Doki-doki - rozdział 26
-Ej, Hinata, kiedy wrócisz do Karasuno?
Usłyszałem ciche pytanie. Odwróciłem wzrok od ekranu, na którym właśnie oglądaliśmy film i spojrzałem na chłopaka, na którego kolanach właśnie siedziałem. Uśmiechnąłem się lekko.
-Nie wiem, czy w ogóle wrócę, Kageyama. Ja nie mam tam życia.
Odpowiedziałem, przypominając sobie wszystkie wyzwiska, obelgi i... próbę gwałtu.
-Wszystko okey? Ej, słyszysz mnie?
Miałem wrażenie, że na moment odpłynąłem. Odwróciłem się do niego przodem i objąłem go za szyję.
-Oczywiście.
-Odpłynąłeś. O czym myślałeś?
Zapytał, obejmując mnie w pasie bym nie spadł. Zagryzłem wargę i spuściłem głowę.
-Miałem... kilka nieprzyjemnych sytuacji.
Szepnąłem, ale wiedziałem, że on nie ma o niczym pojęcia i czeka na moją dokładną odpowiedź.
-Wiele razy mnie pobito a raz próbowano mnie... uh... chcieli mnie zgwałcić. Gdyby nie chłopaki z drużyny, prawdopodobnie by im się udało.
Mruknąłem, chowając twarz w jego szyi. Czułem, jak się spiął, ale udałem, że nie zwróciłem na to uwagi, ale w końcu chwycił mnie za ramię i zmusił, bym się odsunął i spojrzał mu w oczy, więc uśmiechnąłem się szeroko, chcąc go zapewnić, że nic mi nie jest. Przypatrywał mi się chwilę, będąc jak zawsze przerażający i w końcu nachylił się, złączając nasze usta w pocałunku, a moje serce znów, jak szalone, zaczęło robić doki-doki.
-Przepraszam.
Powiedział, rozdzielając nasze wargi i przytulił mnie do siebie, głaszcząc mnie po plecach.
-Nie twoja wina, Kageyama.
-Właśnie, że moja. Gdybym nie wyjawił tego całej szkole, nie przydarzyłoby ci się to.
-Nie. Nie obwiniaj się, bo ja cię nie obwiniam.
-Powinieneś.
-Ale nie chcę. Wolę być z tobą.
-Nie przeszkadza ci, że zniszczyłem ci życie w szkole?
-Nie.
-Zajmę się tym.
-Po co?
-Żebyś mógł do nas wrócić.
-Nie kłopocz się, w Nekomie w cale nie jest tak źle.
-Chcę cię z powrotem w drużynie i spędzać z tobą więcej czasu.
Nie mogłem uwierzyć, że król to powiedział. Odsunąłem się z niedowierzaniem i spojrzałem w jego lekko zaróżowioną twarz. Zaśmiałem się krótko i pocałowałem go, widząc, jak szczery jest.
-Zobaczymy.
Odpowiedziałem i ziewnąłem. Poczułem, jak łapie mnie pod pośladkami i wstaje, więc objąłem go nogami w pasie i pozwoliłem zanieść się do łóżka w sypialni, gdzie położył się razem ze mną.
-Śpij, krewetko.
Poprosił, gasząc światło i obejmując mnie ramieniem. Z uśmiechem wtuliłem się w jego ciepłe ciało i nie wiedząc, kiedy, zasnąłem.
Komentarze
Prześlij komentarz