"Kocham cię" nie zawsze jest zgubne - rewrite - rozdział 9
-Shizuś.
Wyśpiewałem,
przeciągając sylaby w jego imieniu, jednocześnie przeciągając się.
-Miałeś
mnie tak nie nazywać, pchło.
Usłyszałem
senny głos mojego chłopaka, na co wybuchnąłem śmiechem. Ta Bestyjka potrafi być
urocza i nawet nie jest tego świadomy.
-No tak,
ty sobie śpisz a ja jestem cały w piasku... zagląda mi on nawet w miejsca,
których nikomu oprócz ciebie nie pokazuję.
Zachichotałem,
za moment spadając z łóżka ze śmiechu, widząc, jak blondyn podrywa się do
siadu, jak rażony piorunem i rozgląda się po pokoju swoim autorskim, morderczym
wzrokiem.
-JAKI
ON?
Ryknął,
mierząc mnie spojrzeniem, na co już w ogóle zacząłem się śmiać jak chory
psychicznie. Ups?
-No
piasek, Shizuś.
Wydukałem,
niemal dusząc się ze śmiechu. Mruknął coś niewyraźnie o tym, że wpędzę go do
grobu i rozmasowując swoje skronie.
-Tja, a
ty myślisz, że tylko ty mnie widziałeś nago.
Burknął,
ziewając, co mnie jakoś otrzeźwiło, aż przestałem się śmiać.
-Czy ty
jeszcze śpisz, Potworku?
Spytałem
przeciągle, unosząc jedną brew.
-Nie,
zdołałeś mnie obudzić.
Odparł,
zerkając na mnie kątem oka i wstając, kierując się do szafy.
-To może
chcesz mi coś powiedzieć?
Spytałem.
Nie powiem, trybiki w mojej głowie zaczęły pracować.
-Nie.
Mruknął
i wrócił do łóżka, sięgając po telefon i sprawdzając coś na nim. Zacisnąłem
usta w wąską linię i wstałem, kierując się do łazienki, po drodze zgarniając
czyste ubrania. Specjalnie trzasnąłem drzwiami, chcąc mu dobitnie pokazać, że
jestem zły, i wpakowałem się pod prysznic, bijąc pięścią w ścianę. Może za dużo
sobie wyobrażam, ale zrobiłem się zazdrosny i okropnie mnie to wściekało. A
wszyscy wiemy, że Shizuo nie myśli zaraz po przebudzeniu, więc prawdopodobnie
mówił prawdę. A skoro mówił prawdę, to znaczy, że jestem jedną z dziwek, które
pieprzy. Cholerny Shizuo... Koniec tego. Od dzisiaj musi znaleźć sobie kogoś na
moje miejsce. Przed wyjściem z łazienki upewniłem się jeszcze, że na mojej
twarzy widnieje dobrze wyćwiczona maska kpiny i pogardy, po czym opuściłem
pomieszczenie.
-No,
wreszcie.
Mruknął
blondyn, wchodząc do zaparowanego pomieszczenia, nie zwracając na mnie najmniejszej
uwagi. Przeszedłem do salonu w naszym apartamencie i chwyciłem hotelowy
telefon, wybierając numer do restauracji.
-Halo?
Shizuo?
Zamarłem,
słysząc głos młodego chłopaka, który woła go po imieniu. Czyli miałem rację.
-Nie.
Orihara. Chcę zamówić śniadanie.
Warknąłem,
cedząc powoli każde jedno słowo. No jak on śmiał, jesteśmy tu jeden dzień a ten
już zdążył znaleźć sobie dziwkę!
-Nie ma
takiej potrzeby, będzie za 10 minut.
Powiedział
i pożegnał się, a ja spojrzałem na trzymane przeze mnie urządzenie. Czy ja żyję
w jakiejś cholernej symulacji czy o co chodzi?
-Nie ma
to jak zimny prysznic.
Westchnął
zadowolony Heiwajima, wchodząc do salonu w ręczniku przepasanym na biodrach. Zmierzyłem go zimnym
spojrzeniem, na co nie zwrócił uwagi. Podszedł do mnie i nachylił się.
-Może
szybki numerek przed śniadaniem?
Moje
ciało przeszedł dreszcz, gdy jego wargi muskały moje ucho, ale nie pozwoliłem
nic po sobie poznać.
-Nie.
Śniadanie zaraz będzie.
Mruknąłem,
chociaż ciężko było mi go ignorować. No cholera, on jest zbyt pociągający.
-Zdążymy.
Wymruczał,
całując mnie w kark. Odepchnąłem go i wstałem gwałtownie z kanapy, mierząc go
wrogim spojrzeniem. Widziałem zdziwienie na jego twarzy, ale nie zwróciłem na
to uwagi, odwróciłem się na pięcie i zamknąłem w łazience, czując, że muszę
ochłonąć. Przegryzłem wargi do krwi i wstrzymałem powietrze. Tak cholernie
trudno jest odtrącić osobę, którą się kocha. Ale przecież on nie traktuje mnie
poważnie.
Rozmyślałem,
co zrobić, gdy rozległo się pukanie do drzwi i usłyszałem kroki mojego
współlokatora.
-Śniadanie.
Usłyszałem
wesoły głos tego samego chłopaka, z którym rozmawiałem chwilę temu przez
telefon.
-Dzięki,
Miku.
Chciało
mi się wymiotować, słysząc ich przesłodzone głosy.
-Co z
wieczorem..?
-Ciiiś!
Jeszce Izaya cię usłyszy.
Oni...
umówili się na wieczór? I myślał, że się nie dowiem i mnie wykiwa? Ten
cholerny... Przełknąłem łzy cisnące mi się do oczu i wyszedłem z pomieszczenia,
mijając ich w drodze do drzwi wejściowych.
-Izaya,
śniadanie.
Złote
oczy spojrzały na mnie radośnie, wskazując na wypełnioną tacę. Spojrzałem badawczo na pracownika hotelu,
który obok niego stał. Trochę niższy ode mnie, o czarnych oczach i włosach, z
promiennym uśmiechem. Chwyciłem moją bluzę i uśmiechnąłem się szyderczo.
-Życzę
wam smacznego, gołąbeczki.
Rzuciłem,
ubierając buty, po chwili zbiegając po schodach w dół.
-Izaya,
co ci odpierdala?!
Słyszałem
za sobą krzyk Shizuo, ale nie zwróciłem na to uwagi. Wiedziałem, że będąc nago
nie będzie mnie gonić, z resztą miał tam swoją zabaweczkę i wolne łóżko, więc
po co w ogóle miałby za mną iść?
Kierując
się w stronę miasta, czując cisnące mi się do oczu łzy. Ale już nigdy nie będę
płakać. Przez nikogo. Nigdy.
Komentarze
Prześlij komentarz