Opiekun - rozdział 36



Zamknąłem ostatnią torbę i spojrzałem na opustoszały pokój. Eren wciąż leżał na moim łóżku i nie potrafił się pozbierać po tym, co się dzisiaj stało. Przerażony i zszokowany płakał, leżąc skulony w pozycji embrionalnej na łóżku i nie umiał się uspokoić, nawet ja nie potrafiłem mu pomóc, więc zająłem się pakowaniem, co nie zajęło mi dużo czasu. W zaledwie godzinę spakowałem wszystko w jego i w moim pokoju, ale wiem, że on nie chce mnie teraz widzieć. Musi zostać na razie sam i sobie wszystko przemyśleć, mimo, że bardzo chciałbym go jakoś umieć pocieszyć, niestety nie mam pojęcia jak. Westchnąłem i zacząłem przeglądać papiery, którymi się zajmowałem i wszystko, co robiłem dla Korpusu Zwiadowców i porządkowałem je. Lauda zostanie moim zastępcą, przynajmniej ja go wyznaczyłem na następcę, Erwin sam to zweryfikuje. Chwyciłem dokumenty przygotowane dla niego i ruszyłem na plac treningowy, na którym z reguły był o tej porze i nie myliłem się, jednak gdy tylko mnie zauważył od razu przerwał i podbiegł do mnie, salutując.

-Kapralu.

Przywitał się, na co skinąłem głową i wyciągnąłem dłoń z grubym plikiem dokumentów. Chwycił je i spojrzał na mnie z niezrozumieniem i ze zmarszczonymi brwiami, nie do końca rozumiejąc, o co mi chodzi.

-Odchodzę z Korpusu Zwiadowców. Muszę zaopiekować się Erenem. Wyznaczyłem cię na mojego następcę, skonsultuj się jeszcze z Erwinem.

Wyjaśniłem, widząc, jak jego oczy zachodzą łzami i wiedziałem, że nie chciał tego słyszeć, ale to nie było ważne. Najważniejszy był dzieciak leżący w odmętach rozpaczy na łóżku w mojej sypialni.

-Już nie wrócisz?

Jego głos drżał, jakby zaraz naprawdę miał się rozpłakać, ale nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Wie, że ma swoje obowiązki jako żołnierz i musi je wykonać. Tym obowiązkiem jest również wykonywanie bez gadania moich poleceń.

-Nie wiem. Wszystko zależy od tego, jak będzie z Erenem. Po dzisiejszym poranku jest w okropnym stanie.

Westchnąłem ciężko widząc jego smutną twarz, ale w jego oczach błyszczało zrozumienie. Wiedziałem, że mogę na nim polegać a on był świadom, że nie mogę postąpić inaczej.

-Mogę jakoś pomóc? Może z nim porozmawiam?

Zaproponował, ale musiałem mu odmówić. Petra bardzo polubił Erena odkąd dołączył do Korpusu jako Zwiadowca i traktował go jak brata, ale nie mógł mu pomóc. Nie w tej sprawie. Niestety.

-Nie. On potrzebuje teraz czasu. Zaopiekuję się z nim i zobaczymy, jak będzie dalej.

Pokiwał głową ze zrozumieniem i znów mi zasalutował, czym mnie zaskoczył, bo nie była to sytuacja, w której powinien to zrobić.

-Dziękuję za wszystko, co dla nas zrobiłeś. Będziemy czekać na twój powrót, kapralu.

Nie mogę zaprzeczyć, zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy usłyszałem jego słowa. Położyłem dłoń na jego ramieniu i spojrzałem mu w twarz, widząc w jego oczach smutek ale rozumiał moją decyzję i nie odważył się jej sprzeciwić.

-Dziękuję, Lauda. Dbajcie o siebie.

Powiedziałem i odszedłem, kierując się z innym plikiem dokumentów do lochów, gdzie znajdowało się laboratorium Hanji, do którego wszedłem oczywiście bez pukania. Spojrzała na mnie z jakimś smutkiem w oczach i nie uśmiechała się tak, jak miała to w zwyczaju robić, ale nie mogłem się tym przejmować. Miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż jej humorki.

-Przyszedłeś dać mi dokumenty przed wyjazdem.

Stwierdziła, odrywając się od robienia notatek i spojrzała na mnie, więc skinąłem głową. Prawdopodobnie domyśliła się, co zrobię po zaistniałej sytuacji, albo rozmawiała z Erwinem.

-Tak, ale mam również prośbę.

Widziałem, jak jedna z jej brwi wędruje w górę ale słuchała mnie uważnie, chcąc wiedzieć, co też mogę od niej chcieć. Nie często ją o coś prosiłem.

-Po pierwsze, informuj mnie o wszystkim. Jakichkolwiek odkryć nie dokonacie, gdziekolwiek założycie nową bazę. Zostawię ci mój adres, więc oczekuję, że zachowasz go w sekrecie i będziesz listownie mnie o wszystkim informować. Inaczej nigdy nie będę w stanie tu wrócić.

Skinęła głową, zgadzając się i wyciągnęła otwartą dłoń, na której położyłem niewielką karteczkę z moim nowym adresem zamieszkania. Zerknęła na nią i złożyła na pół, chowając do zamykanej na zamek szuflady w biurku.

-W porządku. Ale to nie wszystko, prawda?

Zapytała, obserwując, jak układam dokumenty na blacie jej biurka. Spojrzałem jej poważnie w oczy i widziałem, że wie, o co chcę ją prosić.

-Dowiedz się, czy można jakoś to odkręcić.

Gdy przytaknęła mi, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia, wracając do siebie przez labirynt korytarzy.

-W końcu mordercy odejdą z naszych szeregów.

No tak, jeszcze tylko jej mi brakowało. Odwróciłem się w stronę, z której dochodził sarkastyczny głos i założyłem ręce na piersi, mierząc zimnym spojrzeniem moją kuzynkę.

-Więc powinnaś być szczęśliwa.

Zauważyłem na jej twarzy szyderczy uśmiech, który w cale mi się nie podobał. Zupełnie, jakby miała jakiś plan, ale miałem nadzieję, że to tylko moje przeczucie.

-Może lepiej byłoby was zamordować, wtedy problem nigdy by nie powrócił.

Syknąłem, słysząc jej jadowity ton i orientując się, że faktycznie ma jakiś plan. Opuściłem ręce wzdłuż ciała, by w każdej chwili móc wyciągnąć zza pasa nóż, gdyby był mi potrzebny.

-Po prostu zostaw nas w spokoju. Nie mam dla ciebie czasu.

Odwróciłem się i ruszyłem dalej, ale po chwili coś brzdęknęło i upadło na podłogę tuż obok mojej głowy. Ta dziewczyna ma naprawdę słabego cela, ale ma za to piękny nóż, którym we mnie rzuciła. Za to ja nie jestem takim idiotą jak ona. Uniosłem narzędzie i spojrzałem na nią, widząc, jak złość w niej rosła. Chciała mnie zabić, ale nie udało jej się to. No cóż, jak jest się ciamajdą to tak bywa. Chwyciłem ostrze w dwa palce i rzuciłem nóż w jej stronę, który ściął kosmyk jej włosów, rozciął lekko policzek i wbił się w drzwi za jej plecami.

-Tak się rzuca nożem. A teraz przestań się upokarzać i zostaw nas w spokoju. W przeciwnym razie następne ostrze wyląduje w twoim gardle.

Ostrzegłem ją i szybko wróciłem do pokoju, gdzie od razu wszedłem do sypialni, gdzie wciąż leżał Eren. Podszedłem do łóżka i usiadłem obok dzieciaka, wplątując palce w ciemne kosmyki i przeczesując je, a po chwili zielone oczy spojrzały na mnie smutno.

-Wszystko gotowe. Wyjeżdżamy z samego rana. Jak się czujesz?

Widziałem wahanie malujące się w jego niezwykłych oczach i widziałem, jak zagryza dolną wargę. Nie był pewien co do tego, co ma mi odpowiedzieć, chociaż przecież moje pytanie było tak proste.

-Nie wiem.

Przyznał w końcu, na co westchnąłem i nachyliłem się, całując go w skroń i ułożyłem dłoń na jego policzku.

-Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze.

Słysząc moją obietnicę, podniósł się i ułożył głowę na moich kolanach, wtulając twarz w mój brzuch. Głaskałem go po głowie, obserwując profil jego twarzy wykrzywionej bólem i strachem, nic nie mówiąc i pozwalając mu odpocząć.

-Kocham cię, Levi.

Szepnął sennie a ja zorientowałem się, że powiedział to przez sen. Rozczuliło mnie to do tego stopnia, że uniosłem jego dłoń i pocałowałem jej wierzch.

-Ja ciebie też, bachorze.

Komentarze

Popularne posty