Papieros - rozdział 12
W niedzielę z samego rana obudził mnie dzwonek do drzwi i
myślałam, ba, byłam pewna, że zabiję na miejscu osobę, która dobija się do nas
o tej porze, póki nie zerknęłam na zegarek i nie zorientowałam się, że dochodzi
południe. No co jak co, ale dość długo pospałam i jeszcze wnerwiałam się na
przybyłą osobę, którą po kilku minutach okazał się nie kto inny, jak Mark,
który umówił się z Adamem, że dziś przyjdzie i pójdą razem na miasto. Ja z
kolei nie byłam pewna, czy w ogóle mam ochotę ruszać się z łóżka, ale nie dane
mi było długo poleżeć w spokoju, bo oczywiście ci dwaj idioci, których kocham
jak rodzonych braci, wpadli do mojego pokoju, robiąc przy tym niezły raban.
-Ej, Loka, jak tam po nocy spędzonej z naszym kochanym
Sebastiankiem? Podobno masz mieć z nim randkę.
Za. Mor. Du. Ję. Tyle pomyślałam, chowając głowę pod
poduszką, którą szybko mi wyrwano.
-Oj no nie chowaj się przed nami.
Mark wciąż nie dawał za wygraną, a ja byłam pewna, że zaraz
go strzelę, słysząc jego głupawy śmiech. Ktoś mi powie, czemu ja się w ogóle z
nimi zadaję?
-Ej, Mark, nie drażnij lwa. Ona chyba ma teraz te dni.
Na moment zapadła cisza i mogłabym przysiąc, że Mark patrzy
to na mnie, to na Adama, nie rozumiejąc, o co mu chodzi i czemu jestem taka nie
w sosie od samego rana i nie chcę z nimi gadać.
-Co? Jakie, te dni? O co ci chodzi?
No idiota. Po prostu idiota. Jak zawsze wiedziałam, że jest
idiotą, tak teraz mi to udowodnił.
-Skup się, deklu. Kami ma okres.
Dzięki wam, wszystkie siły nadprzyrodzone, że chociaż jeden
z moich przyszywanych braciszków jest w miarę ogarnięty.
-Już?
Nie no, zaraz serio wstanę i go strzelę, przysięgam!
-Jak się tak zastanowić to minęło 28 dni odkąd ostatnio
stroiła fochy, więc najwyraźniej tak.
O, Adam umie matmę, jak miło.
-Ale...
-Żadne ale, wypierdalać mi stąd ale już!
Wrzasnęłam, podnosząc się do siadu, nie mogąc już wytrzymać
ich zaciętej dyskusji o moich kobiecych sprawach i widząc szok na ich twarzach,
ale po chwili cichutko wycofali się, zamykając za sobą drzwi, więc opadłam na
poduszki, zamykając oczy i próbując znów zasnąć, ale oczywiście się nie da.
Westchnęłam cicho i wstałam, kierując się do łazienki, ale wyszłam z nie ubrana
w jakieś czarne dresy i ciepłą bluzę, bo było mi niezwykle zimno, po czym
zeszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania.
-Cześć, kochanie. Jak już jesteś przy lodówce, możesz podać
mi mleko?
Usłyszałam głos taty i aż krew we mnie się zagotowała.
-Faceci! Wszyscy tacy sami! A kobiety mają im tylko służyć,
no co za świat, zostawcie mnie wszyscy w świętym spokoju!
Wybuchłam, wychodząc z kuchni jeszcze szybciej, niż do niej
weszłam i zamykając się w swoim pokoju, słuchając muzyki. Jednak po pewnym
czasie zaczęło mi się robić głupio, że potraktowałam tak tatę i chłopaków,
przez co zaczęłam czuć się źle do tego stopnia, że się rozpłakałam. Oglądałam
film, płacząc cały czas i wycierając co chwilę nos chusteczką, gdy nagle ktoś
zapukał do drzwi a po chwili pojawiła się w nich głowa Adama.
-Hej, mała. Zejdziesz na obiad?
Zapytał, a ja podeszłam do niego, zamykając po drodze
laptopa i przytuliłam się do niego, wciąż płacząc.
-Przepraszam za dzisiaj rano.
Czułam się dosłownie jak małe, rozkapryszone dziecko i
pewnie tak też się zachowywałam, ale miałam to gdzieś. Będąc wśród swoich można
być sobą, niczym się nie przejmując, więc tak też się zachowywałam, a on
pogłaskał mnie po głowie.
-Spokojnie, nikt się na ciebie nie gniewa. A teraz chodź, bo
wszystko stygnie.
Poprosił, więc zeszliśmy na dół i od razu przytuliłam się do
taty, który zaśmiał się cicho na ten gest.
-No już, wiem, że nie chciałaś.
Powiedział, obejmując mnie i po chwili przytuliłam się do
Marka.
-Wiem, że jestem czasem idiotą, ale nie na tyle, by gniewać
się na moją siostrzyczkę.
Skwitował, a mi serio ulżyło, więc w końcu spojrzałam na
stół.
-Burgery!
Zawołałam, siadając przy stole a wszyscy się roześmiali, bo
pewnie moje oczy świeciły się jak pięć złotych, patrząc na pyszne burgery z
serem przygotowane przez tatę i pieczone ziemniaki i byłam przeszczęśliwa, bo
dokładnie na to miałam dzisiaj ochotę. Oczywiście na dwóch talerzach były
burgery z normalnym mięsem a na jednym wegańskie.
-Wcinaj.
Zaśmiał się tata, siadając naprzeciwko mnie a ja
wyszczerzyłam się w uśmiechu. Dobrze jest mieć rodziców, którzy tak cię
rozumieją. No i braci, którzy mimo, że zalezą ci nieraz za skórę, to są
kochani.
Komentarze
Prześlij komentarz