Zmiana - rozdział 15


Razem z Tomem długo rozmawialiśmy w szpitalu. Mama wysłała mi jedynie wiadomość, że wysłali mi kasę i mam więcej nie przedawkować. Z Tomem za to zdecydowaliśmy, że zamieszkamy razem i spróbujemy być w związku. Co prawda byłem do tego sceptycznie nastawiony, ale on upierał się, że nam się uda, jeśli oboje tego chcemy, a musiałem przyznać, że chciałem z nim być i kochałem go. Na szczęście nie musiałem długo zostać w szpitalu, więc już następnego dnia trzymałem w ręku wypis i czekałem na mojego chłopaka obok wejścia do szpitala, paląc papierosa. Nie widziałem siebie w roli grzecznego chłopaka, ale skoro Tom chce pocierpieć i spróbować, to proszę bardzo. Spóźniał się. Wiedziałem, że odbierze mnie po tym, jak skończył lekcje, co mogło mu się przedłużyć. Kończyłem właśnie drugiego papierosa, gdy zobaczyłem jego auto, więc rzuciłem peta do popielniczki i podszedłem do znanego mi samochodu, wsiadając na miejsce pasażera.

-Hej. - powiedział i nachylił się, składając krótki pocałunek na moich ustach. Zapiąłem pas i spojrzałem na niego, gdy ruszał w drogę.

-Hej. - odparłem, przyglądając się mijanym przez nas budynkom za oknem.

-Przepraszam za spóźnienie, dyrektor mnie do siebie wezwał. - wyjaśnił, co mnie trochę zaskoczyło. Westchnąłem i spojrzałem na niego zdziwiony.

-Nie musisz się tłumaczyć.

-Ale chcę. - słysząc to, nic już nie powiedziałem. Nie mam zamiaru z nim na ten temat dyskutować, nie chciało mi się. Do domu dotarliśmy dosyć szybko i Tom od razu usiadł przy stole, patrząc na mnie tak sugestywnie, że od razu wiedziałem, że chce porozmawiać. Westchnąłem cicho i zająłem miejsce naprzeciw niego, zastanawiając się, o co może mu chodzić. -Bill, chciałbym cię o coś prosić... - zaczął. Wyraźnie się denerwował, uciekał wzrokiem. W końcu odetchnął, wypuszczając długo powietrze z płuc i spojrzał mi prosto w oczy. -Możesz skończyć z narkotykami?
 - poprosił. Zastanowiłem się. To w sumie logiczne, że się o to martwi, w końcu omal nie wykorkowałem po przedawkowaniu. Ale czy jestem w stanie z tego zrezygnować. Wzruszyłem ramionami i oparłem policzek na dłoni.

-Nie wiem. Wiem, o co ci chodzi, nie chcesz, żebym znów przedawkował, ale narkotyki są dla mnie ucieczką od rzeczywistości, gdy sobie z tym nie radzę. Nie mogę ci nic obiecać.  - stwierdziłem, widząc lekkie rozczarowanie w jego oczach, co mnie lekko zakuło. Nie chciałem, żeby przeze mnie cierpiał.

-Możesz chociaż spróbować? - spytał cicho, a w jego oczach zobaczyłem błysk nadziei. Nie był jak ja, nie zamierzał ukrywać swoich emocji. Nie przede mną.

-Tak. - przytaknąłem, opuszczając luźno ramiona wzdłuż ciała. Nie wiem, czy dam radę, ale spróbować zawsze mogę, skoro mnie o to prosi. Wściekam się na samego siebie, że zależy mi na nim i nie chcę go ranić ani stracić, ale nic nie mogłem na to poradzić. Wstałem i podszedłem do lodówki, wyciągając z niej sok i pijąc prosto z kartonu.

-Bill! - upomniał mnie, widząc to. Przewróciłem ramionami i wyciągnąłem szklankę z szafki, nalewając do niej napoju i odkładając karton na miejsce. Uśmiechnął się i podszedł do mnie, kładąc ręce na blacie o który się opierałem po moich bokach, odcinając mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Spojrzałem na niego, unosząc pytająco jedną brew, ale nie wypowiedziałem ani słowa. Pocałował mnie pomału, namiętnie i długo. Miałem wrażenie, że rozpływam się i chciałem, żeby kontynuował, nie chciałem, żeby odchodził, więc gdy odsunął się i podszedł do jednej z szafek, wyjmując ryż, ledwo powstrzymałem się przed jękiem zawodu. Spojrzał na mnie rozbawiony, jakby o tym wiedział.

-Myślałem, że chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. - rzuciłem zaczepnie, pół żartem, pół serio. Nastawił ryż w garnku i spojrzał na mnie poważnie.

-Nie uprawiam pustego seksu, już ci to mówiłem. - o, teraz to mnie zaskoczył. A co z naszą rozmową?

-Myślałem, że jesteśmy parą. - zagrałem jedną z najlepszych kart. Dobrze zdawał sobie sprawę, że jeden zły ruch i wyjdę z mieszkania i więcej nie wrócę.

-Jesteśmy, ale ty wciąż jesteś do tego sceptycznie nastawiony. Gdy zaczniesz pozytywnie myśleć o naszym związku i będziesz na to gotowy, pójdziemy do łóżka. - wyjaśnił, co było w sumie dość logiczne. Wzruszyłem ramionami i przeszedłem do swojego pokoju, gdzie na powrót znalazły się moje rzeczy. Wziąłem jednego papierosa i wyszedłem na balkon w salonie, odpalając go. Patrzyłem na rozciągające się przede mną miasto. Poczułem, jak coś jest mi zarzucane na ramiona. Odwróciłem się i zobaczyłem Toma, który otulił mnie swoją bluzą. -Rozchorujesz się. - powiedział, opierając się o barierkę obok mnie. Obserwowałem go uważnie, zastanawiając się, o czym on myśli.

-Tom? - zacząłem, a wzrok jego czekoladowych oczu spoczął na mnie, prześwietlając mnie na wskroś. -Dziękuję. Za wszystko. - powiedziałem szczerze. O dziwo, szczerze. Rzadko bywam szczery. Uśmiechnął się radośnie, najwyraźniej wiedząc, że jestem z nim szczery.

-Nie ma za co. - odparł, wchodząc z powrotem do środka, rozcierając sobie dłonie. Zaczęło się już robić chłodno, szczególnie wieczorami. Dopaliłem papierosa, pogrążony we własnych myślach. Co ja mam teraz zrobić? Jak to ma wyglądać? Nie mam pojęcia...

Komentarze

Popularne posty