Sługa - rozdział 3






Następnego dnia obudziłem się jeszcze przed świtem. Nie mogłem spać i nie byłem pewien, dlaczego. Westchnąłem cicho i ubrałem się w czysty strój, stwierdzając, że skoro już tak wcześnie wstałem, to zrobię pranie. O ile dobrze pamiętałem, to pralnia znajdowała się na parterze obok kuchni. Zebrałem pranie ze wszystkich łazienek do jednego worka i skierowałem się na schody, którymi zszedłem do hallu, w którym o dziwo paliło się światło. Najwyraźniej pan Ackermann po powrocie zapomniał je zgasić. Pstryknąłem włącznik i w pomieszczeniu zapanował półmrok, a ja zadowolony udałem się do mojego miejsca docelowego. W pomieszczeniu pachniało płynem do płukania, który przyjemnie drażnił nozdrza. Wyrzuciłem wszystko z worka na stojący tam stół i zacząłem sortować. Na szczęście mamy trzy pralki, więc mogłem szybko posortować ubrania na kolorowe, białe i czarne, postanawiając, że jako następne wypiorę ręczniki i pościel, gdy wszyscy wstaną. W posiadłości obok pralni znajdowała się również suszarnia, gdzie można było rozwieszać pranie w trakcie deszczu, co było luksusem, bo wielu ludzi nie obchodziła pogoda i żądali wywieszania i wysuszenia prania na powietrzu w trakcie deszczu. Wsypałem proszek i wlałem pachnący kwiatami płyn do urządzeń i włączyłem urządzenia, sprawdzając czas na zegarze. Pranie będzie trwać około godziny, więc mam dość czasu. Przeszedłem do jadalni i postanowiłem nakryć już do stołu na śniadanie. Biały obrus ozdobiłem czerwonym bieżnikiem. Srebrne świeczniki ustawiłem w odpowiednich odległościach i wyciągnąłem z szuflady białe świeczki. Postanowiłem odpalić je później i nakryłem do stołu, wybierając srebrną zastawę i czerwoną serwetę. Zadowolony ze swojej pracy wyszedłem do ogrodu, nazbierać nowych kwiatów. Czerwień jest silnym kolorem i nie mogłem z nią przesadzić, tak więc kwiaty powinny być białe. Najlepszym rozwiązaniem byłyby lilie, jednak one pachną zbyt intensywnie, by przy nich jeść i nie utracić apetytu. Białe róże potrzebowały jeszcze kilku dni, by być najpiękniejsze i idealne na stół pana Ackermanna. Zdecydowałem się na gęsiówkę kaukaską, którą szybko zebrałem i wszedłem do kuchni w poszukiwaniu odpowiedniego wazonu. Dokończyłem dekorację stołu i przyjrzałem mu się jeszcze raz, zastanawiając się, czy pan Ackermann będzie zadowolony z mojej pracy. Stwierdziłem, że wszystko jest w porządku, więc przeszedłem do salonu, gdzie znalazłem czarną marynarkę pana Ackermanna i pustą szklankę po alkoholu. A więc pan Ackermann musiał napić się po powrocie i zapomnieć swojej marynarki. Powiesiłem ją w hallu na wieszaku, postanawiając, że nie będę na razie budzić pana Ackermanna, a szklankę zaniosłem do kuchni. Już miałem wychodzić, gdy w pomieszczeniu pojawiła się czarnowłosa, spinająca właśnie swoje włosy.

-Cześć, Mikasa.

Przywitałem się i podałem jej do ręki leżący na blacie obok mnie fartuszek, który przewiązała sobie w pasie.

-Cześć, Eren. Czemu już nie śpisz?

Spytała, a ja spojrzałem na zegarek. Była ledwo piąta. Uśmiechnąłem się do kucharki.

-Nie mogłem spać. Pomóc ci jakoś?

Zapytałem a ona zastanowiła się.

-Ułóż pieczywo w koszyku i owoce w misie, potem zanieś to na stół i zobaczymy, co dalej.

Odparła z uśmiechem i zabrała się do pracy, a ja zaraz po niej. W wiklinowym koszu ułożyłem białą serwetę a na niej świeże pieczywo, które było upieczone poprzedniej nocy. Zakryłem pieczywo drugą serwetą, nie chcąc, by się zeschło i wziąłem srebrną, ozdobną misę, do której włożyłem jabłka, pomarańcze, banany, kiwi i winogrona. Zabrałem oba naczynia i ułożyłem na nakrytym stole, po czym wróciłem do kuchni.

-W spiżarce jest dżem truskawkowy, pan Ackermann go lubi, możesz go wziąć i nałożyć do miseczki.

Rzuciła, gdy tylko znalazłem się w środku. Zanim wybiła szósta zdążyłem jeszcze pokroić owoce, zmielić kawę, napełnić cukierniczkę i solniczkę, zebrać jaja w kurniku i wydoić krowę. Ułożyłem wszystko na stole i przyjrzałem się. Jajko na miękko, połówka grejpfruta, kawa, ser, wędliny, owoce, dżem truskawkowy i świeże pieczywo. Pan Ackermann powinien być zadowolony. Wróciłem do kuchni i z wdzięcznością przyjąłem przygotowany dla mnie kubek kawy i talerzem jajecznicy na cebulce, pieczywa z serem i szynką i miską owoców. Zająłem miejsce przy stole razem z Mikasą i Arminem i zająłem się jedzeniem. Nie zdawałem sobie sprawy, jak głodny jestem, dopóki nie zmiotłem wszystkiego z talerza. Złożyłem naczynia do zmywarki i poszedłem wyciągnąć pranie, które rozwiesiłem w pralni, co chwilę mi zajęło. Zadowolony wszedłem z powrotem do kuchni, gdzie z zaskoczeniem oprócz Armina i Mikasy zobaczyłem pana Ackermanna. Wzrok jego zimnych oczu skierował się prosto na moją postać, a mnie przeszedł dreszcz przerażenia.

-Chodź ze mną.

Rozkazał a ja podreptałem za nim, najpierw wychodząc z kuchni, potem z jadalni i w końcu kierując się do gabinetu pana domu. Zamknąłem za sobą drzwi i zająłem miejsce na wygodnej sofie, które wskazał mi pan Ackermann, ale on sam krążył po pokoju i nie patrzył na mnie. W końcu uderzył dłonią w blat biurka a ja aż podskoczyłem i spuściłem głowę. Podszedł do mnie szybkim krokiem i uniósł moją twarz, zaglądając mi prosto w oczy. Drżałem. Czułem to. Bałem się człowieka stojącego przede mną i nie byłem w stanie tego ukryć. Zauważyłem jego zdziwienie i po chwili odsunął się odrobinę.

-Ty się mnie boisz.

Powiedział cicho, gdy przez chwilę mi się przyglądał. Zajął miejsce obok mnie i westchnął, a ja się jeszcze bardziej spiąłem. Nie rozumiałem tego. Do tej pory moi właściciele wzbudzali we mnie nienawiść, ale nie strach. Dlaczego tak bardzo się go boję? Spojrzał znów na mnie, a grzywka opadała mu lekko na kobaltowe oczy. Uniósł dłoń i... przytulił mnie. Byłem w szoku, ale to zrobił. Przyjemny zapach jego skóry wypełnił moje nozdrza, a silne, umięśnione ramiona przyciągały mnie do rozbudowanej klatki piersiowej. Zorientowałem się, że rozluźniam się i coraz bardziej się uspokajam. Odetchnąłem z zadowoleniem i wtuliłem się w mężczyznę, chociaż nie byłem pewien, czy powinienem. Trwaliśmy tak kilka minut, nim mnie od siebie odsunął i zmusił, bym spojrzał mu w oczy.

-Nie musisz się mnie bać. Nawet, jeśli coś źle zrobisz. W tym domu nie stanie ci się krzywda. Ale musimy o czymś porozmawiać, Eren. Musimy wyjaśnić sobie dwie rzeczy.

Zaczął miękkim głosem, mimo, że wciąż nie było w nim żadnych emocji. Pokiwałem głową a on oparł się o oparcie kanapy i uważnie mnie obserwując, zaczął mówić.

-Erwin twierdzi, że trzeba operacyjnie złamać ci żebra i je zespolić, żeby kości ci się dobrze zrosły. A za dwa tygodnie przyjdzie ściągnąć szwy. W krwi nic nie wyszło, jesteś zdrowy. Chcesz tej operacji?

Zamrugałem ze zdziwienia. On się mnie pyta o zdanie? Mój pan pyta się mnie o zdanie? Znów byłem w szoku, zdecydowanie jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak wiele razy zszokowany, jak dzisiaj, a nie ma jeszcze dziesiątej. Zorientowałem się, że przecież czeka na moją odpowiedź.

-Nie jest mi ona potrzebna, nie czuję dyskomfortu z tego powodu.

Odpowiedziałem, uśmiechając się z zakłopotaniem. Uniósł lekko brew i pokiwał głową, nie komentując tego. Westchnął i pochylił się do przodu, nie patrząc już na mnie.

-Ta druga sprawa... dzwonił Bodt.

Komentarze

Popularne posty