyła przygotowywać jajecznicę a tata siedział przy stole, rozkoszując się poranną kawą i czytając dzisiejszą gazetę, nim będzie musiał wyjść do pracy. Zajęłam swoje zwyczajowe miejsce przy stole i sięgnęłam po przygotowany dla mnie kubek czarnej kawy. 


-Dzień dobry, kochanie, jak się spało?


To mama odezwała się jako pierwsza, zerkając na mnie znad ramienia z delikatnym uśmiechem na twarzy, który był ciepły niczym wyjęte prosto z pieca ciasteczka. Przynajmniej to przywodził mi na myśl, gdy go widziałam. 


-Dobrze, dziękuję. Idziesz dzisiaj do pracy?


Nie było to jakieś nietypowe pytanie bo mimo faktu iż był wtorek, praca mamy nie była niczym oczywistym. Mama pracowała dorywczo w jednym z zakładów krawieckich w okolicy. Nasza sytuacja była na tyle komfortowa, że nie musiała wcale pracować, ponieważ pensja taty, który był wykładowcą na państwowym uniwersytecie spokojnie starczała nam na normalne życie, jednak zawsze powtarzała, że po prostu uwielbia pracę z materiałem i jest to jej pasja, więc nikt jej nie powstrzymywał. 


-Tak, mam do dokończenia sukienkę dla Dominique na jej wesele. Będzie się pięknie prezentować w błękitnym materiale. Mam nadzieję, że spodoba jej się tak samo, jak projekt który widziała na kartce, gdy to omawialiśmy.


-Spodoba jej się nawet bardziej, zobaczysz. Wpadnę do ciebie po szkole zobaczyć tę sukienkę, dobrze?


Mama jednak po prostu pokiwała głową i wyłożyła jajecznicę na talerze, podając je na stół. Dopiero gdy naczynie wylądowało tuż przed nosem mojego ojca, odłożył on trzymaną w dłoniach gazetę i spojrzał po nas z uśmiechem. 


-Dziękuję mojej pięknej żonie za kolejne przygotowane dla nas śniadanie oraz losowi, że obdarzył mnie dwiema tak wspaniałymi kobietami. 


Powiedział swoją standardową formułkę, która miała zapewnić nam dobry humor na cały dzień. To nie tak, że wcześniej nas ignorował. Po prostu tata czytając gazetę nie zauważa, co dzieje się dookoła, bez reszty pochłonięty stojącym mu przed oczami tekstem i jestem niemal pewna, że nawet gdyby wybuchł pożar, nie zauważyłby tego dopóki ktoś by go nie wyniósł wraz z krzesłem albo dopóki jego gazeta zajęłaby się od ognia. 

Śniadanie minęło nam w ciszy i po chwili wraz z tatą wyszłam z domu, kierując się w odpowiednim kierunku. Mniej-więcej połowę drogi pokonywaliśmy co rano razem, ponieważ zarówno moja szkoła jak i uniwersytet, na którym wykładał mój ojciec, znajdowały się w centrum miasta i połowę drogi co rano pokonywaliśmy razem w milczeniu. Ja powtarzałam sobie w myślach plan lekcji i przypominałam sobie, czy wszystko mam gotowe a mój tata przygotowywał się do wykładów, wymyślając coraz to nowe sposoby na urozmaicenie jego słów. Dlatego jego uczniowie bardzo go lubili i mieli świetne oceny z jego przedmiotu. Z resztą nawet, jeśli ktoś miał problemy z nauką to ojciec pomagał mu najlepiej jak umiał, wyciągając za nogi każdego, nawet z największymi problemami. W dodatku miał dobry kontakt ze swoimi studentami i miał zawsze czas, aby ich wysłuchać i pomóc, jeśli tylko mógł. Może dlatego wszyscy tak za nim przepadali i był znany w mieście jako jeden z najlepszych wykładowców. 


-Widzimy się popołudniu w domu? 


Zapytałam, gdy dotarliśmy do punktu w którym musieliśmy się rozdzielić i zatrzymałam się na chwilę, spoglądając na rozświetloną delikatnym uśmiechem twarz mojego ojca. 


-Oczywiście. Wieczorem będę przygotowywał niespodziankę na jutrzejszy wykład. Masz ochotę mi pomóc?


Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach i wiedziałam, że to będzie coś super. Od dziecka pomagałam ojcu w przygotowywaniu różnych rzeczy na jego wykłady i zawsze bardzo to lubiłam, więc doskonale wiedział, że nie odmówię.


-Pewnie. 


Rzuciłam i po chwili ruszyłam w kierunku mojej szkoły, wiedząc że nie mam już wiele czasu do rozpoczęcia lekcji. Zawsze docierałam tam na ostatnią chwilę, co często denerwowało moją nauczycielkę angielskiego, jednak nic sobie z tego nie robiłam. W końcu zawsze byłam na czas, więc nie było problemu. Weszłam w końcu do klasy równo z dzwonkiem i usiadłam obok mojej przyjaciółki, wymieniając z nią szybkie uśmiechy, podczas gdy nauczyciel matematyki wszedł szybkim krokiem do sali i odłożył swoją torbę na biurko, nim obrzucił nas wszystkich uważnym spojrzeniem.


-Dzień dobry, uczniowie. Wiem, że pewnie was tym zaskoczę, ale zrobimy sobie teraz mały test.


Powiedział i w tym momencie wiedziałam, że to nie będzie dobry dzień. 


***


O tym, że miałam rację, przekonywałam się przez całą resztę dnia. Wychodząc z budynku szkolnego byłam wykończona i czułam się niemal chora, włócząc za sobą nogi by jakkolwiek dojść do własnego domu. Nie cieszyła mnie nawet słoneczna pogoda i musiałam przyznać, że od dawna tak źle się nie czułam i poważnie zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie jestem chora. Czując, że już dalej nie dam rady, przysiadłam w piekarni obok której przechodziłam przy stoliku i próbowałam głęboko oddychać, by w końcu poczuć się lepiej. Czasem dwa lub trzy powolne, głębokie wdechy pomagały, jednak tym razem wcale tak nie było. W dodatku w trakcie przedostatniej lekcji dopadł mnie okropny ból głowy, zupełnie jakby ktoś walił mnie młotkiem po mózgu. Niestety zamiast mijać, z każdą sekundą pogarszało mi się. Nie wiem, ile siedziałam tak przy stoliku, czekając aż w końcu zrobi mi się lepiej, nim poczułam coś zimnego na karku. Od razu poderwałam głowę do góry i spojrzałam prosto w twarz chłopaka, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wydawał się być w moim wieku, jednak z pewnością nie chodził do mojej szkoły. Nigdy nie spotkałam nikogo o tak intensywnie zielonych oczach i brązowych, odrobinę przydługich włosach sięgających aż do podbródka. Przez chwilę zauroczona przystojną postacią nie potrafiłam dojść do tego, co się właśnie działo dookoła mnie, ale zaraz kolejne walnięcie młotkiem w głowę niemal mnie zamroczyło.


-Wszystko w porządku, panienko? Źle się czujesz?


Dopiero po kilku długich sekundach zorientowałam się, że słowa te skierowane były w moją stronę. Musiała minąć jednak jeszcze chwila, nim byłam w stanie zebrać myśli i cokolwiek odpowiedzieć.


-Tak, boli mnie głowa i brzuch. Nie wiem, skąd się to wzięło. 


Przerażało mnie, jak słabo brzmiał mój głos, jednak po chwili w moją dłoń została wciśnięta szklanka pełna przyjemnie chłodnej wody. Spojrzałam zaskoczona na osobę, która mi ją podała. Była to piękna dziewczyna o miękko opadających jej na ramiona, długich, rudych włosach i brązowych oczach a jej nos i policzki upiększone były delikatnymi piegami. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, co również próbowałam odwzajemnić, chociaż pewnie wyszło to słabo. 


-Pozwolisz, że sprawdzę, czy mogę ci pomóc? Zrobiłem kilka kursów pomocy medycznej, być może będę w stanie temu zaradzić. 


Znów zwróciłam uwagę na stojącego nade mną chłopaka. Zanim jednak zdołałam się zorientować pokiwałam głową by po chwili poczuć, jak to chłodne coś, trzymane przez ten cały czas na moim karku, znika. Kątem oka zauważyłam, że był to woreczek wypełniony lodem, co w sumie miało sens, jednak skupiłam się o wiele bardziej na tym, co robił ten nieznajomy chłopak. Najpierw oczywiście ułożył palce na moim nadgarstku, mierząc mi puls. Było to standardowe zachowanie, gdy chcieliśmy sprawdzić czyjś stan i komuś pomóc. Potem jednak przyłożył palce do moich skroni i przyglądał mi się uważnie, co było z jednej strony niepokojące a z drugiej dziwnie elektryzujące. Westchnęłam cicho, gdy jego dłonie zniknęły bo muszę przyznać, że były one przyjemnie chłodne i odrobinę łagodziły ból. Zaraz potem jednak dotknął palcami mojej szyi, nim przyklęknął przede mną i spojrzał mi łagodnie w twarz. 


-Wygląda na to, że się rozchorowałaś, panienko. Może odprowadzimy cię do domu? Wątpie, abyś czuła się na tyle dobrze, by samej dotrzeć do domu. 


Zaproponował, na co skinęłam głową, zgadzając się. Miałam świadomość, że nie mam żadnej innej opcji, bo zanim mój tata będzie szedł do domu minie jeszcze kilka godzin i niezbyt mądrym byłoby czekać tu na niego. Wypiłam duszkiem wciąż trzymaną w dłoni szklankę wody, nim odłożyłam ją na stolik i wstałam, chociaż było to bardzo ciężkie i zachwiałam się przy tym. Mimo że nie było to nic szczególnego, chłopak od razu objął mnie ramieniem i przytrzymał przy sobie, by nie pozwolić mi upaść.

-W którą stronę mamy iść?


Zapytał ponownie i wtedy niemal strzeliłam sobie w twarz ze swojej głupoty uświadamiając sobie, że przecież żadne z nich nie wie, gdzie mieszkam. 


-W stronę murów. Prosto tą ulicą, mieszkam tuż za trzecią przecznicą. 


Odpowiedziałam i po chwili ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę domu. Mimo że każdy krok był niezmiernie trudny, dzięki silnemu ramieniu nieznajomego chłopaka w końcu jakoś udało mi się dotrzeć pod drzwi do domu. Myślałam, że tutaj mnie zostawią, jednak rudowłosa piękność zapukała do drzwi w których po chwili pojawiła się moja mama. Jej uśmiech od razu zniknął, gdy tylko nas zauważyła a jej twarz zalały strach i troska. 


-Kochanie, co ci się stało?


Zapytała zmartwiona i od razu dopadła do mnie, przykładając przyjemnie chłodną dłoń do czoła. Przypuszczałam, że mam gorączkę, nie zdziwiłam więc się, że wydała mi się tak przyjemnie chłodna. 


-Spotkaliśmy pani córkę, gdy siedziała przy piekarni pana Gray’a i nie była w stanie dalej iść. Według mnie po prostu się rozchorowała, myślę że porządny odpoczynek dobrze jej zrobi i niedługo dojdzie do siebie. 


Powiedział chłopak, przekazując mnie w ręce mojej matki i odsuwając się kawałek dalej ode mnie. Kątem oka zauważyłam, że oboje uśmiechali się do nas, jakbyśmy byli przyjaciółmi.


-Dziękuję wam za pomoc. Zaprowadzę ją do łóżka. Proszę, zaczekajcie chwilę, dam wam ciasto w ramach podziękowania. 


-Miła pani, proszę zająć się swoją córką. Z chęcią za kilka dni przyjdziemy na herbatę i ciasto, gdy Caroline wydobrzeje i będzie mogła zasiąść z nami przy stole.


Nieznajomi szybko się pożegnali i zniknęli nam z oczu a mama zaprowadziła mnie do sypialni, gdzie pomogła mi zdjąć wierzchnie ubranie i położyć się do łóżka. Byłam wykończona i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. 


Chorowałam przez kolejne kilka dni i dopiero w piątek poczułam się trochę lepiej. Wezwany przez rodziców lekarz zawyrokował grypę i przepisał mi odpowiednie leki. Całe szczęście obyło się bez kaszlu i wymiotów, które może nie były typowym objawem grypy, jednak często pojawiały się u mnie w trakcie choroby. Do pełni sił wróciłam dopiero niestety pod koniec następnego tygodnia i korzystając z wolnego w szkole postanowiłam pomóc mamie w obowiązkach domowych. Właśnie wyjęłam szarlotkę z piekarnika, gdy drzwi się otwarły i do środka weszła mama w towarzystwie dwóch innych osób. Tych samych, które niemal dwa tygodnie temu pomogły mi dotrzeć do domu, nie pozostając obojętni na moją niemoc i cierpienie. Zdziwiłam się widząc ich, chociaż jak przez mgłę pamiętałam, że obiecali nas odwiedzić, gdy tylko poczuję się lepiej. 


-Caroline, zobacz kogo spotkałam w drodze do domu!

Oznajmiła moja mama wesołym tonem odkładając koszyk z zakupami na blat i wskazując dłonią stół, przekazując tym samym niewerbalnie, by nasi goście zajęli przy nim miejsca. 


-Przypadkowe spotkania podobno są najlepsze i w dodatku przynoszą najwięcej szczęścia.


Rudowłosa dziewczyna puściła do mnie oczko mówiąc te słowa i z uśmiechem wdzięcznie zajęła miejsce przy stole, niemal od razu zakładając nogę na nogę. Jej towarzysz skarcił ją spojrzeniem, jednak nie skomentował jej zachowania i skłonił się lekko.


-Proszę wybaczyć zachowanie mojej siostry. Zawsze była tym trudniejszym dzieckiem. Jednak nie potrafię zrozumieć tego, że wciąż zapomina o manierach. Zdaje mi się albo jeszcze nie mieliśmy okazji się przedstawić. Nazywam się Daniel Price a ta roztrzepana kobieta to moja młodsza siostra, Anastazja. 


Przedstawił się i dopiero po chwili zajął miejsce przy stole a ja przez chwilę zastanawiałam się, czy mogłam spotkać ich kiedykolwiek wcześniej niż tamtego pechowego wtorku. Jednak nie mogłam sobie tego przypomnieć, mimo że większość ludzi w tej okolicy zna się nawzajem. Mogłam się jedynie domyślać, że pochodzą z innej dzielnicy w mieście ale nawet wtedy powinnam była ich znać, ponieważ mamy tylko jedną szkołę w mieście. Nie przypominam sobie jednak, bym kiedykolwiek go tam widziała. 


-Nie przejmujcie się, możecie czuć się tu jak u siebie. Cieszę się, że moja Caroline ma takich wspaniałych przyjaciół! Chodzicie razem do szkoły?


Wiedziałam, że moja mama będzie drążyć temat, jednak nie do końca wiedziałam, jak mam z tego wybrnąć. Okazało się, że niepotrzebnie się o to martwiłam, ponieważ to Anastazja zabrała głos, ratując mnie z opresji.


-Dokładnie, mamy razem lekcje w szkole. Razem z Caroline jesteśmy w jednej klasie, mój brat w zeszłym roku zdał maturę.


Szczęka omal mi nie opadła do ziemi, widząc jak kłamie bez mrugnięcia okiem chociaż z tyłu mojej głowy była myśl, czy to przypadkiem ja czegoś nie pokręciłam i może faktycznie jestem z rudowłosą w jednej klasie, tylko jakimś cudem jej nie zauważyłam. 


-To wspaniale! Z pewnością dobrze ci poszło, Danielu? Uczęszczasz teraz na uniwersytet?


-Nie, nie rozpocząłem jeszcze studiów. Postanowiłem zrobić sobie przerwę i pomóc mojemu wujkowi w jego firmie, nim zdecyduję się na jeden z kierunków. 


-Jaką to firmę prowadzi twój wujek, jeśli mogę zapytać?


-Jest właścicielem większości nieruchomości w naszym kraju. Z pewnością słyszała pani o firmie rodzinnej Lavina. Pomagam mu w administracji i zarządzaniu jako prywatny asystent.


Wyjaśnił i widziałam, jak moja mama zamarła. Z resztą nawet ja miałam wrażenie, że zaraz padnę trupem tam, gdzie stoję. Wszyscy w kraju znali firmę Lavina, założonej przez Alexandra Lavina i jego ojca. Odkąd starszy z mężczyzn zmarł, cały ciężar firmy spadł na barki młodego mężczyzny, którego starsza siostra trzymała się z daleka od interesów. Podobno była ona typową panią domu i najlepiej czuła się, gdy mogła zajmować się swoim domem, ogrodem i dziećmi. Byli to giganci na rynku nieruchomości a ich bogactwo szacowało się w miliardach. Teoretycy mówili, że ich dotychczasowy dorobek wystarczyłby na utrzymanie każdego mieszkańca w królestwie przez kolejne 40 lat. 


-Musisz więc być bardzo dumny ze swego wuja. Caroline, poczęstuj gości ciastem, potem przygotujemy obiad.


Dopiero, gdy mama trąciła mnie delikatnie w ramię dotarło do mnie, że o coś mnie poprosiła i wyrwałam się z tego dziwnego stanu otępienia, gdy przez szok nie potrafiłam się otrząsnąć. Szybko więc postawiłam wciąż ciepłe ciasto na stole i drżącymi dłońmi rozkładałam talerzyki na stole i widelczyki, nim zajęłam się przygotowywaniem herbaty. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że dwójka dziedziców Lavina są w naszym domu, siedzą przy naszym stole i mają zamiar zjeść z nami podwieczorek. Czułam na sobie ich wzrok i to chyba jeszcze bardziej mnie stresowało. 


-Uspokój się.


Usłyszałam cichy głos, gdy nachylałam się nad stołem, by nalać gościom herbaty. Zaskoczona spojrzałam prosto w twarz Daniela, który delikatnie się do mnie uśmiechał. Wzięłam więc głęboki wdech i spróbowałam opanować drżenie dłoni i wrócić do równowagi z której niespodziewanie zostałam wytrącona kilka minut wcześniej. Zasiedliśmy razem przy stole a mama poczęstowała każdego kawałkiem szarlotki, uśmiechając się przyjaźnie. 


-Mam nadzieję, że będzie wam smakować. 


Powiedziała, odkładając na bok nóż a ja pogrążyłam się w swoich myślach, nie do końca potrafiąc zrozumieć, co tu się dzieje. Miałam wrażenie, że nie wszystko wiem i brakuje mi elementów układanki, by móc coś z tego wywnioskować, jednak nie wiedziałam, co mi umyka. Westchnęłam cicho i zorientowałam się, że pozostała trójka siedząca przy stole pogrążona była w lekkiej, przyjacielskiej rozmowie i najwyraźniej doskonale się ze sobą bawili. Patrząc na ten obrazek ogarniała mnie dziwna pewność, że niezależnie od tego, co się wydarzy, nie będzie to nic złego. Skoro są tacy mili i szybko złapali z moją mamą dobry kontakt, to przecież wszystko musi być dobrze, prawda?


Nasi niespodziewani goście po wielu namowach mamy zostali u nas również na kolacji. Gdy tata w końcu wrócił z pracy rozmowa zeszła na zupełnie inny temat i porwał Daniela do intensywnej dyskusji, jednak nie miałam pojęcia o czym rozmawiali, gdyż nie wyłapywałam wszystkiego z ich rozmowy. Cieszyłam się jednak, że złapali tak dobry kontakt. Przyjemnie było widzieć taki obrazek i jakoś żałowałam, że wcześniej tak nie było. Z lekkim rozżaleniem miałam nadzieję, że będzie tak również częściej i będziemy codziennie przebywać w tak dużym gronie. Zdecydowanie ta atmosfera była czymś, za czym podświadomie tęskniłam, chociaż nie wiem z jakiego powodu. Mam nadzieję, że nasza rodzina wkrótce powiększy się o kolejne osoby. Pełny dom to ciepły dom. To właśnie te słowa mojej babci krążyły mi po głowie przez cały wieczór i również wtedy, gdy kładłam się spać.

Komentarze

Popularne posty