We don't have to dance - Shizaya - songfick

Tekst: We don't have to dance - Tekstowo.pl

Skrzypnięcie płyty; Steve Miller Band
Wytatuowane szyje i wytatuowane ręce
Oh, jak nie utonąć w ulewie?

 Z letargu wyrwało mnie skrzypnięcie płyty winylowej - najwyraźniej koncert Steve Miller Band dobiegł końca. Rozejrzałem się po pomieszczeniu ledwo przytomnym wzrokiem, będąc zamroczony alkoholem i spojrzałem na ludzi znajdujących się w tym oldschoolowym barze. Najbardziej niepasująca i najbardziej wyróżniająca się grupa siedziała kawałek ode mnie, a ich wygląd przykuwał uwagę. Wszyscy mieli wytatuowane szyje i wytatuowane ręce, ubrani byli w skóry i wyglądali, jakby byli rockowym zespołem, chociaż na mój gust 9 osób to za dużo by grać razem w zespole, ale co ja tam wiem. Najbardziej moją uwagę przykuwał chłopak, który jako jedyny miał jasne, blond włosy i jego złote oczy co chwilę zerkały w moim kierunku, więc wpatrywałem się w niego. Uniosłem szklankę, którą trzymałem w dłoni, chcąc się napić, ale zrozumiałem, że nie mam już ani kropli drinka w szkle, więc westchnąłem, gdy nagle nowy drink wylądował przede mną, a barman pochylił się obok mnie.

-To prezent od blondwłosego mężczyzny w rogu sali. Kazał przekazać "Jak nie utonąć w ulewie?".

Spojrzałem zaskoczony na mierzącego mnie spojrzeniem złotych oczu chłopaka i uniosłem drinka w formie toastu, uśmiechając się lekko.

Świeże żale, wypocona wódka
Słońce zachodzi, a my musimy stać się
Wyczerpani, tak daleko od brzegu

Rozejrzałem się po barze, obserwując innych ludzi dookoła mnie. Przy drzwiach kłóciła się jedna para, dziewczyna wylewała swoje świeże żale do chłopaka, robiąc mu awanturę, którą zagłuszała muzyka płynąca z głośników. Na parkiecie tańczyli naćpani i pijani ludzie, ocierając swoje ciała o siebie, wijąc się w tańcu pełnym ekstazy. Do baru podszedł jeden z wcześniej tańczących mężczyzn i zamówił drinka.

-Fajny zapach. Co to?

Zapytała go siedząca przy barze dziewczyna, uśmiechając się i wyraźnie z nim flirtując.

-Wypocona wódka.

Rzucił i wpił się w jej usta, spijając pocałunek z pomalowanych na czerwono warg, po czym zabrał swoją szklankę i odszedł, nie spoglądając na nią już więcej nawet na moment. Za oknem zobaczyłem, że Słońce zachodzi i rzuca ostatnie promienie na nasze miasto, pozwalając na zapanowanie ciemności. Strzępki rozmów docierały do mnie, ale nie rozumiałem ich sensu.

-A my...

-Musimy stać się...

-Wyczerpani...

-Tak daleko....

-Od brzegu.

Zaśmiałem się w myślach, myśląc o tym, że to mógłby być dobry tekst na piosenkę i wróciłem spojrzeniem do chłopaka, który zafundował mi drinka, a on wciąż na mnie patrzył.

Nigdy nie zrozumiesz
Jestem zagrożeniem dla samego siebie
Wytłumaczę ci to
To jest piekło, to jest piekło

W końcu wstał i podszedł do mnie, przysiadając się naprzeciwko mnie i uśmiechając się.

-Dlaczego siedzisz sam?

Zapytał, nachylając się do mnie i patrząc mi w twarz, a w jego oczach zobaczyłem coś drapieżnego. Uniosłem szklankę i upiłem łyk alkoholu, po czym oblizałem usta, a jego złote oczy uważnie to śledziły.

-Nigdy nie zrozumiesz.

Wyszeptałem tajemniczo, uśmiechając się asymetrycznie, tak, jak to zazwyczaj robiłem. Uniósł jedną brew i uśmiechnął się.

-Ach tak? Spróbuj. Nie masz znajomych?

Zapytał, na co zaśmiałem się. Oczywiście, że mam, wielu.

-Nie o to chodzi, ale jestem dla nich niebezpieczny. Szczerze mówiąc, jestem zagrożeniem dla samego siebie.

Wyznałem, na co spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym się roześmiał.

-Nie wierzę.

-Wytłumaczę ci to...

Szepnąłem i wstałem, podchodząc do niego i siadając na jego kolanach okrakiem, po czym chwyciłem jego dłoń i wsadziłem jego palec do swoich ust, pozwalając mu dotknąć moich ostrych kłów.

-To jest piekło.

On w odpowiedzi wyszczerzył zęby, ukazując kły tak charakterystyczne dla wrogiej mi rasy.

-To jest piekło.

Powtórzył moje słowa, a ja zrozumiałem, że on przechodzi to samo, co ja.

Patrzysz i szepczesz
Myślisz, że jestem kimś innym
To jest piekło, tak
Dosłownie piekło

-Patrzysz się na mnie.

Zauważyłem, po długiej chwili ciszy, uśmiechając się lekko. 

-I szepczesz mi do ucha.

Zaśmiał się, odgarniając mi czarne kosmyki z twarzy.

-Przyznaj się, myślisz, że jestem kimś innym.

Poprosiłem. Wiedziałem, że to, co robimy, jest zakazane.

-Twoja rodzina nigdy się nie zgodzi na nasze spotkanie.

Powiedział, patrząc mi w oczy i przyciągając moją dłoń do swoich ust, po czym zaciągnął się moim zapachem, który najwyraźniej już go uzależnił.

-Twoja wataha mnie rozszarpie, gdy się dowiedzą.

Odpowiedziałem, wiedząc, że nawet one night stand jest w naszym wypadku ryzykowne.

-Nie mam watahy.

-Nie mam rodziny.

Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem w nich niejaki smutek i melancholię.

-To jest piekło.

Powiedział, i widziałem oczami wyobraźni, jak jego wilcze uszy opadają w dół.

-Tak... dosłownie piekło.

Przyznałem, przyciągając go do pocałunku.

-Powinniśmy się nienawidzić.

Wyszeptał mi w usta, przygryzając moją wargę.

Nie musimy rozmawiać
Nie musimy tańczyć
Nie musimy się uśmiechać
Nie musimy zawierać przyjaźni
Miło cię poznać
Nie spotkajmy się nigdy więcej
Nie musimy rozmawiać
Nie musimy tańczyć

 -Przy tym, czego chcemy, nie musimy rozmawiać.

Odpowiedziałem, patrząc mu zawadiacko w oczy, na co się uśmiechnął.

-Nie musimy tańczyć, więc nie zwrócimy na siebie uwagi.

Powiedział, dotykając dłonią mojej twarzy i kącików moich ust, które były uniesione.

-Nie musimy się uśmiechać.

Dodałem, bo spodobała mi się ta wyliczanka.

-Nie musimy zawierać przyjaźni.

Zaśmiałem się już na głos, gdy to usłyszałem. Wyciągnąłem w jego stronę dłoń.

-Orihara Izaya. Miło cię poznać.

-Heiwajima Shizuo. Nie spotkajmy się nigdy więcej.

-Nie musimy rozmawiać.

-Nie musimy tańczyć.

Roześmialiśmy się, uświadamiając sobie, jak dziwnie musi brzmieć nasza rozmowa, ale nie przejęliśmy się tym. Chwyciłem go za dłoń i wyprowadziłem z baru, by poprowadzić go do mojego mieszkania.

Brzęk butelki, podnoszę rękę
Jak możecie jeszcze wszyscy ustać
I czemu ta trucizna jest przyjemnością?

Weszliśmy do domu i od razu usłyszałem brzęk butelki. Uświadomiłem sobie, że zostawiłem ją tam i najwyraźniej Shizuo ją przewrócił, ale nie przeszkadzało mi to. Nie zapalam światła, bo nie potrzebujemy go teraz. Podnoszę rękę i dotykam jego twarzy, a on zaczął ssać moje palce. Było to niezwykle hipnotyzujące i chyba na moment się zapomniałem, bo zraniłem się o jego kieł. Syknąłem i wyrwałem rękę, widząc, jak krew wypływa z mojego palca i się nie goi. Trucizna... zupełnie o niej zapomniałem. Znajduje się tylko w kłach, ale nawet w niewielkiej ilości jest zabójcza. Zaczęło kręcić mi się w głowie i musiałem podeprzeć się o szafkę stojącą obok mnie, a Shizuo asekurował mnie przed upadkiem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem kilkoro blondynów stojących przede mną, aż osunąłem się na ziemię.

-Jak możecie jeszcze wszyscy ustać?

Zapytałem cicho i poczułem, jak układa mnie na kanapie. Jego jad krążył w moim organizmie,  ale jednocześnie czułem się coraz bardziej rozpalony i nie mogłem przestać dotykać swojego ciała, czując, jak powoli ogarnia mnie szaleńcza gorączka.

-I czemu ta trucizna jest przyjemnością?

Wyszeptałem, prosto w jego usta, gdy chciał mnie pocałować. Wpił się w moje wargi, całując namiętnie i powoli rozbierając.

-Skoro tak mówisz, to nic ci nie będzie.

Zapewnił mnie i pozwolił mi zatopić się w ekstazie. I wiedziałem, że to ten, z którym spędzę całą wieczność.

Komentarze

Popularne posty