Sekret - rozdział 19
Wrócili do zamku od razu kierując swoje kroki w stronę wielkiej sali, gdzie wciąż trwała kolacja i znajdowało się większość uczniów. Spojrzenia wszystkich skierowały się na nich, gdy tylko przekroczyli próg, a zaraz potem rozpoczęły się szepty. W końcu nieśli nieprzytomnego Chłopca, Który Przeżył. Snape podszedł do dyrektora, od razu celując w niego różdżką, co wywołało panikę. Draco przekazał ukochanego w ręce przyjaciół i zaczął rzucać zaklęcia niewerbalne na pomieszczenie, mierząc mroźnym spojrzeniem każdego, kto chciał mu przeszkodzić.
-Nikt stąd nie wyjdzie, póki nie pozwolę. Nie uciekniesz nam, stary świrze.
Warknął, gdy skończył, mierząc staruszka nienawistnym spojrzeniem.
-Kochani, o czym wy mówicie?
Nauczyciel jak zawsze pozostawał spokojny, nie dając po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jednak ci siedzący bliżej zauważyli delikatne oznaki zdenerwowania.
-Porwałeś Harry'ego! Więziłeś go i torturowałeś, by jak najszybciej odzyskał pamięć. Co takiego wie, że aż tak ci na tym zależy?
Draco już się nie hamował. Nie chciał. Miał ochotę skoczyć i rozszarpać mężczyznę na strzępy, nie przejmując się karą, jaką poniesie.
-Nie wiem, o czym mówicie.
Odparł spokojnie, ale w tym momencie wilkołak skoczył na niego, powalając profesora na posadzkę, dezorientując tym samym wszystkich obecnych. Snape sięgnął do kieszeni wyjmując małą fiolkę i po kilku minutach siłowania udało im się wcisnąć staruszkowi kilka kropli verita serum. Podnieśli go do siadu, nie puszczając jednak, wiedząc, jak niebezpieczny on jest.
-Mów prawdę! Zabrałeś Harry'ego?! Co mu robiłeś?
Młody Ślizgon dyszał ciężko, ledwo powstrzymując przemianę, ale miał to gdzieś. Jego ukochany był dla niego najważniejszy w tej chwili.
-Porwałem Harry'ego i przetrzymywałem go w moim rodzinnym domu. Próbowałem przywrócić mu pamięć w trybie natychmiastowym.
-Dlaczego?
-Harry podsłuchał moją rozmowę z Grinderwaldem.
-O czym?
-O przejęciu Ministerstwa Magii.
Wszyscy obecni wciągnęli głośniej powietrze. Nie spodziewali się czegoś takiego po największym czarodzieju ich czasów.
-Dlaczego?
-Mam dość Knota. Myślisz, że mydliłem wszystkim do tej pory oczy tylko po to, by umrzeć jako dyrektor jakiejś szkoły? O nie, mój drogi. Jeśli myśleliście, ż Voldemort był zły, poczekajcie tylko aż zaczniemy działać.
Odparł, uśmiechając się do swojej wizji. Wszyscy byli w szoku, niektórzy nawet płakali. W pomieszczeniu panowała grobowa cisza.
-Zabiłeś ich?
Zapytała nagle Hermiona, ze łzami w oczach, wychodząc na przód. Oczy uczniów i nauczycieli spoczęły na niej.
-Zabiłem wiele osób. Moją siostrę i brata. Moją matkę. Kilkoro uczniów. Rodziców Harry'ego.
Wymienił, nie wykazując jednak ani trochę skruchy, co pokazywało jego tak skrzętnie ukrywane do tej pory oblicze mordercy.
-Przeszkadzali mi. Byli zagrożeniem, mogli mi przeszkodzić w realizacji planów. Musiałem działać. Harry też miał zginąć w Bitwie, ale, niestety, przeżył. Gdyby on zginął, żadne z was nie odważyłoby się mi sprzeciwić.
Wyjaśnił, widząc, jak nastolatka już otwiera usta. Po policzkach wszystkich w sali płynęły łzy. Minerwa wstała od stołu i podeszła do dyrektora.
-Jako wicedyrektor Hogwartu odbieram ci rolę dyrektora i zajmuję twoje miejsce. Zaraz wezwę aurorów, by się tobą zajęli.
Oznajmiła, nie kryjąc żalu, który aż ściskał jej gardło.
-Widzisz, Minerwo... jest jeden problem. Ja tu nie zostaję.
Odparł staruszek, po czym klasnął w dłonie i jedyne, co po nim zostało, to złamane serca uczniów i pracowników placówki oraz barwne pióra w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą się znajdował. Wszyscy byli w szoku, nikt nie mógł uwierzyć w scenę, która właśnie się przed nimi rozegrała.
-Dumbledore mógł uciec od razu. Powiedział nam to, żebyśmy się go bali. Dlatego nie możemy się bać. Będziemy walczyć z każdym, z kim musimy. Byle ochronić bliskich nam ludzi i to, co kochamy.
Spojrzenia wszystkich skierowały się na ledwo stojącego chłopca, który dopiero co odzyskał przytomność. Jego blizna była bardziej czerwona niż zwykle, ale zdawał się tym nie przejmować.
-Harry, o czym ty...
-Nie poddamy się bez walki. Pokonaliśmy Voldemorta, pokonamy każdego, kto zechce odebrać nam szczęście.
Nastolatek wyprostował się a w jego oczach widać było pewność siebie i siłę, której wszyscy bardzo teraz potrzebowali. Machnął ręką i drzwi do wielkiej sali otworzyły się z hukiem.
-Idźcie. Musicie odpocząć. Od jutra rozpoczniemy przygotowania.
Oznajmił, podchodząc do Draco i rzucając mu się w objęcia. Całowali się na oczach wszystkich. Spojrzał prosto w szare oczy i uśmiechnął się.
-Znalazłeś mnie.
Powiedział, na co blondyn skinął głową.
-Ale jak? Gdy cię znaleźliśmy...
Zaczął, ale nic więcej nie musiał mówić.
-Spotkałem się na poziomie astralnym z rodzeństwem Dumbledore'a. Z ochotą zastosowali magię regeneracyjną.
Wyjaśnił, czując, że jest w pełni sił.
-Pani profesor, powinniśmy wysłać sowę do Ministerstwa. Niech i oni zaczną przygotowania. Proponuję potem zwołać naradę. Musimy ustalić, jak przygotujemy się na to, co nadchodzi.
Zarządził, na co kobieta skinęła głową i zajęła się organizacją wszystkiego. Chłopak usiadł po turecku tam, gdzie stał i skupił się.
-Co robisz?
Zapytał ciekawie Draco, klękając przed ukochanym.
-Jeśli się uda, to tak, jak rozmawiałem z Arianą, duchy jej, Abertfortha, mamy i taty przyjdą na naszą naradę. Ariana obiecała, że jeśli się odpowiednio skupię, przyjdzie do mnie.
Wyjaśnił, oddychając głęboko. Kilka minut zajęło, nim na jego ustach wykwitł uśmiech i wstał z zimnej podłogi.
-Wszystko ustalone. Zaczynamy naradę wojenną. Zakon Feniksa ma nowy cel - powstrzymać Dumbledore'a i Grinderwalda przed odebraniem nam wszystkiego, co kochamy.
Powiedział, a w jego głosie była jakaś dziwna pewność siebie, która sprawiła, że wszyscy pozostali w pomieszczeniu wiedzieli, że będzie dobrze. Musi być.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, czy to verasirum w ogóle zadziałało na Dumbledora, bo tak patrząc to tak jakby powiedział to co chciał i zniknal...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka