Opiekun - rozdział 38
Przeklinałem sam siebie w myślach. Miałem nadzieję, że już będzie lepiej, ale jednak nie... Oczywiście, że nie. Co ja sobie myślałem? Że od tak mu się poprawi? Tak, chciałbym... Przeczesałem sobie włosy palcami i zastanawiałem się, co mam zrobić. W końcu przeniosłem moje spojrzenie na swojego chłopaka, który skulony siedział pod oknem z twarzą schowaną między kolanami i płakał bezgłośnie, nie chcąc mnie obudzić. Wstałem ostrożnie z łóżka i podszedłem do jego trzęsącej się postaci i objąłem go ramionami, chcąc dać mu ciepło i ukojenie, jakiego potrzebował.
-Eren, co się dzieje?
Szepnąłem w końcu, unosząc jego twarz palcami za podbródek i odgarnąłem ciemne, niesforne kosmyki z jego twarzy i starłem palcami jego łzy. Wyglądał jak mały, zagubiony zwierzak, który nie ma pojęcia, jak ma wybrnąć z beznadziejnej sytuacji.
-Jest...em potworem...
Wyłkał przez łzy, co mnie mocno zaskoczyło. On naprawdę tak o sobie myśli? Przecież to nie jest prawda!
-Posłuchaj mnie uważnie, proszę. Nie jesteś potworem. To był jedyny sposób, żeby cię uratować. Gdybym musiał podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłbym to samo. A wiesz, skąd wiem, że nie jesteś potworem?
Pokręcił przecząco głową, na co uśmiechnąłem się lekko i ułożyłem dłoń na jego piersi w miejscu, gdzie biło jego serce.
-Bo twoje serce bije. Jest czyste i niewinne. Zupełnie inne, niż u potworów. Jesteś człowiekiem-tytanem? I co z tego? Wciąż jesteś moim Erenem i nie zrobiłeś absolutnie nic złego.
Widziałem nadzieję rosnącą w jego oczach a łzy powoli przestały żłobić sobie drogę na jego policzkach i pocałowałem go w czoło a następnie w usta.
-Nie nienawidzisz mnie?
On naprawdę sądził, że jestem w stanie go znienawidzić? Kochany bachor, a czasem taki głupiutki.
-Nie. Kocham cię, Eren.
Widziałem, jak lekki uśmiech zamajaczył na jego ustach a potem wyciągnął ręce i objął mnie, wtulając się w moje ciało.
-Dziękuję. Też cię kocham.
Ułożyłem dłonie na jego plecach i gładziłem jego skórę przez materiał koszulki, starając się mu pokazać, że jestem przy nim, zawsze i wszędzie.
-Nigdy nie będziesz sam.
Obiecałem, co wyraźnie go uspokoiło. Wyplątałem się z jego objęć po dłuższej chwili i wstałem, wyciągając do niego rękę, którą zaraz chwycił i również wstał.
-Chodź. Idziemy do łóżka. Powinieneś się przespać.
Przytaknął mi z uśmiechem i podszedł wraz ze mną do mebla a po chwili ułożył się wygodnie w moich ramionach, pozwalając mi rozkoszować się jego bliskością, ciepłem i wsłuchać w jego coraz bardziej spokojny oddech.
-Bałem się, że mnie znienawidzisz i zostawisz.
Usłyszałem jego szept, czym mnie bardzo zaskoczył. Nie mam przecież powodu, by się od niego odwrócić. Kocham go najbardziej na świecie i nie mam zamiaru go opuszczać.
-Głupek. Nigdy cię nie zostawię i nie znienawidzę.
Powiedziałem, odgarniając mu włosy z czoła i składając tam czuły pocałunek na jego skórze, po czym uśmiechnąłem się i wtuliłem go mocniej we mnie, mając nadzieję, że w ten sposób dam mu jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa.
-Dziękuję.
Szepnął a ja zorientowałem się, że śpi i nie rejestruje już nic więcej. Cieszyłem się, że się uspokoił i teraz spokojnie śpi, więc mam nadzieję, że prześpi spokojnie całą noc. Powinien w reszcie się porządnie wyspać. Jesteśmy tu niemal dwa tygodnie a on nie przespał porządnie ani jednej nocy i coraz bardziej wpływało to na stan jego zdrowia. Spojrzałem za okno na wiszący na niebie księżyc i poprosiłem wszelkie niebiosa i cokolwiek tam nad nami czuwa, żeby pomogli temu dzieciakowi, który zasłużył na wszystko co najlepsze na całym świecie.
Komentarze
Prześlij komentarz