Nowe życie - rozdział 17
BILL
Miałem wrażenie, że świat mi się załamał i nic już nie będzie takie samo. Czułem się tak, jakbym spadał w przepaść bez dna i nie miałem pojęcia, co mam zrobić, by temu zapobiec. Wiadomość, którą dostaliśmy od lekarza zupełnie wybiła mnie z życia i nie istniało dla mnie nic oprócz mnie i otaczającej mnie myśli, że to stało się przeze mnie i to wszystko jest moją winą. To przeze mnie Andreas może już nigdy nie zagrać na gitarze. Czułem, jak drżę, ale nie miałem pojęcia, co dzieje się wokół mnie. Nie słyszałem nic, oprócz tego cichego głosu, który odbijał się w mojej głowie i mówił do mnie tylko jedno zdanie. To Twoja wina, Bill. Szeptał raz po raz, wyśmiewając się ze mnie z moich słabości. Nagle czyjś silny uścisk na ramieniu wyrwał mnie z tego stanu dziwnego otępienia. Podniosłem wzrok i spojrzałem zapłakanymi oczami na siedzącego obok mnie Toma, który wpatrywał się we mnie z zaniepokojeniem.
-Billy? Wszystko będzie dobrze, to nie twoja wina.
Powiedział, po czym przytulił mnie do swojej piersi i zaczął głaskać po plecach, chcąc mnie uspokoić. Kątem oka widziałem obserwujących nas G&G, uśmiechających się do mnie pocieszająco. Westchnąłem i wtuliłem nos w zagłębienie przy jego szyi, wdychając jego przyjemny zapach. Był kojący, tak samo, jak otulające mnie ciepło i duża dłoń, która gładziła delikatnie moje plecy, pomagając mi się uspokoić i wrócić do rzeczywistości.
-To moja wina... gdybym do was nie dołączył, mój ojciec by nas nie zaatakował a Andreas nie byłby tak ciężko ranny.
Szeptałem, gdy już mogłem w ogóle mówić.
-Bill, jesteś ważnym członkiem naszego zespołu. Bez ciebie w ogóle nie moglibyśmy występować. Nie jest to twoja wina. Każdy w zespole jest jak członek rodziny, a rodziny się broni, gdy jest taka potrzeba. Każdy z nas naraziłby swoje życie dla tego drugiego, i jesteśmy tego świadomi oraz sami podejmujemy decyzję, więc nie obwiniaj się, bo nie masz o co. Andreas chciał cię obronić i to mu się udało. Najważniejsze, że nic nie zagraża jego życiu.
Gustav ściągnął na siebie spojrzenie nas wszystkich wygłaszając swoje przemówienie, przez które patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia, co mam odpowiedzieć. Chyba po raz pierwszy w życiu zabrakło mi słów. Tom ułożył palce na moim podbródku i odwrócił moją głowę tak, bym patrzył mu prosto w jego piękne oczęta.
-Gus ma rację. Nie obwiniaj się, skarbie. Wszystko się ułoży.
Obiecał i pocałował mnie z czułością w czoło a potem złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, dzięki czemu już kompletnie się rozluźniłem i mogłem odetchnąć pełną piersią.
-Przepraszam.
Szepnąłem i oparłem się czołem o pierś Toma, zamykając oczy, by do końca uspokoić moje naciągnięte jak struny nerwy. Jednak w pewnym momencie po prostu odpłynąłem, zapadając się w jego ramiona i odpływając do krainy snów, jakby coś mnie ścięło z nóg w przeciągu jednej sekundy, co mnie zaniepokoiło, ale porwany przez sztucznie wywołany sen nie miałem czasu, by się nad tym chociaż przez chwilę zastanowić.
TOM
Tuliłem Billa w swoich ramionach, rejestrując, że do pomieszczenia weszła pielęgniarka, ale nie zwracając na niej większej uwagi, gdy nagle Bill opadł bezwładnie, nie dając kompletnie znaku życia, poza płytkim oddechem i maszyną, która rejestrowała jego bicie serca i ciśnienie. Spojrzałem na stojącą przy aparaturze pielęgniarkę, która właśnie wyrzucała jakąś strzykawkę i uśmiechnęła się do nas uspokajająco.
-Lekarz nakazał podać mu środki nasenne. Będzie spał przez co najmniej siedem kolejnych godzin.
Odpowiedziała na moje nieme pytanie a ja pokiwałem głową. Ułożyłem ostrożnie Billa na twardej, szpitalnej poduszce i przykryłem cienką kołdrą, siadając na skraju łóżka i biorąc jego dłoń w swoje, przez chwilę obserwując uważnie jego twarz.
-Będzie ciężko, prawda?
Usłyszałem słowa Georga, który przyglądał się nieodgadnionym wzrokiem Czarnemu, ale wiedziałem, o co mu chodzi i o co mnie pyta.
-Przeszedł ogromną traumę. Musimy go wesprzeć, inaczej nigdy sobie z tym nie poradzi.
Przyznałem, całując wierzch jego dłoni i zwracając się do chłopaków, uśmiechając się do nich i postanawiając jakoś odciągnąć nasze myśli od niewygodnego tematu.
Komentarze
Prześlij komentarz