Doki-doki - rozdział 25
Semestr mijał szybko. W każdy weekend spotykałem się z chłopakami z Karasuno i razem spędzaliśmy czas, czasem w Tokio a czasem u mnie w domu, gdy odwiedzałem rodziców. Było fajnie i relacje między mną a Kageyamą bardzo się poprawiły, co mnie cieszyło. Właśnie siedziałem pomiędzy nim i Noyą, w tle grała muzyka a Tanaka doprowadzał nas do łez. Odetchnąłem i sięgnąłem do szklanki z sokiem, która stała przede mną.
-Kochani, wiem, że się świetnie bawimy, ale jest już późno i powinniśmy kończyć.
Usłyszałem Sugę-mamę i gdy spojrzałem na zegarek musiałem przyznać mu rację. Było już po północy. Zaczęliśmy się zbierać i po kilkunastu minutach każdy poszedł w swoją stronę, a ja szedłem razem z Kageyamą, bo mieszkamy w tym samym kierunku. Kiedy doszliśmy do rozdroża, zatrzymałem się, żeby się pożegnać, ale nie wyglądał, jakby się gdzieś wybierał.
-Daj spokój, odprowadzę cię.
Zaskoczył mnie, ale ruszyliśmy w odpowiednim kierunku, wciąż milcząc, chociaż nie krępowała nas ta cisza. Gdy byliśmy już niemal pod moim domem, zatrzymał się a ja spojrzałem na niego.
-Kageyama?
Zapytałem, przekrzywiając głowę. Podszedł do mnie i pocałował mnie, a ja zszokowany i speszony jego spojrzeniem... uciekłem.
Gdy spotkaliśmy się następnego dnia, Kageyama miał dziwny humor, ale zdecydowanie był wściekły i wyżywał się na wszystkich. Nie dziwiłem się, ale nie miałem odwagi do niego podejść i się odezwać. W pewnym momencie Noya zaciągnął mnie do konta, gdzie stał Suga i Daichi.
-Co się wydarzyło w drodze do domu, że Kageyama chce nas pozabijać?
Zapytał Suga, a cała trójka wbiła we mnie spojrzenia. Zakłopotany spuściłem wzrok.
-No więc... Pocałował mnie, a ja zakłopotany i w szoku z doki-doki mocniejszym niż zwykle uciekłem.
Noya roześmiał się a Suga poklepał mnie po ramieniu.
-Porozmawiaj z nim.
Pokiwałem głową i przełknąłem ślinę. Obróciłem się i zacząłem biec do ukochanego. Och, jak romantycznie, nie?
-Kageyama!
Zwróciłem na siebie jego uwagę, a gdy na mnie spojrzał, rzuciłem mu się na szyję.
-Przepraszam. Zaskoczyłeś mnie.
Powiedziałem cicho, na co... przytulił mnie! Normalnie nie wierzę! Spojrzałem na niego zszokowany, gdy już mnie wypuścił z objęć. Poczochrał mi włosy.
-Wiem, spokojnie. To nie ty mnie wkurzyłeś, tylko ktoś po drodze.
Uśmiechnął się, czym jeszcze bardziej mnie zszokował i prawie tam padłem.
-Zagramy?
Zapytał, na co pokiwałem głową.
-Pytanie. Wystaw mi!
Zaśmiałem się i pobiegłem na swoją pozycję. Życie może być piękne! A moje serce wciąż robi doki-doki.
Komentarze
Prześlij komentarz