Sługa - rozdział 7
Gdy się obudziłem, Levi'ego nie było w pokoju. Przeciągnąłem się, zapominając o tym, że na brzuchu miałem szwy i ogromnego siniaka, przez co zaraz syknąłem z bólu. Spojrzałem na zegarek i standardowo była godzina 05:00. Westchnąłem cicho i wstałem, podchodząc do regału i patrząc na zdjęcie mamy. Uśmiechnąłem się, widząc jej uwiecznioną twarz.
-Hej, mamo. Widziałaś? Levi przyszedł do mnie w nocy. Ale nie wiem, o czym mówił. Coś przede mną ukrywa. Ty wiesz, o co chodzi, prawda? Zawsze wiedziałaś. No cóż.... Levi sam mi o tym powie, gdy będzie chciał. Jestem pewien. W jakiś irracjonalny sposób mu ufam... Wierzę, że mnie nie skrzywdzi, chociaż to zupełnie głupie z mojej strony. Może zachować się tak samo, jak inni, i mnie skrzywdzić, ale jakoś o to nie dbam. Póki co jestem szczęśliwy. Proszę, czuwaj nade mną... i nad wszystkimi domownikami.
Zakończył swój monolog i przebrał się w luźniejsze cichy. Wiedział, że dzisiaj jeszcze nie może pracować, ale czuł się z tym źle, więc nim pan Ackermann wstanie, postanowił posprzątać co się da. Zajął się korytarzem na pierwszym i drugim piętrze, a gdy skończył zorientował się, że za 10 minut będzie śniadanie. Zszedł do jadalni i zauważył, że stół został już pięknie nakryty, a gdy wszedł do kuchni niemal od razu wciśnięto mi do ręki miskę zupy mlecznej, za co podziękowałem z uśmiechem i przy wesołej rozmowie z Mikasą i Arminem spałaszowałem dwie porcje. Każdego dnia przekonywałem się, że dziewczyna umie genialnie gotować i cieszyłem się, że mogę jeść dobre i ciepłe posiłki, co często było dla mnie nieosiągalne. Pomogłem jej posprzątać po tym, jak Levi zjadł śniadanie i posiedziałem z Arminem w ogrodzie, pomagając mu trochę, chociaż ani trochę nie znam się na ogrodnictwie i absolutnie nie mam ręki do kwiatów. Słońce wisiało już wysoko na niebie, zwiastując, że jest koło południa, gdy usłyszałem, jak ktoś mnie woła.
-Eren!
Odwróciłem się i zobaczyłem Mikasę, która do mnie machała. Przeprosiłem Armina i podszedłem do dziewczyny szybkim krokiem, wiedząc, że nie powinienem biegać.
-Co tam?
Zapytałem, uśmiechając się ciepło.
-Pan Ackermann prosi cię do gabinetu.
Powiedziała, a ja skinąłem głową w podziękowaniu i skierowałem się do wspomnianego pokoju. Zapukałem w odgradzające nas drewno i gdy usłyszałem pozwolenie, wszedłem do środka. Oprócz właściciela domu w pomieszczeniu siedziała pani Zoe, która z wielkim uśmiechem mi się przyglądała. Levi gestem nakazał mi usiąść i podszedł do mnie, założył ramiona na klatce piersiowej i zmierzył mnie groźnym spojrzeniem.
-Miałeś odpoczywać. Sprzątałeś pierwsze i drugie piętro.
Oznajmił surowym, stanowczym głosem. Spuściłem wzrok z zakłopotania i podrapałem się po karku.
-Przepraszam, nie chcę być bezużyteczny.
Szepnąłem, na co Levi zajął swoje miejsce i westchnął ciężko.
-W porządku. Tylko nie rób tego więcej. Jeśli karzę ci odpoczywać, to masz odpoczywać.
Rozkazał, sięgając po filiżankę z kawą, która stała przed nim.
-Eren, pamiętasz mnie? Poznaliśmy się ostatnio.
Pani Zoe podeszła do mnie i kucnęła naprzeciwko mnie, wyciągając w moją stronę rękę. Uśmiechnąłem się i chwyciłem jej dłoń, jak się okazało, miała wyjątkowo silny uścisk.
-Tak, dzień dobry.
Odparłem, na co roześmiała się.
-Jesteś za grzeczny. Ale to dobrze o tobie świadczy. Jestem tu, bo chciałabym przeprowadzić kilka badań. Jestem psychiatrą, między innymi oczywiście, a Levi martwi się o twój stan psychiczny. Możemy porozmawiać u ciebie, albo gdzieś, gdzie będziesz czuć się komfortowo?
Wyjaśniła, a ja spojrzałem niepewnie na właściciela posiadłości, który skinął głową. Przeniosłem znów spojrzenie na kobietę i pokiwałem głową.
-Możemy pójść w takie jedno miejsce niedaleko? Dobrze się tam czuję.
Zapytałem, a lekarka uśmiechnęła się szeroko, co wydawało się niemożliwe, a jednak. Wstała, zabrała swoją torbę i podała mi dłoń.
-Jasne, chodźmy.
Wstałem i chwyciłem jej dłoń, prowadząc ją na dół. Przeszliśmy przez kuchnię, z której zgarnąłem trochę wody i owoców i wyszliśmy na zewnątrz, kierując się pod to samo drzewo, przy którym wczoraj zasnąłem. Czułem się tu dobrze i spokojnie. Wciągnąłem głębiej czyste powietrze i usiadłem po turecku, spoglądając, jak brązowowłosa robi to samo i wyciąga z torby długopis i notes, po czym opiera się o pień drzewa.
-O czym chce pani porozmawiać?
Zapytałem, skubiąc trawę w zasięgu moich palców.
-Mów mi na ty, jestem Hanji. Levi przekazał mi trochę informacji o tobie. Chciałabym to wszystko z tobą przepracować. Od początku. Możesz mówić, o czym chcesz, ważne, żebyśmy przepracowali ewentualne traumy. Levi przyznał, że którejś nocy obudziłeś się wyczerpany po koszmarze.
Wyjaśniła, a ja zaczerwieniłem się i odetchnąłem głębiej.
-W sumie to nie wiem... dlaczego pan Ackermann tyle dla mnie robi?
Zapytałem, patrząc w młodą twarz, na której wykwitło zaskoczenie.
-Co masz na myśli?
Widać zbiłem ją z pantałyku. Zamyśliłem się chwilę.
-Odkąd tu jestem, bardzo dużo dla mnie robi. Nie krzyczy, nie bije mnie. Opatrzył mi rany i wezwał dla mnie lekarza. Szukał mnie wczoraj, gdy tu zasnąłem i nie wróciłem na kolację do domu. Dba o mnie. I teraz poprosił cię, żebyś się mną zajęła. Nie rozumiem jego postępowania.
Wyjaśniłem najprecyzyjniej, jak umiałem, a ona zamyśliła się na moment.
-Levi najwyraźniej stwierdził, że jesteś tego wart i mu na tobie zależy. Wbrew pozorom bardzo dba o swoich pracowników i traktuje ich niemal jak rodzinę. Ale najwyraźniej jest w tobie coś, co go bardzo urzekło, skoro jest w stosunku do ciebie taki troskliwy.
Uśmiechnęła się, spoglądając na mnie roziskrzonymi oczami. Nie odzywaliśmy się przez chwilę, ja trawiłem jej słowa, aż w końcu przerwała milczenie.
-Dobrze... popracujmy nad czym innym. Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie?
Komentarze
Prześlij komentarz