Księżniczka nocy - Rozdział 3
Przez kolejne kilka dni Daniel i Anastazja pojawiali się w naszym domu niemal codziennie, spędzając z nami popołudnia i zjadając z nami kolacje. Zawsze było bardzo miło i w końcu stali się niemalże członkami rodziny, mimo że upewniłam się w tym, że żadne z nich nie chodziło i nie chodzi do naszej szkoły. Nie miałam jednak okazji, aby ich o to zapytać, jako iż nigdy nie spędzaliśmy czasu sam na sam i zawsze byliśmy razem z moimi rodzicami. Czułam się trochę tak, jakbym miała rodzeństwo, co bardzo mnie cieszyło, bo bardzo chciałam być czyjąś siostrą, jednak po moim urodzeniu mama już więcej nie mogła zajść w ciążę i było to niestety niemożliwe.
Niestety wciąż czułam się niezbyt dobrze. Mimo że fizycznie byłam dobrze, coraz częściej było mi słabo i miałam zawroty głowy. Od czasu do czasu nawet od tego wszystkiego wymiotowałam. Mama podejrzewając, że moge być w ciąży zabrała mnie do lekarza, jednak mimo szczegółowych badań nie dostałam odpowiedzi na to, co mi jest. Badający mnie medyk stwierdził, że prawdopodobnie jest to kwestia gospodarki hormonalnej w trakcie dorastania i z czasem mi przejdzie, jednak ja miałam wrażenie, że jest tylko coraz gorzej. Nie mówiłam nic rodzicom, nie chcąc ich tym martwić. Skoro potrafiłam sobie jakoś z tym poradzić, ukrywałam to najlepiej jak mogłam i tak długo, jak to było możliwe. Nie przewidziałam tylko tego, że w końcu pojawią się również problemy z bezsennością i jak na dłoni będzie po mnie widać, że nie sypiam nocami mimo moich usilnych starań. Na jakiś czas odstawiłam nawet kawę myśląc, że to przez przepełniony kofeiną napój nie mogłam spać, jednak po tygodniu nie byłam już w stanie wytrzymać i kawa stała się moim głównym źródłem energii.
Dwa miesiące później znów siedzieliśmy razem przy kuchennym stole i zajadaliśmy się ciastem, gdy do domu wrócił tata - blady jak ściana i wyraźnie zaniepokojony. Od razu wiedzieliśmy, że coś się stało. Poderwałam się z miejsca i podbiegłam do niego, zauważając trzymaną przez niego w dłoni kartkę. Poczułam gulę w gardle i miałam najgorsze przeczucia. Czyżby wyrzucili go z pracy?
-Kochanie, co się stało?
Zapytała mama, będąc o wiele spokojniejsza niż ja i nie podchodząc nawet do nas, uśmiechając się delikatnie, pokrzepiająco, tak jak zawsze. Mama z każdej sytuacji potrafiła znaleźć wyjście i zawsze obdarzała wszystkich uśmiechem, by ich wesprzeć i dodać otuchy.
-Zwołali zebranie. Za godzinę wszyscy mieszkańcy mają być pod ratuszem.
Odpowiedział słabo i zauważyłam kątem oka, że mama momentalnie zbladła chociaż ja poczułam zalewającą mnie falę ulgi. Nie rozumiałam, dlaczego moi rodzice tak się tym przejmują. Może zebrania mieszkańców nie były czymś typowym i jak sięgam pamięcią nigdy żadnego nie było ale co złego mogło być w takim spotkaniu?
-Więc się tam wybierzemy. Pójdziecie z nami?
Z tym pytaniem zwróciłam się do moich nowych przyjaciół, którzy z uśmiechami pokiwali twierdząco głowami. Najwyraźniej również oni nie widzieli nic złego ani niepokojącego w tym zwołanym tak nagle zebraniu, bo wydawali się bardzo zrelaksowani i byli idealnym kontrastem dla moich zestresowanych rodziców. Mama momentalnie się otrząsnęła i po głębszym oddechu na jej twarzy znów zagościł życzliwy uśmiech a potem wstała i podeszła do kuchennego blatu, przygotowując dla taty herbatę.
-Usiądź, kochanie, napijesz się herbaty, zjesz ciasto i pójdziemy na to zebranie.
Powiedziała, nie odwracając się do nas przodem i przysięgłabym, że mimo pokazanego nam uśmiechu teraz zagryza wargi i zmusza się, by jej głos nie drżał przy każdym słowie. Nie wiem, skąd to przeczucie ale nie opuściło mnie nawet wtedy, gdy znów siedzieliśmy wszyscy przy stole a mama rozmawiała z nami jakby nigdy nic i śmiała się w głos. Może nawet śmiała się za bardzo i to właśnie to tak mnie niepokoiło.
W końcu jednak nadszedł czas, żeby się zbierać i piętnaście minut przed wyznaczonym czasem wyszliśmy z domu, kierując się do ratusza. Na miejsce dotarliśmy niemal w ostatniej chwili i zajęliśmy miejsce na obrzeżach rynku, wszędzie widząc znajome i nieznajome twarze zebranych mieszkańców miasta. Wszyscy byli rozluźnieni a nawet zaciekawieni tym, co usłyszą, jednak moi rodzice z każdą minutą coraz bardziej wyglądali tak, jakby szli na szafot. Nie rozumiałam tego ale pogrążona w luźnej pogawędce z Danielem i Anastazją. Gdy zegar wybił godzinę 19:00, na balkonie umieszczonym na ratuszu pojawiły się trzy postacie, jednak ledwo je widziałam. Mogłam jedynie dostrzec, że było to dwóch mężczyzn i jedna kobieta i wszyscy mieli brązowe włosy i jasną cerę oraz ubrani byli w eleganckie ubrania. Zaskoczyło mnie to bo z tego co pamiętałam to wszyscy radni byli w podeszłym wieku a król był blondynem, nie wiedziałam więc z kim mam doczynienia.
-Witajcie mieszkańcy Anglii. Dziękujemy za wasze przybycie na nasze wezwanie. Pozwólcie, że najpierw się przedstawię. Nazywam się Nathaniel Davidson i jestem księciem Narodu Światła. Po mojej prawej możecie dostrzec mego ojca, króla Artura Davidsona oraz matkę, królową Judith Davidson.
Słysząc te słowa momentalnie pobladłam. Doskonale wiedziałam, kim są ci ludzie. Chociaż nie, oni przecież nie byli ludźmi. Byli wampirami o których opowiadała mi babcia i o których pisała w swoim ostatnim liście do mnie. Nie wiedziałam, czego mam oczekiwać. Będzie kolejne zabijanie ludzi? Chcą nas całkowicie unicestwić?
-Jeśli znacie historię zapewne doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, kim jesteśmy. Mamy dla was pewną informację. Nie obawiajcie się jednak, nie mamy zamiaru was zabijać. Ostatnimi czasy mieliśmy okazję spotkać się z naszą królową matką, Sarą. Zdradziła nam ona, że wśród ludzi ukrywa się jej pra… bardzo dużo pra wnuczka, która została uprowadzona. Gdy dziewczyna ta narodziła się, od razu objęła ona tytuł księżniczki nocy i została obdarzona niezwykłymi darami przez samego Szatana - nieśmiertelnością, możliwością rodzenia dzieci oraz faktem, że po ukończeniu 17 roku życia przemieniu się ona w wampira i dołączy do nas. Był to dar jaki otrzymała z racji tego, że jest ona ostatnią potomkinią królowej Sary w linii prostej. Niestety wkrótce po narodzinach została ona porwana. Szatan i królowa Sara mieli nadzieję, że dziecko się znajdzie prędzej czy później, jednak niedługo księżniczka ukończy 17 rok życia a jej obowiązkiem stanie się objęcie władzy nad Narodem Światła i zastąpi na tronie mego ojca i matkę a my dalej nie mamy pojęcia, gdzie znajduje się nasza księżniczka. Z tego tytułu nasze wampiry od miesięcy wtapiają się w wasze społeczeństwo i płynnie wchodzą do waszych żyć, próbując odnaleźć zaginioną księżniczkę. Od dzisiaj sprawdzimy każdy dom w którym przypuszcza się, że ukryto księżniczkę a jej porywacze zostaną surowo ukarani. Nakazuje wam się więc wrócić do domów i pozostać w nich do czasu aż usłyszycie ten oto dźwięk.
W tym momencie uszy przeszył nam ostry sygnał syreny, która wręcz przyprawiała mnie o ciarki. Używano jej tylko wtedy, gdy nadchodziła okropna nawałnica bądź inne zagrożenie, przez które mieliśmy pozostać w domach.
-Będzie to znak, że albo znaleźliśmy zaginioną potomkinię królowej Sary albo nikogo nie znaleźliśmy i opuszczamy wasze królestwo. Za próby ukrycia się, ukrycia księżniczki bądź ucieczki czeka kara śmierci. Radzę więc tego nie robić. Spotkanie uważam za zakończonę i lepiej wracajcie czym prędzej do domu.
Mimo że nie miałam czego się bać, czułam się niezwykle słabo i miałam ciarki na samą myśl o tym, że wampiry mają pojawić się w moim domu. Pożegnaliśmy się z Danielem i Anastazją i ruszyliśmy w stronę domu - powoli, markotni i z duszami na ramionach, nie potrafiąc sobie uporządkować w głowach wszystkiego, co właśnie usłyszeliśmy. Westchnęłam cicho, gdy zamknęłam za nami drzwi wejściowe do domu i spojrzałam po dziwnie cichych i bladych rodzicach, którzy zrezygnowani usiedli przy stole.
-Caroline, idź do swojego pokoju i nie wychodź, dopóki ci nie pozwolimy.
Odezwał się tata tak poważnym głosem, jakiego nigdy jeszcze u niego nie słyszałam. Nawet wtedy, gdy złamałam nogę przez własną głupotę, dlatego tym bardziej mnie to zdziwiło. Zabolało mnie jednak, że nagle potraktowano mnie jak małe dziecko a nie prawie dorosłą kobietę, jednak doskonale wiedząc, że nie jest to odpowiedni moment na takie dyskusje po prostu wykonałam polecenie i po chwili siedziałam na swoim łóżku z książką na kolanach, którą próbowałam czytać, jednak nie potrafiłam się na niej skupić. Stresowałam się tym wszystkim ale przede wszystkim z równowagi wyprowadzało mnie zachowanie rodziców. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim sądzić, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać. Słyszałam, jak drzwi się otwierają i czyjeś kroki. Mimo że słyszałam pozbawione emocji głosy przybyszy i rozemocjonowane głosy moich rodziców, nie potrafiłam rozróżnić wypowiadanych przez nich słów. Nagle jednak usłyszałam krzyk a zaraz potem kroki, gdy ktoś wchodził po starych, trzeszczących schodach w naszym domu i po chwili te same kroki zbliżały się do drzwi mojego pokoju. Spięłam się i czułam, jak moje serce szybciej bije a moje ciało pokryła gęsia skórka. Słyszałam w uszach szum własnej krwi, gdy czyjaś dłoń wylądowała na klamce i po chwili w moim pokoju pojawiła się męska postać.
-Daniel. Przestraszyłeś mnie.
Odetchnęłam z ulgą widząc znajomą twarz i zalała mnie fala spokoju a nawet udało mi się odwzajemnić skierowany do mnie uśmiech. Chłopak podszedł do mnie i usiadł na skraju mojego łóżka, wciąż z uśmiechem na twarzy.
-Przepraszam, nie chciałem tego zrobić. Muszę jednak cię o coś prosić. Ufasz mi?
Zapytał poważnie mimo że jego usta wciąż były wykrzywione w przyjaznym uśmiechu. Pokiwałam twierdząco głową chociaż tak naprawdę zastanawiałam się, co ma on na myśli i dlaczego jest taki ostrożny w stosunku do mnie. W końcu odkąd lepiej się poznaliśmy nie stroniliśmy od dotyku i często się nawet przepychaliśmy w ramach zabawy. Po chwili delikatnie ujął moją dłoń i przyciągnął mnie trochę do siebie, patrząc na wewnętrzną część mojej dłoni.
-Kiedy masz urodziny?
Dziwne pytanie, nie powiem, szczególnie w tej sytuacji, jednak w ale mnie ono nie zaniepokoiło. Wiedziałam, że jest on bardzo rodzinny i ciekawy wszelkich rzeczy i wszystkie informacje chłonął jak gąbka, poza tym uważałam to za coś normalnego, że mój przyjaciel chce znać moją datę urodzin.
-Za cztery miesiące skończę 17 lat.
Odpowiedziałam bez namysłu obserwując, jak chłopak wbija wzrok intensywnie zielonych oczu w skórę na moim nadgarstku.
-Mogę coś zrobić? Nie będzie to nic złego, potrzebuję jednak, żebyś mi zaufała i pozostała cicho, dobrze?
Poprosił, zerkając mi na moment prosto w oczy i wtedy poczułam, jak poważny jest w tej chwili. Nie rozumiałam, dlaczego luźna atmosfera nagle stała się dziwnie napięta, jednak ufałam mu i nie rozumiałam, dlaczego zadaje mi takie dziwne pytania.
-W porządku.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wbił paznokieć w moją skórę i rozciął ją, pozwalając powoli mojej krwi skapywać na białą pościel. Syknęłam cicho, gdy to zrobił i dopiero wtedy poczułam ogarniający mnie strach. Dlaczego to robił i po co - nie znałam odpowiedzi na te pytanie ale zbytnio się bałam, by je zadać lub by w ogóle się poruszyć. Było to dziwne i przerażające ale jednocześnie fascynujące gdy zdałam sobie sprawę, że śledzące krople mojej krwi oczy zmieniły kolor z zielonego na szkarłatny. Zaskoczyło mnie to ale jednocześnie było to hipnotyzujące, zupełnie jakby ktoś mnie zaczarował. Chociaż bardzo się bałam, musiałam jednocześnie docenić piękno siedzącego obok mnie chłopaka, który z resztą od zawsze był nieziemsko przystojny.
-Punire tuum color. (Ukarz swój kolor.)
Szepnął cicho i po chwili z moich żył zaczęła płynąć iskrząca się, złota krew co zaskoczyło mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam powstrzymać krótkiego krzyku. Od razu zakryłam usta dłonią i poczułam, że trzęsę się na całym ciele nie wiedząc, co się dzieje. Chłopak przyglądał się temu zjawisku przez kilka sekund po czym nachylił się i dotknął językiem mojej skóry i zlizał językiem krew z mojego nadgarstka, po czym zakrył ustami miejsce, gdzie miałam ranę a gdy po chwili się odsunął nie było po niej śladu. O tym, co się stało, świadczyły jedynie pojedyncze krople czerwonej i złotej cieczy, szpecące białą pościel.
-Widziałeś?
Zapytał już głośniej jednak to pytanie zdecydowanie nie było skierowane do mnie. Przez kilka chwil nie wiedziałam, do kogo mówi jednak nagle zauważyłam, że w drzwiach stoi brązowowłosy, młody mężczyzna w eleganckim garniturze, który wtedy podszedł do nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Mimo że starał się wyglądać przyjaźnie, przerażał mnie.
-Owszem. Świetnie wypełniłeś swoje zadanie, Danielu. Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie i na twoją siostrę. Wracamy do domu z naszą księżniczką. Ojciec będzie dumny. Panienko, pozwól, że się przedstawię. Jestem Nathaniel Davidson. Zdradzisz mi swoje imię, księżniczko?
Kompletnie nie rozumiałam tego, o czym on mówi i co się dookoła mnie dzieje. Rozchyliłam usta by móc mu coś odpowiedzieć, jednak ogarniająca mnie panika i dezorientacja nie pozwoliły mi na wydobycie chociażby jednego słowa z mojego gardła w efekcie czego milczałam a sekundy mijały.
-Caroline. Jej imię to Caroline.
Daniel wybawił mnie z opresji i ujął mój podbródek w palce zmuszając mnie, bym spojrzała mu prosto w oczy, które na powrót przyjęły swój intensywny, zielony kolor. Po chwili przyłożył palce do mojej skroni i uśmiechnął się delikatnie. Poczułam powoli ogarniający mnie spokój, jakby strach i zdezorientowanie nagle minęły, chociaż nie miałam pojęcia, jak to zrobił.
-Uspokoiłem cię odrobinę. Oczywiście dalej czujesz stres, dezorientację i strach, jednak nie tak intensywnie jak wcześniej. Prawda?
Zapytał i odsunął się ode mnie kawałek, wciąż jednak nie puszczając mojej dłoni. Zastanowiłam się przez chwilę i z zaskoczeniem stwierdziłam, że ma rację i jest dokładnie tak, jak mówi.
-Dziękuję.
Było to pierwsze zdanie, jakie byłam w stanie z siebie wydusić odkąd zobaczyłam krew spływającą po mojej skórze a Daniel wstał z mojego łóżka, ciągnąc mnie za sobą, więc chcąc nie chcąc również wstałam.
-Idziemy do domu. Tam o wszystkim porozmawiamy i wszystko ci wyjaśnimy.
Zarządził Nathaniel, który kiedyś przecież obwieścił masowe wybijanie ludzkości i ruszył jako pierwszy. Daniel splótł palce naszych dłoni razem, chcąc dodać mi tym otuchy i po chwili ruszyliśmy w ślad za księciem po schodach na dół. Jednak gdy znaleźliśmy się w kuchni nie potrafiłam się opanować i momentalnie podbiegłam do rodziców. Oboje rodziców siedzieli przy stole, bladzi niczym duchy a po ich policzkach spływały rzeki łez. Za nimi stali nieznani mi ludzie a naprzeciwko nich siedziała Anastazja, która wyraźnie próbowała ich uspokoić, co najwyraźniej nie wychodziło jej najlepiej. Najgorsze jednak było to, że na ich ciele widziałam ślady krwi - prawdopodobnie wdali się w bójkę z odwiedzającymi nasz dom wampirami.
-Mamo, tato…
Zaczęłam, jednak nie wiedziałam, co jeszcze mam powiedzieć, więc umilkłam i po prostu ujęłam ich dłonie w swoje. Nie odważyli się jednak zrobić nic więcej niż spojrzeć na mnie i zacisnąć palce na mojej dłoni. Nie odezwali się ani słowem, nie poruszyli się ani o milimetr. Zupełnie, jakby ktoś ich zaczarował.
-No tak, zupełnie był zapomniał.
Nathaniel westchnął ciężko, zupełnie jakby temat, którym musiał się teraz zająć, był niezwykle upierdliwy i nie wart nawet odrobiny jego uwagi.
-Zabierzcie ich do zamku i umieśćcie w więzieniu. Zajmiemy się nimi później.
Zarządził co odrobinę mnie uspokoiło. Przynajmniej na razie nie było realnego zagrożenia dla ich zdrowia czy życia. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu a gdy tam spojrzałam zauważyłam Daniela, który wpatrywał się we mnie z delikatnym, pocieszającym uśmiechem na ustach.
-Chodźmy, Caroline. Powinniśmy już ruszać. I tak mamy przed sobą jeszcze długą drogę.
Chociaż było mi z tym bardzo ciężko, po dłuższej chwili w końcu wstałam z klęczek i pozwoliłam Danielowi się poprowadzić. Kątem oka zauważyłam, że nagle tuż obok niego pojawiła się Anastazja. We trójkę, ramię w ramię, podążaliśmy śladem idącego przed nami Nathaniela, który prowadził nas do bramy w królestwie - jednej z czterech dróg, którymi można było wydostać się do świata zewnętrznego, jednak nigdy ich nie używano. W końcu wszyscy bali się wychodzenia poza mury królestwa w obawie przed zostaniem zabitym przez wampiry. Teraz jednak właśnie w towarzystwie wampirów opuszczałam bezpieczne miasto, które znałam od dziecka i w którym dorastałam. Nie znałam innych miast czy miejsc, nie znałam innego życia i najbardziej przerażające było to, że wszystko miało się teraz zmienić. Chociaż doskonale to wiedziałam, burza myśli w mojej głowie była zbyt duża, by wyłapać z niej coś szczególnego. Szłam więc za nimi, nie wiedząc kompletnie, co innego mam robić niż podążać za tym, co mi kazali. Zatrzymałam się jednak przed otwartą na oścież bramą, za którą rozpościerał się dziki, nieznany mi świat. Daniel i Anastazja również zatrzymali się po chwili, odwracając w moją stronę. Musieli dostrzec przerażenie na mojej twarzy i chyba dzięki temu domyślili się o co mi chodzi. Rodzeństwo spojrzało po sobie i z uśmiechami podeszli do mnie, jednak tym razem to Anastazja położyła dłonie na moich ramionach, próbując dodać mi otuchy.
-Nigdy nie byłaś poza murem, prawda?
Zapytała, na co pokiwałam głową i ciężko przełknęłam ślinę, próbując zmusić się do powiedzenia czegokolwiek.
-Zawsze nas ostrzegano, że za murem czeka nas śmierć. Świat poza królestwami opanowany jest przez wampiry od których powinniśmy się trzymać z daleka.
Wyjaśniłam cicho, chociaż mając świadomość, że stojąca przede mną dwójka, z którą przez ostatnie tygodnie spędzałam niemal całe dnie i nigdy nie spotkało mnie z ich strony nic złego, również jest przedstawicielami tego gatunku, przed którym tak bardzo mnie ostrzegano.
-Nie ma się czego bać. Obiecuję, że nic złego cię nie spotka. Ufasz mi?
Wtrącił się Daniel i pomimo wszystko, co się zdarzyło i w co wierzyłam całe życie, pomimo to, co wydawałoby się najbardziej logiczne w tej sytuacji, zaufałam im i wraz z rudowłosą pięknością i brązowowłosym przystojnym chłopakiem wyszłam za mur, mając okazję po raz pierwszy podziwiać zewnętrzny świat.
Komentarze
Prześlij komentarz