Prowadź mnie - Epilog
Powrót do względnej normalności nie był niestety usłany różami i Kageyamie wiele miesięcy zajęła nauka wszystkiego na tyle, by nie tylko samodzielnie mógł gotować (i wychodziło mu to całkiem nieźle, chociaż zdarzały się drobne wpadki), sprzątać (chociaż wciąż czasem coś zbił ale przecież to tylko rzeczy), uprawiał sport (co prawda tylko w domu, bo nienawidził chodzić na siłownię ale jeśli było to możliwe, to szedł z Hinatą pobiegać, do czego w miarę szybko się przyzwyczaił) a nawet przemieszczać się samodzielnie poza domem, chociaż musiał używać laski (czego swoją drogą bardzo nie lubił ale już nie marudził). Jednak z pomocą ukochanego chłopaka i przyjaciół nie było to w cale takie straszne i w końcu udało mu się w miarę usamodzielnić. Rehabilitanci i lekarze byli pod wrażeniem tak ogromnych postępów i według nich były rozgrywający Karasuno mógł nawet zamieszkać sam.
Tak się jednak nie stało i idąc na studia w Tokio zamieszkał wraz ze swoim partnerem w wynajmowanym mieszkaniu. Obaj znaleźli pracę - Hinata w kawiarni a Kageyama jako aktor głosowy i lektor, dzięki temu, że nauczył się czytać Brailem - oraz dostawali wystarczające stypendium i rentę, by móc się na spokojnie utrzymać. Nie mogli uwierzyć, że zaszli tak daleko i że z każdym dniam dawali sobie coraz lepiej radę.
A ich przyszłość? Wydawała się stać przed nimi otworem. Kageyama po swoich doświadczeniach zdecydował się zostać psychologiem - w końcu nie każdy ma takie szczęście, jak on, w postaci swoich przyjaciół a Hinata miał wróżoną świetlaną przyszłość jako atakujący narodowej drużyny Japonii, jednak oprócz tego zdecydował się ukończyć edukację i studiować. Co? Oczywiście, że sport! Postanowił, że jeśli kiedyś już nie będzie mógł grać, chciałby chociaż być trenerem, do czego zainspirował go sam Ukai, który tę wiadomość przyjął z lekkim zakłopotaniem ale jednocześnie ogromną dumą.
Dzięki uporowi i wsparciu najbliższych byli w stanie zajść dalej, niż kiedykolwiek sądzili od momentu, gdy zdarzył się tamten wypadek. I nigdy w życiu nie byli szczęśliwsi, niż właśnie teraz - u progu samodzielnego życia.
Komentarze
Prześlij komentarz