Opiekun - rozdział 17









W końcu wyjechaliśmy poza mury. Gdy tylko przekroczyliśmy bramę i znaleźliśmy się na zewnątrz, spojrzałem na Erena, który jechał niedaleko mnie. Widziałem jego szeroki uśmiech i oczy ciekawie wpatrujące się w okolicę, biła od niego wręcz dziecięca radość. Zdecydowanie podobał mu się ten świat za murami i w cale mu się nie dziwię. Brak ograniczeń, piękno... Nad nami przeleciały dwa ptaki - jeden biały, drugi czarny - które wirowały w powietrzu splatając się we wspólnym tańcu, a mi przywodziły na myśl wolność, której Eren tak pragnął i symbol Skrzydeł Wolności, który widniał na naszych plecach. Podjechałem do dzieciaka, nie chcąc się do niego drzeć już w pierwszych minutach.

-Zachowaj czujność. Ciesz się tym, ale nie daj się temu rozproszyć.

Zwróciłem mu uwagę. Spojrzał na mnie z oczami przepełnionymi szczęściem i ekscytacją, po czym skinął głową, uśmiechając się do mnie ciepło.

-Wiem, spokojnie. Ale sprawię, że kiedyś nie będziesz musiał się bać wyjść poza mury.

Zaskoczył mnie, szczerze, zaskoczył mnie. Odsunąłem się od niego, wracając na swoją pozycję, wciąż mając w głowie jego słowa, które chyba na zawsze wyryły się w mojej pamięci i w moim sercu. Wiedziałem, gdzie się kierujemy - najpierw do bazy, którą ostatnio udało nam się założyć, a potem gdzieś dalej. Westchnąłem cicho i skupiłem się na obserwacji okolicy. Było spokojnie, moim zdaniem za spokojnie i z doświadczenia wiedziałem, że niedługo coś się wydarzy. I miałem rację, po kilkudziesięciu minutach zobaczyłem w powietrzu czerwoną flarę, oznaczającą pojawienie się tytana, na północny wschód od nas. Musimy uważać, nie wiemy, czym nas zaskoczy i czy nie ma ich więcej.

-Jedziemy dalej w kierunku bazy.

Zarządziłem, ale wszyscy mi przytaknęli, chociaż nie musieli. I tak wiem, że pojadą za mną. Spojrzałem na Erena, który wpatrywał się w kierunku, skąd widzieliśmy flarę i intensywnie o czymś myślał.

-Zielony kolor oznacza pojawienie się tytana, prawda?

Nie odrywał wzroku od nieba, gdzie po flarze nie było już ani śladu. Wpatrywał się w to miejsce jak zaczarowany, jakby miał przeczucie, że powinien tam jechać albo też że niebezpieczeństwo, które się tam pojawiło, dosięgnie też nas.

-Zgadza się. Czarna oznacza odmieńca.

Petra aż garnęła się do odpowiedzi, którą zakończyła lekkim śmiechem. Wiedziałem, że robi to ze względu na mnie, bo od dawna ze mną flirtowała, ale nie interesowała mnie i nie zwracałem na nią uwagi, a mimo to kobieta dalej się nie poddawała, co było odrobinę irytujące chwilami, ale lubiłem ją a w dodatku była dobrym żołnierzem, jednym z najlepszych. Z jakiegoś powodu znalazła się w moim Oddziale Specjalnym. Zerknąłem kątem oka na dzieciaka, który dalej wpatrywał się w ten jeden punkt, jednak nie oddalał się od nas ani nie zadał już ani jednego pytania, więc postanowiłem to zignorować. Na pierwszej misji za Murami ludzie różnie się zachowują, może on też miał jakiś tik, który minie mu przed kolejną misją, kto wie. W każdym razie nie warto zaprzątać sobie tym myśli. W pewnym momencie Eren zatrzymał konia, przez co Eld prawie na niego wpadł. Zatrzymaliśmy się wszyscy a ja podjechałem do niego, chcąc go zmusić, by na mnie spojrzał, ale on tego nie zrobił. Zauważyłem, że był niezwykle skupiony i wciąż wpatrywał się w ten jeden punkt. Położyłem mu dłoń na ramieniu i zorientowałem się, że jest niezwykle spięty i wygląda, jakby zaraz miał się na kogoś rzucić, co mocno mnie zdezorientowało. Nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.

-Eren, co się dzieje?

To zachowanie zdecydowanie nie było normalne. Zignorował jednak moje pytanie i przygotował swój sprzęt do trójwymiarowego manewru, wyciągając ostrza i nachylając się delikatnie do przodu.

-Nadchodzi.

Wyszeptał, ale nie potrafiłem zrozumieć, o co mu chodzi. W pewnym momencie Petra krzyknęła a ja spojrzałem na nią i zobaczyłem, że z zaskoczeniem i strachem wpatruje się w ten sam punkt, co ten bachor. Odwróciłem się i zobaczyłem to samo, co oni. Pięciu odmieńców, którzy pędzili prosto na nas. Zupełnie, jakby Eren ich przewidział. A jeden z tytanów górował nad innymi.

-Oluo, wystrzel czarną flarę. Jesteśmy za daleko od bazy czy drzew, nie damy rady dotrzeć tam na czas. Przygotować sprzęt do trójwymiarowego manewru.

Rozkazałem a wszyscy niezwłocznie wykonali moje polecenia, chociaż widziałem, jak drżą. Miałem nadzieję, że poradzimy sobie z tymi tytanami. Gdy byli już w pobliżu, razem z Erenem niemal równocześnie rzuciliśmy się na dwóch, najbardziej wysuniętych na przód tytanów. Zaskoczył mnie tym, ale skupiłem się na zajęciu się tytanem. Poszło szybko i kątem oka zauważyłem, jak reszta tytanów zajęła się naszymi towarzyszami. Gdy ciało pod moimi stopami opadło martwe na ziemię, spojrzałem na Erena, który również już uporał się ze swoją ofiarą i uśmiechnął się do mnie. Już chciałem się go zapytać, skąd wiedział, że tytani nadejdą, gdy do naszych uszu dotarł krzyk. Odwróciliśmy się w tamtą stronę i zobaczyliśmy, że jeden z wciąż żyjących odmieńców zagonił Gunthera w kozi róg. Dosiedliśmy koni i zaczęliśmy pędzić w ich stronę, ale, na szczęście, Petra była szybsza i zabiła tytana. Dopadliśmy do naszego towarzysza, który był blady od strachu a jego noga dość mocno krwawiła. Zająłem się opatrywaniem jego rany, która mimo mocnego krwawienia nie była aż tak bardzo poważna, jak myślałem.

-W bazie Hanji zajmie się twoją raną. Ruszamy dalej.

Zarządziłem i wszyscy wsiedliśmy na konie. Spojrzałem na bachora, który był bardziej poważny, niż wcześniej i kompletnie nie zwracał uwagi na rozmawiających tuż za nim Zwiadowców, więc podjechałem do niego.

-Skąd wiedziałeś?

Spojrzał na mnie ledwo przytomnym wzrokiem, a dopiero po chwili w jego wzroku błysnęło zrozumienie i uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem, spuszczając wzrok i drapiąc się po karku.

-Miałem przeczucie.

Przyznał się, czym mocno mnie zaskoczył, ale nic nie powiedziałem, kierując ich dalej w stronę naszej bazy. Musimy tam dotrzeć jak najszybciej i narazić się na jak najmniejsze ryzyko, skoro jeden z nas jest ranny. Całe szczęście, że tylko jeden.

Komentarze

Popularne posty