Proszę, żyj! - Epilog
Wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Nawet nie wiedziałem, dlaczego aż tak szybko. Ale nie dbałem o to. Nie obchodziło mnie to.
W szpitalu przesłuchała nas policja. Zaraz po tym dowiedzieliśmy się, że obrażenia Roppi'ego były zbyt ciężkie i po kilku godzinach prób ratowania go zmarł na stole operacyjnym. Chwilę potem jego matka została zatrzymana przez policję i oskarżona o pobicie ze skutkiem śmiertelnym i znęcanie się nad nieletnim. Nasi rodzice przybyli niedługo po tym i długo nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Do mnie też to nie docierało przez bardzo długi czas. Ale w końcu dotarło to do mnie i coś we mnie pękło. Nie byłem pewien, co, ale nie mogłem pogodzić się z tym, że jego już nie ma. Że Roppi nie żyje.
Dzisiaj jest pogrzeb. Dzisiaj po raz ostatni pożegnam chłopaka, którego kochałem. Przejrzałem się w lustrze. Miałem na sobie koszulę w kolorze jego oczu i czarną marynarkę z czerwonym obszyciem. Zarzuciłem na siebie czarny płaszcz obszyty czerwonym futerkiem, takim, w jakim on kiedyś chodził i wyszedłem z domu. Wszyscy czekali na mnie przed klatką i wsiedliśmy do kilku samochodów. Ledwo się zorientowałem, że pada. To tak, jakby świat płakał, że stracił jedną z najpiękniejszych dusz, o ile nie najpiękniejszą. Na cmentarz dotarliśmy szybko. Wszyscy chowali się pod parasolami, ale mnie nie przeszkadzało moknięcie w strugach deszczu. Gdyby nie Shizuo, rozchorowałbym się. Nabożeństwo i sam pogrzeb były piękne, ale nie widziałem tego piękna. Dla mnie było po prostu nijakie. Wraz z Roppi'm odeszła ta część mnie, która kochała. Nic już nie kochałem i wszystko było dla mnie obojętne. Spora część mnie umarła wraz z nim na sali operacyjnej.
Wszyscy rozeszli się do domów i zostaliśmy tylko my.
Shizuo.
Izaya.
Delic.
Hibiya.
Tsugaru.
Psyche.
I ja.
Wpatrywałem się w grób i nie wiedziałem, co mam czuć, ale nie czułem nic. Wiedziałem, że powinno mi być chociaż przykro, powinienem czuć smutek, żal, cokolwiek, a nie czułem nic. Kompletnie.
Psyche przytulił mnie i coś do mnie mówił, ale nie rozumiałem ani słowa. Spojrzałem na wiszące nad nami czarne chmury i byłem pewien, że Roppi tam jest. Zasłużył na niebo. Tak bardzo go kochałem...
-Chodźmy. Nic tu po nas.
Powiedziałem cicho. Widziałem, jak wszyscy na siebie spojrzeli, ale nie obeszło mnie to. Ruszyłem przed siebie i sięgnąłem do kieszeni, gdzie miałem paczkę żyletek, należącą do Roppi'ego. Jeszcze nie teraz, ale kiedyś do ciebie dołączę, Roppi. Miałem jeszcze tylko jedno marzenie, jedno zdanie, które nie chciało wylecieć mi z głowy.
Proszę, żyj.
Komentarze
Prześlij komentarz