Sługa - rozdział 12
Nadszedł ten dzień. Widziałem zdenerwowanie Levi'ego i
szeroki, choć nerwowy uśmiech Hanji. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę,
chociaż nie wiedziałem, gdzie, ale z każdą minutą rosło moje zdenerwowanie.
Zerkałem co chwilę na czarnowłosego, który uparcie wpatrywał się w okno, co nie
dodawało mi otuchy a wręcz przeciwnie - napawało coraz większym przerażeniem.
-Tak właściwie dokąd jedziemy?
Po około godzinie jazdy zebrałem się w sobie i odważyłem się
zadać to pytanie. Oboje moich towarzyszy wymieniło spojrzenia i dopiero wtedy
pan Ackerman zaszczycił mnie spojrzeniem.
-Zaraz będziemy.
Odparł tylko, wracając do obserwowania krajobrazu za oknem.
Przygryzłem policzek, próbując wywnioskować, co ma się dzisiaj wydarzyć, ale w
głowie miałem jedynie pustkę. Po chwili auto zatrzymało się a szofer otworzył
drzwi, wypuszczając nas. Zaniemówiłem, widząc zamek, przed którym stałem.
Dobrze wiedziałem, gdzie jestem. Zamek królewski. Nie wiem, dlaczego, ale
dokładnie wiedziałem, jak wygląda, mimo, że nigdy wcześniej go nie widziałem.
Potrafiłem ze szczegółami wyobrazić sobie jego wnętrze, i aż musiałem zdusić
okrzyk zaskoczenia, gdy weszliśmy do środka i... okazało się, że wyglądał
dokładnie tak, jak w mojej głowie. Co to wszystko ma znaczyć? Spojrzałem na
Levi'ego, który mierzył mnie uważnym spojrzeniem i dał znać, bym podążał za
nim, co też uczyniłem. Szliśmy długim korytarzem, aż doszliśmy do wielkich wrót
wykonanych z ciemnego drzewa. Pchnął je, otwierając drzwi na oścież i ukazując
naszym oczom salę tronową, na której toczyła się zażarta dyskusja, ale w tym
momencie wszyscy przerwali i spojrzeli na nas.
-Levi, już jesteście. Wspaniale.
Powiedział doktor Smith. Czemu on też tutaj jest? Co tu się
dzieje? Levi wziął mnie za rękę i zaprowadził na sam przód. Chciałem
zasalutować przed królem, ale nie pozwolono mi. Spojrzałem po wszystkich. Czemu
mieli takie dziwne mundury? O co w tym wszystkim chodzi? Ktoś podszedł do
Levi'ego i zarzucił mu na plecy zieloną pelerynę z symbolem... ale jakim
symbolem? Jestem pewien, że już go gdzieś widziałem, tylko gdzie..?
-Skrzydła wolności...
Szepnąłem, dopiero potem uświadamiając sobie, co
powiedziałem i że oczy wszystkich skierowane są na mnie.
-To działa.
Pisnęła podekscytowana Zoe, a ja patrzyłem na nich
zdezorientowany. O CO TUTAJ CHODZI?! Nad drzwiami zauważyłem portret i z
ciekawości na niego spojrzałem, przez co omal nie upadłem. Widziałem mamę i
tatę i... mnie. Dlaczego nasza rodzina jest na portrecie w sali tronowej króla?
-Levi, co tu się dzieje, wyjaśnij mi, proszę!
Patrzyłem na niego z desperacją wymalowaną na twarzy, a on
podszedł i położył mi dłoń na ramieniu.
-Jeszcze kilka minut, obiecuję.
Szepnął tak, bym tylko ja go słyszał i spojrzał mi w oczy.
Zatonąłem w ich kobaltowej barwie i skinąłem głową, zgadzając się.
-Kontynuując... żądamy, byś oddał tron prawowitemu
spadkobiercy tronu.
Usłyszałem głos doktora, który wystąpił naprzód i wskazał na
mnie. Król, siedzący na tronie, prychnął.
-Niby skąd mam wiedzieć, że to coś jest prawowitym
spadkobiercą?
Zapytał z szyderczym uśmiechem, mierząc mnie wzrokiem. Kątem
oka widziałem, jak Hanji podaje jakieś dokumenty Erwinowi.
-Po pierwsze, mamy testy DNA, które, jak wiesz, niedawno
weszły do użytku. A po drugie, pozwól mu dotknąć symboli władzy i sam
zobaczysz, co się stanie.
Powiedział pewny swego. Przez chwilę on i chłopak siedzący
na tronie mierzyli się spojrzeniami.
-Niech będzie, ale to nic nie da. Podajcie mu emblematy.
Rozkazał mężczyzną stojącym przy jego boku i po chwili obaj
stali przede mną. Levi jeszcze raz ścisnął moje ramię i odsunął się, jak z
resztą wszyscy. Rozejrzałem się, odszukując go wzrokiem. Był spokojny i patrzył
na mnie tak... tak, jakby był ze mnie dumny. Od razu się uspokoiłem, widząc,
jak we mnie wierzy. Zrobiłem to, czego najwyraźniej ode mnie oczekiwano i
chwyciłem w dłonie berło i jabłko królewskie, które nagle zaczęły błyszczeć.
Nie zdążyłem się zastanowić, co się dzieje, bo moją głowę wypełniły
wspomnienia. Utracone wspomnienia, które ktoś wymazał z mej pamięci i zastąpił
nowymi. Nie wiem, ile to trwało, nim blask ustał i mogłem znów na wszystkich
spojrzeć. Oni z kolei przyglądali się mnie - niektórzy wyglądali na
usatysfakcjonowanych, a niektórzy na zszokowanych. Spojrzałem na pobladłego
króla.
-David... oddaj mi koronę i dobrowolnie oddaj się w ręce
władz.
Zażądałem, mierząc go spojrzeniem. Wyraźnie zbladł.
-NIE! Straż, łapać go!
Krzyknął, ale nikt się nie ruszył. Podszedłem do niego
powoli, widząc, jak wbija się w tron na którym siedział. Widziałem rosnące
przerażenie, ale teraz, gdy wiedziałem wszystko, nie będę miał dla niego
litości. Zamachnąłem się i spoliczkowałem go, na co ktoś aż zagwizdał z
aprobatą i dałbym sobie rękę uciąć, że był to mój kochanek. Zerwałem koronę z
jego głowy i rzuciłem ją jednemu z służących, wpadając w dziwny szał. Rzuciłem
nim o ziemię i chciałem go skopać, ale silny uścisk na ramieniu mnie
powstrzymał. Spojrzałem w bok i zobaczyłem kobaltowe oczy, wpatrujące się we
mnie z czułością.
-Eren, wystarczy. Nie powinieneś zajmować się takim
śmieciem. To działka żandarmerii. Nie zapominaj, że masz dumnie nosić głowę
podniesioną wysoko i nie zniżać się do poziomu takich szumowin.
Powiedział, zerkając z obrzydzeniem na leżącego u naszych
stóp mężczyznę.
-Zabił mi rodziców, kapitanie. To on wpuścił tu tytanów.
Zasłużył na śmierć.
Odparłem, ale on pokręcił głową.
-Nie zaprzątaj sobie tym myśli. Usiądź na tronie.
Poprosił. Zawahałem się, ale żandarmeria skuła w tym czasie
Davida i odciągnęła na bok, więc zrobiłem, co kazał. Wszyscy, jak jeden mąż,
padli na ziemię i salutowali przede mną. Czułem się z tym... dziwnie, a
jednocześnie od dziecka byłem do tego przygotowywany.
-Cieszymy się, że wreszcie mamy właściwego króla.
Powiedział Erwin, wstając z klęczek. Wstałem z tronu i
podszedłem do nich.
-Dowódco, ufam, że sąd wojskowy odpowiednio ukarze Davida.
Levi, zostań tu, proszę.
Zwróciłem się do ukochanego i podszedłem do okna, czekając,
aż wszyscy wyjdą, przyglądając się pięknemu ogrodowi, który się za nim
rozciągał.
-Chciałeś mnie widzieć, panie?
Usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się i wpiłem w jego usta
bez ostrzeżenia, czym wyraźnie go zaskoczyłem, ale nie protestował.
-Zostań ze mną na zamku. Chcę być z tobą.
W jego oczach coś błysnęło, gdy usłyszał moją prośbę.
-Nie jesteś na mnie zły? Ukrywaliśmy to przed tobą i
pozwoliliśmy cierpieć tak długi czas...
Pokręciłem głową, uśmiechając się.
-Nie, Levi. Kocham cię i rozumiem, dlaczego to zrobiłeś.
Proszę, zostań ze mną i zostań moim partnerem.
Wyznałem, niepewny tego, co powie. Wiem, że było nam
cudownie, ale... czy zgodzi się być ze mną, królem? Patrzyłem mu w oczy,
szukając odpowiedzi i zobaczyłem, jak kąciki jego ust się unoszą.
-W porządku, Eren.
-Nie kochasz mnie?
-Głupi bachor.
Warknął zaczepnie i pocałował mnie, pokazując, jak
głupie było moje pytanie, o czym oczywiście
od początku wiedziałem.
-Kocham cię, dzieciaku.
Mruknął, a ja znów zatopiłem się w jego ustach.
Komentarze
Prześlij komentarz