Lód - rozdział 8
Bill obudził się, jak co dzień, w ramionach swojego ukochanego chłopaka. Skierował spojrzenie za okno i ze zdumieniem zauważył, że wciąż jest dosyć ciemno. Delikatnie wyplątał się z objęć śpiącego wciąż Warkoczyka i sięgnął po swój telefon. Dopiero dochodziła 5:30 a on już był na nogach. Westchnął cicho i wiedząc, że już nie zaśnie, przeciągnął się i wstał, cicho przechodząc do łazienki. W końcu musiał się jakoś przygotować na nowy dzień i nowe wyzwania. A przez "wyzwania" miał oczywiście na myśli naukę i przybieranie na wadze. Chociaż akurat lubił się uczyć. Myślałby kto, ale nauczycielka bardzo go chwaliła i aż mu było głupio, gdy opowiadała rodzinie Kaulitzów o jego postępach. W końcu nie robił nic takiego. Za to dowiedział się, że Tom nie był orłem za czasów szkolnych i nauczycielka często śmiała się, że ten leniuch znalazł sobie kogoś tak mądrego. Miał świadomość tego, że ta nauka może mu się później przydać. Jasne, póki co był z Tomem i zarówno on jak i cała jego rodzina niezmiernie mu pomagali, ale to nie musiało trwać wiecznie. Musiał zdać dobrze maturę, chociażby po to, żeby móc sobie poradzić, gdyby coś poszło nie tak i Kaulitzowie mieliby go wywalić z domu. Żeby nie wracać wtedy do rodziców.
Kiedy tylko się ubrał i ogarnął swoje niesforne włosy, chwycił paczkę papierosów i wyszedł na balkon. Przyroda zaczynała budzić się do życia. Śnieg stopniał już jakiś czas temu, a teraz na drzewach zaczęły pojawiać się pąki nowych liści, które niedługo miały rozkwitnąć. Odpalając papierosa zapalniczką ze zdziwieniem uświadomił sobie, że minęły już 4 miesiące odkąd mieszka z Tom'em. 4 długie i wspaniałe miesiące. Czuł się niczym w bajce. Dosłownie nikt niczego od niego nie wymagał i wszystko było mu podawane na tacy, a on i tak czuł się w obowiązku do robienia czegoś. Ostatnimi czasy głównie zajął się dbaniem o ciężarną panią Kaulitz. Wszyscy chodzili zdenerwowani, bo poród miał odbyć się już w zeszłym tygodniu, a tymczasem dziecku niezbyt spieszyło się na świat. Odkąd Bill poczuł się lepiej, przeczesywał internet i starał się robić wszystko, by zadbać o zdrowie Anny i jej dziecka, i robił to w każdej wolnej chwili. Westchnął cicho i usadził się na wiklinowym krześle, które stało na balkonie i wyciągnął telefon z kieszeni bluzy. Znów wpisał swoją ulubioną w ostatnich dniach frazę i sprawdzał, jak jeszcze może zadbać o matkę swojego chłopaka.
Pogrążył się w swoich myślach tak bardzo, że nawet nie zauważył, gdy wypalił drugiego a potem trzeciego papierosa. Bycie niepełnoletnim bardzo go frustrowało, bo o każdą jedną paczkę musiał prosić się Tom'a, który często wkręcał go, że nic mu nie kupi i torturował, nieraz przez dwa dni, mimowolnym odwykiem, twierdząc, że to dla jego dobra. Tylko że zauważył, że gdy już po tym "odwyku" daje swojemu ukochanemu paczkę papierosów, ten wypala ją w mniej niż 12 godzin. Z tego też powodu przestał się z nim droczyć i kupował mu papierosy jeszcze zanim poprzednie na dobre mu się skończyły. Wolał, żeby palił regularnie, ale rzadko, i może kiedyś rzucił, niż żeby pochłaniał 35 sztuk w przeciągu połowy dnia.
Z rozmyślań wyrwał go przerażony krzyk jednej z pokojówek, która jak burza wpadła do ich pokoju.
-Pani Kaulitz zaczęła rodzić!
Krzyknęła i wybiegła, gdzie tylko ją nogi poniosły. Bill i Tom spojrzeli na siebie zszokowani. Warkoczyk wciąż był zaspany i chyba nie do końca dotarło do niego znaczenie słów przerażonej kobiety, natomiast młodszy z nich był w lepszym stanie i szybko się ogarnął. Zgasił niedopałek i czym prędzej pobiegł do krzyczącej z bólu kobiety.
-Gdzie jest lekarz?
Zapytał, patrząc na przerażone, nie potrafiące się ruszyć z miejsca pokojówki.
-Właśnie odbiera poród, będzie za godzinę, nie wcześniej...
Odpowiedziała jedna z nich, najwyraźniej widząc gasnącą cierpliwość w oczach nastolatka. Ten z kolei dobrze wiedział, iż nie ma mowy, by dzwonić po karetkę. Pani tego domu kategorycznie odmówiła urodzenia w szpitalu, mimo wszystko podszedł do blondwłosej kobiety i zaczął gładzić ją uspokajająco po zaciśniętej dłoni.
-Słyszałaś? Lekarz może tu być najwcześniej za godzinę. Może lepiej zadzwonić po karetkę?
Zapytał, ale zmierzyły go oczy pełne piorunów.
-Nie! Urodzę tutaj, z lekarzem albo bez!
Warknęła, nim z jej płuc wydał się kolejny krzyk bólu.
-Czy ktoś mierzył jej skurcze? Co ile są?
Zapytał czarnowłosy, będąc nadzwyczajnie opanowanym, ale wszyscy obecni pokręcili przecząco głową. Załamał ręce i zamknął na chwilę oczy, licząc do pięciu.
-Ty, przyniesiesz misę gorącej wody i kilka ręczników. Ty, zeszyt, kartka i stoper. Ty, przynieś coś do picia dla pani Kaulitz. A ty przygotuj drugą sypialnię, gdy urodzi tutaj trzeba będzie ją przewieźć do innego łóżka.
Rozdzielił zadania pomiędzy pokojówki i ze zdziwieniem uświadomił sobie, że wszystkie wybiegły jak na komendę, a w drzwiach stoi nie kto inny jak Tom.
-Czy możemy jej jakoś pomóc? Dać coś przeciwbólowego?
Zapytał, lekko pobladły patrząc na swoją rodzicielkę.
-Nie, Tom, nie możemy, nie jesteśmy lekarzami i nie mamy leków, które pomogą jej ale nie zaszkodzą dziecku ani nie utrudnią akcji porodowej. Jeśli masz mi tu zemdleć, to czekaj na korytarzu i dzwoń do swojego taty.
Zarządził i wrócił do łóżka, wciąż patrząc na zegarek. Wiedział w teorii, co ma robić, ale bał się, czy sobie poradzi. Modlił się w duchu, by lekarz młodej mamy przybył na czas.
Komentarze
Prześlij komentarz