Opiekun - rozdział 40



Praca w sklepie z herbatą okazała się całkiem spokojna i przyjemna, przede wszystkim dlatego, że mogłem pracować w otoczeniu czegoś, co uwielbiam i spodobało mi się od razu. Plusem było to, że właściciel nie miał nic przeciwko, żebym był ostry w stosunku do kłopotliwych klientów. Poprawiłem marynarkę na moich ramionach, bo czułem, jakby mi się lekko zsunęła i wszedłem po schodach na ganek przed naszym domem. Już miałem otwierać drzwi, gdy usłyszałem jakieś głosy. Śmiech.

-Tak. Pomidor jest owocem, mimo, że jemy je jak warzywo. Owoce to tak naprawdę wszystkie rośliny jadalne rosnące nad ziemią. Marchew czy nawet arbuz to rośliny rosnące pod ziemią, więc są to warzywa albo raczej korzenie, ale potocznie nazywamy je warzywami.

Słyszałem przez drzwi przytłumiony głos Erena. Wszedłem po cichu do środka i zobaczyłem mojego ukochanego, siedzącego przy stole i z uśmiechem tłumaczącego coś dwójce dzieci, które widziałem po raz pierwszy, a do mojego nosa dotarł zapach lasagne, którą najwyraźniej właśnie piekł. Przebrałem buty i zdjąłem marynarkę, po czym podszedłem do nich, a Eren uniósł na mnie wesołe spojrzenie tych niezwykle zielonych oczu.

-Hej, Levi. Jak było w pracy?

Zapytał i pocałował mnie w policzek, gdy się do niego nachyliłem. Spojrzałem na siedzące przed nim dzieci, chłopca i dziewczynkę, które patrzyły na mnie z zaciekawieniem i uśmiechem. Mieli nie więcej niż siedem, może osiem lat.

-W porządku. Kim są nasi goście?

-Ach, wybacz! To Sina i Kaname, dzieci naszych sąsiadów. Ich mama musiała na chwilę wyjść i spytała, czy mogę się nimi za ten czas zająć, powinna niedługo wrócić.

Skinąłem głową, na znak, że rozumiem i podszedłem do kuchenki, nastawiając na niej wodę na herbatę i wyciągając z kieszeni spodni pakunek.

-Co przyniosłeś?

Poczułem ciepłe dłonie Erena obejmujące mnie w biodrach i ułożył swój podbródek na moim ramieniu, patrząc na małe opakowanie.

-Biała herbata. Wspomaga odporność i koncentrację. Nigdy jej nie piłem, więc chcę spróbować.

Pokiwał głową i przyciągnął moją twarz, po czym złożył krótki pocałunek na moich ustach i wrócił do dzieci, opierając się biodrem o stół. Widziałem, że już chciał coś powiedzieć, ale ktoś zapukał do drzwi i podszedł otworzyć.

-Ach, pani Schwarz. Sina, Kaname, mama przyszła!

Słyszałem, jak dzieciaki biegiem podążyły w stronę drzwi ale nie odwróciłem się. Nie miałem ochoty na zapoznawanie się z tymi ludźmi, pewnie i tak nie będę ich zbyt często widywał.

-Dziękuję ci jeszcze raz, Eren, że zgodziłeś się zająć Siną i Kaname. Uratowałeś mi życie! Mam nadzieję, że nie sprawiły ci kłopotu?

-Nie, spokojnie, są bardzo grzeczne.

-To dobrze. Przyniosłam wam ciasto, upiekłam dzisiaj rano.

-Och, dziękuję. Nie trzeba było.

-Trzeba, trzeba. Tacy młodzi chłopcy jak ty powinni dobrze się odżywiać.

-Haha, dziękuję.

-Eren, możemy przyjść jutro?

-Prosimy!

-Jeśli wasza mama się zgodzi.

-Tak!

-Do zobaczenia, dzieciaki.

-Papa, Eren!

Usłyszałem trzask drzwi a po chwili Eren wrócił do kuchni i odłożył ciasto na parapet, po czym sprawdził, co z naszą kolacją.

-Potrzebuje jeszcze kilku minut. Jak ci minął dzień?

Spytał, odwracając się do mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Wyglądał, jakby się dobrze bawił i cieszyło mnie widzieć go takim radosnym.

-Dobrze, chociaż chyba nie tak ciekawie, jak tobie. Masz zamiar prowadzić tu domowe przedszkole?

Zalałem herbatę wodą i odstawiłem czajnik na miejsce, zerkając na niego z zaciekawieniem. Widziałem, jak wyraźnie się zawstydził, ale nie spuścił wzroku. To dobry znak.

-Polubiłem te dzieciaki. Nie masz nic przeciwko?

Pokręciłem głową z niedowierzaniem i podszedłem do niego. Jak on wpada na takie pomysły?

-Oczywiście, że nie, o ile sprawia ci to przyjemność.

Słysząc to uśmiechnął się do mnie i przytulił mnie, a ja czułem się dumny z tego młodego mężczyzny, którego wychowałem i w którym po czasie się zakochałem.

Komentarze

Popularne posty