My wonderful nightmare - Rozdział 6
Myślałem, że zakończenie wyjazdu zakończy również ten beznadziejny stan naszej drużyny, jednak tak się nie stało. W rzeczywistości było o wiele gorzej - czułem się kompletnie wykluczony z drużyby bo przez to, że nie imprezowałem z nimi, nie byłem zaznajomiony z wieloma tematami, na które rozmawiali. Nawet inni pierwszoklasiści już się zintegrowali z pozostałymi - tylko ja zostałem z tyłu. Przez cały tydzień czułem się fatelnie i z każdym dniem było coraz gorzej, z ulgą więc przyjąłem fakt, że nadszedł weekend i znajdowałem się właśnie w metrze na drugi koniec Tokio. Jechałem odwiedzić Noyę, Asahiego i Tanakę - byłem więc bardzo szczęśliwy, że w końcu znów ich zobaczę.
Dotarcie do ich mieszkania zajaęło mi w sumie 2 godziny - i czułem się jeszcze gorzej, niż wcześniej, gdy wychodziłem z domu. Musiało być to po mnie widać, skoro Noya od razu mnie przytulił, zamiast się przywitać.
-Wyglądasz, jakby przejechał cię czołg. Co się stało?
Nie mam pojęcia, dlaczego, jednak w tym momencie się rozpłakałem. Tak jakby zbyt wiele negatywnych emocji nagromadziło się we mnie w przeciągu ostatnich 5 tygodni i musiałem dać im upust. Wydawało się jednak, że mojemu przyjacielowi kompletnie to nie przeszkadzało - przytulał mnie i głaskał po plecach, nie mówiąc ani słowa i po prostu pozwalając mi się wypłakać, mimo że wciąż staliśmy przy drzwiach.
-Przepraszam.
Powiedziałem, gdy w końcu się uspokoiłem i otarłem oczy, odsuwając się delikatnie. Na twarzy przyjaciela widniał pocieszający uśmiech ale widziałem też zaniepokojenie - takie załamania nie były dla mnie normalne i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.
-Nie przejmuj się. Chodź do kuchni, Asahi zrobił dla nas kakao.
Zdjąłem więc z siebie kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku, po czym przeszedłem za nim do kuchni, gdzie znalazłem wspomnianego wcześniej wielkoluda i łysola.
-Hej wam.
-Jeśli ten uniwerek aż tak cię wykańcza, powinieneś się przenieść.
Wypalił Tanaka na powitanie, upijając zaraz potem łyk gorącej czekolady z kubka, nawet na mnie nie patrząc. Zaskoczył mnie, jednak i tak usiadłem na krześle tuż obok niego i wziąłem w dłonie kubek z gorącym napojem. Westchnąłem cicho, przyglądając się ozdobionemu bitą śmietaną kakao i analizując to, co mi powiedział. Wszyscy mi to powtarzali - nawet Daichi i Suga coraz częściej do mnie dzwonili, ewidentnie się o mnie martwiąc.
-Wiem. Chyba tak zrobię.
Oznajmiłem cicho, pociągając nosem i czując na sobie ich spojrzenia. Przez chwilę panowała między nami cisza, jednak nie potrwała ona długo.
-Jeśli zdecydujesz się na jakiś uniwerek w tej okolicy, możesz z nami zamieszkać.
-Pójdę za wami na Tokijski. Nie chcę już dłużej być łabędziem.
Sam byłem zaskoczony tym, jak szybko podjąłem tą decyzję. Jeszcze kilka godzin wcześniej, pakując rzeczy na weekend, zastanawiałem się, co w ogóle mam zrobić i wahałem się odnośnie decyzji o zmianie szkoły a w tym momencie czułem, że niczego nie jestem bardziej w życiu pewien. Tak właśnie powinno być i tak zrobię.
-Świetnie! Będziemy znowu drużyną. Mamy super rozgrywającego, jestem pewien, że wyciągnie z ciebie 100% i szybko wejdziesz do pierwszego składu. Będzie prawie tak, jak w Karasuno!
Roześmiał się Noya, od razu rozluźniając atmosferę i dalej rozmowa potoczyła się już bardzo naturalnie. Mimo że jeszcze chwilę wcześniej płakałem i byłem bardzo zdołowany, chłopaki szybko wciągnęli mnie w wir rozmów i zarazili dobrym humorem a ja czułem się o wiele lepiej. Czułem się tak, jakbym nigdy nie opuścił Karasuno i nigdy nie rozdzielił się z chłopakami.
Właśnie to tak bardzo mi się podobało. To były chwile, w których wiedziałem, że mam najlepszych przyjaciół na świecie i że warto jest żyć.
Komentarze
Prześlij komentarz