Papieros - rozdział 10-2
Siedziałem w bunkrach i paliłem kolejnego papierosa.
Opustoszałe miejsca z czasów wojny zawsze dawały mi ukojenie, gdy tego
potrzebowałem, a teraz było mi to szczególnie potrzebne. Uniosłem do ust
butelkę, sącząc kolejny łyk alkoholu i wpatrując się tempo w ścianę naprzeciwko
mnie. O dziwo, nie płakałem. Nie uroniłem nawet łzy odkąd dowiedziałem się, że
Kamila umarła.
-Kamila nie żyje.
Gdy tylko usłyszałem
te słowa z ust Adama, rozłączyłem się i dotarłem do ich domu tak szybko, jak to
było możliwe. Mama Kamili siedziała na kanapie w salonie w objęciach swojego
męża i płakała, nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa. Tata Kamili wyglądał,
jakby miał zaraz zemdleć, ale dzielnie wspierał swoją żonę a Adam siedział na
schodach, kompletnie załamany i płakał. Pierwszy raz widziałem, żeby w ogóle
płakał, a znam go od dziecka.
-Dlaczego kłamiesz?
Zapytałem go wprost,
mając wciąż durną nadzieję, że oni tylko mnie wkręcają. Pokręcił głową i wziął
głęboki wdech, by się uspokoić chociaż trochę.
-Była u nas policja.
Bus jadący z Katowic wpadł w poślizg i przewrócił się na bok, trując całą
drogę. Kierowcy ich samochodu i kilku innych nie zdążyli wyhamować i bus
przewrócił się na te trzy auta. Inne nie zdążyły wyhamować i miały zderzenie
czołowe. Zginęli na miejscu. I Kamila i Sebastian.
Powiedział cicho a
jego głos się załamywał. Nie mogłem uwierzyć w to, co mówił. To nie mogła być
prawda, Kamila nie mogła zginąć! Ale im dłużej czekałem, tym lepiej wiedziałem,
że nie kłamią. Że Kamili już z nami nie ma. Wybiegłem z ich mieszkania,
słysząc, jak mnie wołają i zacząłem włóczyć się po mieście, próbując się
uspokoić.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu, który odebrałem,
nawet nie patrząc, kto dzwoni.
-Marek, gdzie jesteś?
Znajomy, ciepły i lekko zaniepokojony głos wywołał falę
emocji w moim sercu. Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo przytłoczyła mnie ta
cała sytuacja i po moich policzkach popłynęły łzy.
-Co się stało? Coś ci jest? Wszystko w porządku?
Czułem, jak niewidzialna dłoń zaciska się na moim gardle i
odbiera mi zdolność oddechu i mówienia.
-Ja... nie...
Wyłkałem, ale zaraz potem nowa fala rozpaczy zalała mnie i
nie mogłem wydusić z siebie słowa.
-Gdzie jesteś? Przyjadę do ciebie.
Próbowałem się uspokoić, chcąc mu odpowiedzieć, ale nie
mogłem się na to zebrać.
-W bun... krze.
Wydusiłem z siebie, ocierając łzy z twarzy i pociągając
nosem. Westchnąłem cicho, próbując zapanować nad głosem, co mi nie szło
najlepiej.
-Wielicka...
Dodałem, wiedząc, że jest wiele bunkrów.
-Zaraz będę.
Odpowiedział i rozłączył się, a ja podkuliłem kolana pod
siebie i zacząłem płakać, nie zwracając już uwagi na to, że zachowuję się jak
dziecko. Płakałem, przypominając sobie wszystkie chwile z moją siostrą, które
już nie wrócą. Drgnąłem, gdy poczułem czyjś dotyk na swojej dłoni. Spojrzałem w
górę i przez łzy zobaczyłem Damiana, który pochylał się nade mną ze
zmartwieniem na przystojnej twarzy.
-Co się stało?
Zapytał, odgarniając posklejane kosmyki moich włosów z
twarzy i gładząc delikatnie kciukiem mój policzek. Zamknąłem oczy, próbując się
uspokoić.
-Kamila... moja siostra... ona nie... nie żyje.
Wychrypiałem, czując, jak moje serce ponownie pęka na milion
kawałków. Poczułem, jak objął mnie ramionami i zaczął głaskać po plecach,
kołysząc mnie delikatnie w przód i w tył. Nic nie mówił, po prostu był i tyle
mi wystarczało. Tylko tego potrzebowałem.
-Powinieneś się przespać.
Usłyszałem jego miękki głos ale nim zdążyłem zareagować,
ogarnęła mnie senność i odpłynąłem.
Komentarze
Prześlij komentarz