Sługa - rozdział 5

Zaraz po śniadaniu dzwonek do drzwi rozdzwonił się, zdradzając, że osoba stojąca przed drzwiami jest zdenerwowana. Zdziwiony otworzyłem wielkie wrota i z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że stoi przede mną pan Bodt. Przełknąłem strach i uśmiechnąłem się.

-Zapraszam, panie Bodt. Poinformuję pana Ackermanna, że już pan przybył.

Powiedziałem, zamykając drzwi za nim i jego służącą, która w ramionach skrywała dziecko. Skierowałem się już do schodów, gdy jego silna dłoń złapała mnie za kołnierz i obrócony do niego przodem. Następnym, co poczułem, był siarczysty policzek, który mi wymierzył, aż mi głowa odskoczyła na bok, a potem kolejny cios w brzuch, aż się zachłysnąłem i skuliłem, klęcząc na podłodze. Ten mężczyzna wiedział, jak bić, by się nie namęczyć, ale zadać ból. Byłem pewien, że kolejny cios nadchodzi, ale gdy po dłuższej chwili wciąż nic nie poczułem, odważyłem się spojrzeć w górę. Z zaskoczeniem odkryłem, że pomiędzy nami stoi pan Ackermann i trzyma rękę pana Bodta, mierząc się z nim spojrzeniami.

-Eren, dobrze się czujesz?

Zapytał a pan Bodt prychnął. Miałem wrażenie, że Revi zacisnął palce jeszcze mocniej na jego nadgarstku. Wstałem i uśmiechnąłem się, mimo bólu.

-Tak, panie Ackermann, dziękuję za troskę.

Odparłem, starając się mimo wszystko nie trzymać ręki na bolącym brzuchu.

-Nie kłam. Wiem, że nie. Panie Bodt, Eren jest MOIM podwładnym i nie ma pan prawa podnosić rękę na MOICH podwładnych. Jeśli jeszcze raz pan to zrobi, zastosuję stosowną karę.

Powiedział nad wyraz opanowanym głosem, chociaż od jego tonu przeszły mnie ciarki.

-Ten pieprzony sługus zgwałcił moją służkę, przez niego ma teraz bachora.

Warknął wyższy z mężczyzn, a ja siłą woli nie skuliłem się. Bałem się tego człowieka. Zbyt dużo złego z jego strony doświadczyłem.

-Zobaczymy. Za chwilę będzie tutaj pani Zoe, ona się tym zajmie.

Levi opuścił dłoń i wskazał, byśmy przeszli do salonu. On i pan Bodt zajęli miejsca na przeciwległych fotelach, a ja i Mari usiedliśmy na kanapie obok siebie. Spojrzałem na dziecko w jej objęciach, które o dziwo było złotowłose. Może się mylę, ale skoro ja mam brązowe włosy a Mari czarne, to blond włosy są niemożliwe, prawda? PRAWDA?!
 Moje gorączkowe rozmyślania przerwał kolejny dzwonek do drzwi. Wstałem i podszedłem, by znów je otworzyć, a tam stała ciemnowłosa kobieta w koku i okularach z uśmiechem na ustach.

-Witaj, Eren. Levi mnie oczekuje.

Przywitała się, wyciągając do mnie dłoń. Uścisnąłem ją i wskazałem na pomieszczenie, z którego dopiero co wyszedłem.

-Proszę do salonu.

Podążyłem za nią do wspomnianego pokoju i zająłem na powrót swoje miejsce, obserwując rozwój sytuacji. Pani Zoe najpierw ze wszystkimi się przywitała, po czym wzięła od Mari dziecko i je zbadała. Patrzyła z zaskoczeniem raz na mnie, raz na nią, a ja widziałem, jak moja była koleżanka ze służby robiła się coraz bardziej nerwowa i czerwona. Nie wiedziałem, dlaczego, aż nie padły wnioski pani Zoe.

-A więc, Eren definitywnie nie może być ojcem tego tu dziecka. Po pierwsze, dziecko ma blond włosy. Eren i Mari mają ciemne, więc ich wspólne dziecko musi mieć ciemne włosy. Za to pan ma blond włosy. Dziecko ma brązowe oczy po Mari. Po panu, panie Bodt, oprócz włosów, ma również pieprzyk pod dolną wargą po prawej stronie i charakterystyczny nos. Próba oskarżenia Erena o gwałt i ojcostwo na służce, podczas, gdy to pan jest ojcem, byłoby bardzo wygodne, ale niestety dla pana, za bardzo widać podobieństwo pana i dziecka.

Powiedziała niemal jednym tchem z szerokim uśmiechem na twarzy. Pan Bodt zrobił się czerwony i zacisnął dłonie w pięści. Po kilku minutach milczenia wstał i zmierzył nas wszystkich spojrzeniem.

-Skoro należą do mnie, mogę z nimi zrobić, co chcę.

Zaniepokoiły mnie te słowa, ale nie mogłem zaprotestować. Chwycił chłopca byle jak i Mari za ramię, ciągnąc ją do ogrodu przylegającego do salonu. Odprowadziłem ich wzrokiem i po chwili moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Mari uklękła na ziemi a przed nią położono jej dziecko. Widziałem błaganie malujące się na jej twarzy, ale żadne z nas nie mogło zareagować. Nie mieliśmy takiego prawa. Miała przerażenie wymalowane na twarzy i założę się, że ja też. Przypomniała mi się śmierć mojej mamy. On chyba nie...?
 Ale tak. Właśnie to miał zamiar zrobić. Wyciągnął pistolet z wewnętrznej kieszeni marynarki i wymierzył w dziecko.

-Nie, błagam, nie rób tego!

Mari starała się uratować swoje dziecko, ale nie mogła. Pan Bodt odepchnął ją i wystrzelił. Poczułem, jak moje serce przyspiesza i jak jest mi słabo. Krew dziecka zaczęła płynąć po ziemi, a ja nie mogłem oderwać oczu od tej sceny. Chwycił Mari za włosy i zmusił ją do klęku. Płakała, gdy przykładał jej pistolet do głowy. A potem kolejny strzał i czułem, jak kręci mi się w głowie.

-Mamo...

Ledwo byłem świadomy, że to powiedziałem. Poczułem szarpnięcie za ramię i po chwili byłem gdzieś prowadzony.

-Zoe, zajmij się tym!

Usłyszałem zdenerwowany głos pana Ackermanna, ale ledwo go rejestrowałem. Czułem płynące po policzkach łzy.

-Dlaczego, mamo?

Spytałem, łamiącym się głosem. Zostałem zaprowadzony do jakiegoś pomieszczenia i posadzony na miękkim meblu. Silne dłonie zmusiły mnie, bym spojrzał na stojącego nade mną człowieka. 
Utonąłem w kobaltowych oczach i powoli otrząsnąłem się z szoku.

-Moja mama....

Szepnąłem, ale nie musiałem nic więcej mówić. Zostałem wtulony w silną klatkę piersiową. Czując jego zapach i słysząc bicie jego serca powoli zacząłem się uspokajać, otulony ciepłem drugiego ciała.

-Przepraszam.

Powiedziałem, gdy już w końcu się otrząsnąłem. Czarnowłosy ujął moją twarz w dłonie i zmusił mnie, bym na niego spojrzał. Widziałem troskę na jego twarzy, co mnie zaskoczyło, ale było niezmiernie miłe.

-Nie przepraszaj. Miałeś prawo. Przykro mi, że musiałeś to oglądać.

Powiedział, opierając swoje czoło o moje. Jego usta były tak blisko moich, że niemal mogłem je poczuć na swoich. Czułem, jak moje serce powoli zaprzestaje swojej pracy a ciało zaczyna drżeć. Wprost tonąłem w głębi jego oczu.

-Levi...

Zacząłem, ale nie skończyłem, bo moje usta zostały nakryte jego własnymi, w delikatnym, pełnym czułości pocałunku. Byłem w takim szoku, że gdy się ode mnie nieznacznie odsunął, spanikowałem.

-Nie!

Niemal krzyknąłem, wyciągając do niego rękę i łapiąc go za koszulę. Nim zdążył zareagować, pocałowałem go, zatracając się zupełnie w tej czynności. Czułem, że to było właściwe. Bałem się, ale jednocześnie wiedziałem, że dopiero teraz jestem na właściwym miejscu.

-Spokojnie.

Powiedział, gdy oderwał się w końcu ode mnie i spojrzał mi w oczy. Z jego twarzy ciężko było cokolwiek wyczytać.

-Levi, proszę...

Rozpłakałem się, czując, jak moje serce bije coraz szybciej z ekscytacji i strachu.

-Co się stało?

Zapytał i poczułem jego ciepłą dłoń na ramieniu.

-Proszę, jeśli tylko mnie mamisz, nie rób tego.

Nie byłem w stanie stwierdzić, jakie ma plany wobec mnie. Nie wiedziałem, co się stanie. Ale wiedziałem, że już zbyt wielu ludzi mnie skrzywdziło. Poczułem krótki, delikatny pocałunek na moich ustach i spojrzałem mu w twarz.

-Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Idź do siebie i uspokój się. Masz dzisiaj wolne. Przyjdę po zmroku.

Obiecał, składając jeszcze jeden pocałunek na moim czole, ale wciąż nie wyrażając żadnych emocji. Skierowałem się do swojego pokoju, mając w głowie więcej pytań niż odpowiedzi.

 Zgodnie z obietnicą, gdy tylko zapadł zmrok a wszyscy w domu poszli spać, drzwi w moim pokoju otworzyły się i w słabym świetle świecy zobaczyłem sylwetę mężczyzny. Usiadłem na łóżku po turecku, spoglądając ciekawie na niego, nie wiedząc, czego mam oczekiwać. Podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko mnie, przez chwilę się nie odzywając.

-Zależy mi na tobie. To już wiesz. Na razie musi to pozostać w tajemnicy. Robimy wszystko tak, jak ja chcę. Nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Ani okazywać mi tego, jeśli nie jesteśmy sami. Chyba, że tobie na mnie nie zależy?

Zapytał, unosząc lekko jedną brew. Uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głową.

-Zależy. I dostosuję się.

Obiecałem, na co pokiwał głową.

-Połóż się. Poleżę z tobą. Dużo dziś przeżyłeś.

Rozkazał, a ja uradowany zrobiłem, co mi kazał. Po chwili poczułem, jak kładzie się obok mnie pod kołdrą i zaraz wtuliłem się w jego klatkę piersiową, a on objął mnie ramieniem.

-Nie jesteś zmęczony?

Zapytałem się cicho, mając wrażenie, że on zniknie, jeśli odezwę się o trochę głośniej.

-Nie. Ale ty powinieneś iść spać. Zaczekam, aż zaśniesz.

Obiecał i zaczął bawić się moimi włosami. Wtuliłem się w jego ciepłe ciało i zamknąłem oczy, wsłuchując się w jego oddech i bicie jego serca. Było tak przyjemnie i chciałbym, bym mógł to mieć codziennie. Ale nie stracę jego zaufania. Zrobię tak, jak on chce.

Nawet nie zorientowałem się, nim padłem w objęcia Morfeusza.



Komentarze

Popularne posty