Sługa - rozdział 2
Dosyć długo brałem prysznic, czując, że muszę zmyć z siebie ten brud. Te wspomnienia. Doskonale pamiętałem scenę śmierci mojej matki, tak samo doskonale pamiętałem każdą jedną karę fizyczną i psychiczną, którą dostawałem od moich poprzednich właścicieli. Przypomniałem sobie, jak to było z państwem Hoover. Oni byli pierwszymi, którzy nie pokazali od początku, o co im chodzi. Zarówno pan Kirschtein jak i pan Reiss od początku pokazywali mi, gdzie moje miejsce i stosownie karali, gdy uznali to za potrzebne. Aczkolwiek byli również sympatyczni i chociaż nie przepadałem za nimi, nie miałem do nich zbytniego żalu. Natomiast państwo Hoover podeszli do mnie dużo bardziej rygorystycznie. Już pierwszego dnia dostałem lanie, bo nie potrafiłem przygotować stołu do uroczystej kolacji tak, jak tego chcieli - złożenie serwet w łabędzie i dobranie odpowiednich kwiatów mnie przerosło. Tego samego dnia zamknęli mnie również w pokoju bez kolacji. Byłem przerażony i wściekły. Potem dostawałem lanie i kary praktycznie codziennie - nie ważne, czy robiłem swoje zadania dobrze, czy też nie. Gdy wykupił mnie pan Bodt, na początku był bardzo troskliwy. Pozwolił mi wyleczyć rany i przybrać na wadze, ale wtedy diametralnie się zmienił - gdy już nie byłem wychudzony po kilku lat głodówek, zaczął znęcać się nade mną. Nienawidziłem go za to i nie wiedziałem, dlaczego to robi, ale nie mogłem ani o to zapytać, ani protestować. Musiałem to znosić.
Więc skoro pan Ackermann teraz też mnie dobrze traktował, to kto wie - może niedługo zacznie się nade mną znęcać? Wygląda na takiego, co ma ogrom tortur w zanadrzu i może mnie doprowadzić do obłędu. Co mam w takim razie zrobić? Nie wiem. Raczej nie mam zbyt wielu możliwości i niewiele mogę zrobić. Jeśli zacznie mnie torturować, nie będę mógł się zająknąć ani słowem. Westchnąłem cicho i zakręciłem wodę, wychodząc w końcu spod prysznica. Wytarłem ciało ręcznikiem, uważając, by nie uszkodzić swoich ran i spojrzałem w lustro. Całe ciało mam w bliznach albo poranione. To pamiątki po każdym domu, w którym byłem. Założyłem świeże bokserki i spodnie w kolorze khaki, po czym przeszedłem do swojego pokoju, przewieszając ręcznik na karku, by woda z mokrych włosów nie spływała mi po plecach. Mój pokój był mały i prosty. Białe ściany i jasna, drewniana podłoga, proste, jednoosobowe łóżko z wyjątkowo wygodnym materacem, biurko, krzesło, szafa, mała komoda i niewielki regał, na którym było kilka książek i gdzie ustawiłem zdjęcie swojej mamy i stolik nocny przy łóżku, na którym stał budzik, ustawiony na 5 rano, codziennie. Budziłem się bez budzika, bo po tylu latach byłem do tego przyzwyczajony, ale lepiej nie zaspać przez przypadek. Spojrzałem na ów przedmiot i zobaczyłem, że zaraz wybije szósta. Więc pan Ackermann powinien przyjść, tak, jak powiedział. Chociaż nie musi przychodzić, kto wie, przecież jestem tylko jego służącym.
Myślałem tak o swojej sytuacji, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili kawałek drewna otworzył się i do pokoju wszedł pan Ackermann, zamykając za sobą drzwi. W ręku trzymał maść i bandaże. Uśmiechnąłem się i wstałem, skłaniając się delikatnie, na co machnął ręką.
-Przyszedłem cię opatrzyć. Nie musisz mi się kłaniać, w ogóle, o ile nie ma gości nie musisz się przede mną kłaniać.
Powiedział, rozkładając wszystko na biurku, w ogóle na mnie nie patrząc.
-Tak jest.
Odpowiedziałem i usiadłem z powrotem na łóżko. Pan Ackermann wziął maść do ręki i podszedł do mnie. Delikatnymi ruchami nakładał medyk na moje rany, wpatrując się uparcie w każdą z nich, ani razu nie podnosząc na mnie wzroku kobaltowych oczu. Robił to bardzo delikatnie, ale bardzo dokładnie, starając się nie sprawić mi bólu, chociaż przy jednej z ran na klatce piersiowej syknąłem z bólu i spiąłem się.
-Przepraszam.
Powiedział, a ja spojrzałem na mojego pana z zaskoczeniem. On mnie właśnie przeprosił?
-Nie powinien pan mnie przepraszać.
W tym momencie, gdy wypowiedziałem te słowa, spojrzał na mnie zirytowany.
-Przepraszam, bo nie chciałem sprawić ci bólu w trakcie opatrywania cię. Co wypada a co nie, a tym bardziej to, co powinienem, ustalam ja.
Jego głos był zimny i przerażający, aż mnie przeszedł dreszcz. Wymamrotałem przeprosiny i siedziałem w ciszy, gdy zakładał mi bandaże, starając się, by były jak najlepiej przygotowane. Gdy skończył wytarł palce w chusteczkę i przyglądał mi się, prześwietlając mnie wzrokiem na wskroś.
-Wczoraj nie chciałeś zdjąć spodni, ale tam też masz rany, prawda?
Spytał, na co jedynie pokiwałem głową. Nie wydawał się zdziwiony.
-Zdejmiesz je teraz?
Zadał kolejne pytanie. Wczoraj nie byłem do końca przytomny, gdy tu trafiłem, i sprzeciwiłem mu się, ale teraz nie mogłem. Westchnąłem i wstałem by zdjąć spodnie, a na jego twarzy na moment pojawiło się przerażenie. Na lewym udzie miałem ranę po wbitym nożu. Ostrze minimalnie minęło moją tętnicę, a bandaż, który zawiązałem chwilę temu, już przesiąkał krwią. Nie byłem w tym najlepszy. Oba kolana miałem zdarte aż do krwi. Na jednej z łydek miałem ślady po biczu, skóra była rozerwana niemal na strzępy. Z kolei na lewej nodze miałem dużo płytkich i głębokich cięć. Patrzyłem na niego a wzrok, którym mnie lustrował, krępował mnie. Odchrząknął w końcu i spojrzał na mnie.
-Zadzwonię do lekarza. Ja wychodzę, ale on przyjdzie, sprawdzi twoje rany i cię opatrzy. Pozwolisz mu też zrobić wszelkie badania, jakie zarządzi. Jeśli coś w jego zachowaniu cię zaniepokoi, powiesz mi o tym, gdy wrócę. Będę w domu przed północą. Jeśli będziesz miał do mnie jakąś sprawę, zaczekaj na mnie w moim pokoju.
Zarządził i wyszedł. Stałem osłupiały przez kilka sekund i za chwilę dopiero zreflektowałem się, że stoję niemal nagi. Podciągnąłem spodnie i podszedłem do komody, z której wyciągnąłem jeden z T-shirtów z długim rękawem w białym kolorze i po chwili, w pełni ubrany, wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni, gdzie zastałem nie tylko czarnowłosą kucharkę ale też blondwłosego chłopaka w mniej-więcej moim wieku. Uśmiechnąłem się do nich i siadłem na wolnym krześle.
-Hej, jestem Eren.
Powiedziałem, wyciągając do niego rękę. Ujął ją po chwili i poczułem silny uścisk, którego się po nim nie spodziewałem.
-Armin. Ogrodnik.
Odpowiedział z uśmiechem i wrócił do jedzenia. Ja również dostałem swój talerz z potrawką. Podziękowałem Mikasie i zacząłem jeść.
-Czy oprócz nas jest jeszcze jakaś służba w domu?
Zapytałem, ale oboje pokręcili głową.
-Ja zajmuję się kuchnią i otwieram drzwi, gdy ktoś przychodzi, jeśli akurat ty nie jesteś w pobliżu. Również jestem odpowiedzialna za robienie zakupów i zamówień. Armin zajmuje się ogrodem i garażem, odprowadza samochody. Ty odpowiadasz za sprzątanie, podejmowanie gości i spełnianie życzeń Levi'ego.
Odpowiedziała mi dziewczyna pomiędzy kęsami obiadu. Pokiwałem głową, zastanawiając się nad tym. W większości domów zawsze było bardzo dużo służby.
-Levi Ackermann znany jest z tego, że ratuje służbę. Jeśli nie bierze ich do siebie, to bierze ich do swoich znajomych. Co jakiś czas wynajduje osobę wśród służby, która jest dręczona przez swoich właścicieli i zabiera ją od nich tak szybko, jak to możliwe. Nie może oficjalnie oskarżyć kogokolwiek, bo nie jest zabronione znęcanie się nad pracownikami, ale robi, co może.
Opowiedział mi blondyn, uśmiechając się. Byliśmy pod koniec posiłku, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Poderwałem się i wyszedłem, przechodząc do holu. Gdy otwarłem drzwi, zauważyłem postawnego mężczyznę i przystrzyżonych, zaczesanych do tyłu blond włosach.
-Dzień dobry, jestem doktor Shmith. Mam zająć się nowym służącym pana Ackermanna. Wnioskuję, że to ty.
Uśmiechnął się ciepło i wszedł do środka. Zamknąłem za nim drzwi i uśmiechnąłem się do mężczyzny.
-Tak, racja. Pozwoli pan, że przejdziemy do mojego pokoju?
Zapytałem, a gdy skinął głową poprowadziłem go do mojej klitki. Gdy tylko weszliśmy, położył swoje obie torby na biurku i rozłożył jakiś materiał na całym łóżku.
-Rozbierz się do majtek i połóż.
Wykonałem zadanie i po chwili odwrócił się od swoich toreb, mając już błękitne rękawiczki na dłoniach i uniósł obie brwi, widząc mnie.
-Będziemy mieć dużo pracy. Najpierw zdejmę bandaże z twojego torsu i szyi, potem je oczyszczę, zszyję jeśli trzeba, potem cię przebadam i zobaczymy, co zrobimy dalej. Na koniec założę bandaże na nowo.
Oznajmił, na co podniosłem się do siadu i pozwoliłem ściągnąć mi opatrunki. Usłyszałem, jak lekarz gwałtowniej wciąga powietrze. Ułożyłem się z powrotem na materiale i po chwili zauważyłem strzykawkę w jego ręce.
-Dam ci znieczulenie miejscowe tam, gdzie masz większe i groźniejsze rany.
Poczułem ukłucie w kilku miejscach na klatce piersiowej a następnie na nogach i rękach, po chwili czując w tych miejscach delikatne mrowienie. Zamknąłem oczy i pozwoliłem mężczyźnie robić, co do niego należy. Czułem większość z tych rzeczy, ale nic z tego za specjalnie mnie nie bolało. Nie wiem, ile minęło czasu, gdy poczułem jego dotyk na swoim ramieniu i otwarłem oczy.
-Odwróć się na brzuch.
Poprosił, a ja wykonałem to bezzwłocznie. Znów ukłucia ze znieczuleniem a potem oczyszczanie, szycie i nie wiem, co jeszcze.
-Usiądź na łóżku, opatrzę ci szyję.
Podniosłem się do siadu i spuściłem nogi na podłogę, kątem oka zauważając nieznaczne ilości krwi na materiale, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Odchyliłem szyję i znów poczułem znieczulenie. Szybko skończył i przyjrzał mi się.
-Teraz cię zbadam.
Oznajmił i zaczął dotykać mnie w różnych miejscach i kazał wykonywać różne czynności. Trwało to dobrą chwilę, nim skończyliśmy i zająłem znów miejsce na łóżku.
-Miałeś jakieś urazy głowy?
Zapytał, na co zaprzeczyłem, a on zapisał coś w swoim notesie.
-Jesteś prawiczkiem?
Przytaknąłem, a on znowu to zapisał.
-Jakie choroby przeszedłeś?
-Miałem odrę i różyczkę, z tego, co pamiętam miałem też anginę.
Pokiwał głową i znów coś zapisał.
-Miałeś złamane żebra, prawda?
Podniósł na mnie wzrok, spoglądając na moją klatkę piersiową.
-Tak, pięć lat temu.
Odparłem, automatycznie dotykając się w tamtym miejscu.
-Są źle zrośnięte. Jedyną opcją byłoby operacyjne złamanie i prawidłowe zespolenie kości. Przeszkadza ci to w jakikolwiek sposób?
-Czasem bolą, ale tak to nie.
Pogrzebał w torbie i podał mi jakąś fiolkę z tabletkami.
-Bierz je, gdy żebra będą cię bardzo boleć. Jedną na 24 godziny. Ile masz wzrostu i ile ważysz?
-183 cm wzrostu i 57 kg.
Znów pokiwał głową i odłożył notes, wyciągając coś z torby.
-Pobiorę ci krew i na dzisiaj skończymy.
Powiedział, a ja zorientowałem się, że minęło już kilka godzin. Zerknąłem na budzik i zobaczyłem, że wkrótce wybije dziewiąta. Wyciągnąłem ramię, w które się wbił i pobrał trzy folki krwi, po czym się ubrałem i odprowadziłem go do drzwi. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem za sobą Armina i Mikasę.
-Jesteś chory?
Zapytał chłopak. Najwyraźniej znali doktora Smitha.
-Nie. Opatrzył mnie i zbadał.
Wyjaśniłem z uśmiechem i wróciłem do pokoju, gdzie położyłem się i nie wiem, kiedy zasnąłem.
Komentarze
Prześlij komentarz