Sługa - rozdział 6






Obudziłem się sam w łóżku. Nie byłem ani zaskoczony, ani specjalnie zawiedziony - wiedziałem, że tak musi być. Chociaż w głowie wciąż brzmiały mi słowa Levi'ego. "Póki co". Czyli on kiedyś nie chce dłużej się z nami kryć? Nie wiem, i pewnie jeszcze długo się tego nie dowiem. Uśmiechnąłem się i dotknąłem palcami moich ust, na których wciąż czułem pocałunki z poprzedniego wieczora. Nie spodziewałem się tego. Westchnąłem cicho i zszedłem z łóżka, żeby się ubrać i zacząć dzień. Syknąłem, gdy tylko spróbowałem się ruszyć i złapałem się za brzuch, w który wczoraj dostałem dosyć mocno.

-Uważaj.

Usłyszałem i z zaskoczeniem zauważyłem przede mną... właściciela tego domu. Zszokowany spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.

-Nic mi nie jest.

Odpowiedziałem, a on dotknął palcami mojej twarzy, która również mnie bardzo bolała. Starałem się nie syknąć ani nie skrzywić się, ale najwyraźniej średnio mi się to udało.

-Kłamiesz. Masz ogromnego siniaka na twarzy, na brzuchu pewnie też. Podciągnij koszulkę.

Rozkazał, zakładając ręce na klatce piersiowej. Westchnąłem cicho i zrobiłem to, co kazał. Widziałem, jak ledwo powstrzymał się od uniesienia brwi. Wiedziałem, że miałem tam ogromnego siniaka.

-Źle to wygląda. W dodatku masz siniaka tam, gdzie masz szwy.

Mruknął pod nosem, dotykając delikatnie mojej skóry, co mnie bolało, ale starałem się tego nie okazywać.

-Nic nie szkodzi.

Powiedziałem z wciąż delikatnym uśmiechem, który wykrzywiał się lekko przez to, że jego dotyk mnie bolał. Zauważył to i przyciągnął mnie do pocałunku, na co zamruczałem cicho. Spojrzał mi w oczy i pogłaskał po policzku, który nie był opuchnięty.

-Wyglądasz tragicznie. Dopóki ci to nie zejdzie nie będziesz pracował. Nie możesz mnie tak prezentować.

Stwierdził, patrząc mi prosto w oczy, wiedząc, że jeśli to zrobi, wybrzmi to o wiele bardziej, niż normalnie. Pokiwałem głową, zgadzając się z nim. W końcu i tak nie miałem zbytniego wyboru - on jest moim panem, muszę się dostosować. Westchnąłem cicho, gdy się odsunął i usiadłem z powrotem na łóżko, spoglądając za okno. Dzisiaj zapowiadała się ładna pogoda, bez deszczu.

-Wrócę popołudniu.

Usłyszałem od strony drzwi i po chwili Levi wyszedł z pomieszczenia. Wstałem powoli, starając się sprawić sobie jak najmniej bólu i ubrałem się, po czym przeszedłem do kuchni, gdzie, tak, jak się spodziewałem, zauważyłem już Mikasę. Prawie upuściła trzymany przez siebie nóż, gdy mnie zobaczyła.

-Boże, co ci się stało? To ten facet, co tu wczoraj był?

Dopadła mnie i przyglądała się intensywnie mojej twarzy. Zaśmiałem się cicho. Była jak taka nadopiekuńcza mama. Pasowało to do niej.

-Tak, ale nie przejmuj się. Chciałem się zapytać, czy mogę wziąć kosz z czymś do jedzenia, chcę się przejść.

Pokiwała głową i wytarła ręce w swój fartuch.

-Zaraz przygotuję.

Obiecała i zabrała się do pracy. Po chwili trzymałem kosz piknikowy z kanapkami, kawałkami sera, warzywami i owocami. Uśmiechnąłem się i skierowałem do wyjścia.

-Dzięki. Widzimy się wieczorem.

Rzuciłem i wyszedłem, wdychając do płuc świeże powietrze. Odetchnąłem i podążyłem przed siebie, chociaż nie znałem zbyt dobrze okolicy.
Ogród otoczony był strumykiem, za którym rozciągała się polana usłana wysoką trawą i kwiatami. Tak... to zdecydowanie dobre miejsce na odpoczynek. Podszedłem do jednego z drzew i usiadłem pod nim, sięgając po jedną z kanapek. Ze zdziwieniem zauważyłem, że w koszu znajduje się też książka. Wyciągnąłem ją i zacząłem czytać, czując pieszczące moją skórę promienie Słońca.

Obudziłem się, czując czyiś dotyk na moim ramieniu. Moje zaspane oczy spoczęły na dobrze znanej mi, lekko zarumienionej twarzy na tle pomarańczowego nieba. Uśmiechnąłem się rozmarzony i podniosłem się do siadu. Zauważyłem, że klęczący obok mnie mężczyzna dyszy ciężko, jakby był po biegu.

-Levi?

Zapytałem niepewnie, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Tak, zorientowałem się, że już jest wieczór, ale nie rozumiałem, czemu mój pan i władca wyglądał, jakby miał zaraz paść z wyczerpania.

-Ty idioto! Szukałem cię wszędzie, bo nie wróciłeś na kolację do domu. Kiedyś cię zabiję, bachorze.

Wycedził przez zęby, gdy udało mu się złapać oddech a ja spuściłem wzrok na swoje dłonie. Westchnąłem znów, rozumiejąc, czemu się zdenerwował.

-Przepraszam.

Odparłem, a moja twarz została uniesiona do góry. Po chwili moje usta zostały zaatakowane przez jego usta. Mruknąłem i położyłem mu dłoń na policzku, oddając pocałunek, który odbierał mi oddech i przyspieszał bicie serca. Usiadł na mnie okrakiem i naparł na mnie, pogłębiając pocałunek. Po chwili przejechał językiem po moich wargach, więc je rozchyliłem, a jego język zaczął penetrować wnętrze moich ust. Uniosłem jedną rękę i położyłem na jego udzie, które zacząłem lekko masować, podczas gdy obie jego dłonie opierały się o moje ramiona. Przerwał pocałunek i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem kobaltowych tęczówek.

-Masz mnie więcej tak nie straszyć.

Rozkazał, a ja z uśmiechem przytaknąłem. Nim otwarłem usta by coś powiedzieć, znów je zaatakował, całując mnie.

Wróciliśmy do domu już po zmroku, trzymając się za ręce. Cały czas spędziliśmy na całowaniu i przytulaniu. Byłem szczęśliwy i nie chciałem tego ukrywać. Rozplątał nasze palce, gdy otwierał drzwi do kuchni, przez które weszliśmy do posiadłości. Odłożyłem tam kosz i skierowałem się do swojego pokoju, a Levi do siebie. W myślach wciąż miałem te delikatne pieszczoty, którymi mnie raczył przez kilka ostatnich godzin. Wszedłem pod prysznic, z którego lała się ciepła woda, wciąż czując na sobie dotyk jego dłoni. Nie mogłem uwierzyć, że to się stało na prawdę. Schowałem twarz w dłoniach, czując, jak się czerwienię i zaśmiałem się sam z siebie. Zachowuję się jak dziecko, ale co mi tam. Położyłem się na łóżku, wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać. Wydarzenia wczorajszego dnia przestały być istotne. W końcu miałem Levi'ego. Czego więcej mogłem chcieć?

Spojrzałem na wiszący za oknem księżyc i zatopiłem się w swoich myślach, gdy usłyszałem, jak ktoś cicho wchodzi do mojego pokoju. Nie ruszał się spod drzwi, ale domyślałem się, że to pan Ackermann.

-Śpi... całe szczęście.

Szybko zamknąłem oczy, gdy usłyszałem, jak do mnie podchodzi. W końcu chciał, żebym spał, tak? Poczułem, jak otula mnie wiszącym na krześle kocem i poczochrał delikatnie moje włosy.

-Nastraszyłeś mnie, dzieciaku. Nie możesz tak znikać. Nie wiesz o wszystkim, nie chcę, żebyś teraz o tym wiedział. Ale dowiesz się. Obiecuję. Tylko jeszcze nie teraz, bo wtedy wszystko weźmie w łeb.

Powiedział, po czym westchnął cicho i słyszałem, jak siada na krześle. Przez jakiś czas panowała cisza, ale nie przeszkadzała mi ona.

-Będę musiał ci powiedzieć, gdy nadejdzie czas. Ale na razie powinieneś cieszyć się... tym co masz. I spać.

Mruknął, po czym nie powiedział już nic więcej. Zastanawiałem się, o co mu chodzi i o czym mówił, ale nie mogłem nic takiego wymyślić. W końcu, w którymś momencie, odpłynąłem, a ostatnim, co czułem, był dotyk jego warg na mojej skórze. Potem zapadłem w głęboki sen.

Komentarze

Popularne posty