Zagubiony kociak - rozdział 25
Po bardzo leniwym i przyjemnie spędzonym weekendzie niestety
skończyły nam się wymówki i w końcu musieliśmy wrócić do szkoły, nie mając już
żadnego wyboru. Cieszyłem się tylko, że do czasu, aż Jurij skończy 16 lat zostały
jedynie niecałe trzy miesiące i po tym czasie będziemy mogli przeprowadzić się
razem do Rosji i rozpocząć samodzielne życie. Wiedziałem, że to jeszcze sporo
czasu, ale mimo to cieszyłem się, że jego dręczyciele niedługo zostaną od niego
odcięci, chociaż i tak miałem zamiar się tym zająć i ukrócić te chore praktyki.
Westchnąłem i przystanąłem przed murami jego szkoły i spojrzałem na
uśmiechniętego Jurija, który był gotowy na nowy dzień.
-Gdyby coś, od razu do mnie pisz. No i po lekcjach przyjdę
cię odebrać i rozmówić się z tymi idiotami.
Powtórzyłem raz jeszcze, już chyba po raz setny dzisiaj, a
nie minęła nawet ósma rano. Wywrócił oczami i pokiwał głową, ledwo
powstrzymując śmiech. Najwyraźniej bardzo bawił go fakt, że ciągle się
powtarzam, zupełnie, jakbym miał sklerozę i był jakimś starym dziadem.
-Starość nie radość, co? Nie martw się, nic mi nie będzie.
Widzimy się potem!
Rzucił i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, wszedł na
teren szkoły i od razu został zagadany przez jednego ze swoich kolegów, więc
nie próbowałem już iść za nim ani go wołać, tylko zostawiłem to w spokoju. W
końcu jeśli nie chcę to nie zmuszę go do niczego, prawda? Westchnąłem ciężko po
raz kolejny, bo cała zaistniała sytuacja i to, czego się dowiedziałem ostatnio
bardzo mnie dręczyło i ruszyłem kawałek dalej do swojej szkoły, by po kilku
minutach zająć miejsce w mojej ławce i przygotować się do kolejnego pracowitego
dnia i ciężkich lekcji, chociaż w cale nie miałem na to ochoty. Miałem
wrażenie, że myślami jestem już w Rosji i mieszkam z Jurijem w naszym
mieszkaniu i skupiamy się na łyżwiarstwie i szukaniu jego rodziny. Miałem
szczerą nadzieję, że ma jakąś rodzinę i nie został na świecie zupełnie sam,
chociaż oczywiście miał nas. Ale chciał odnaleźć ludzi, z którymi łączyły go
więzi krwi i w pełni to rozumiałem i musiałem zaakceptować to, że jest tak a
nie inaczej a jako dobry starszy brat i partner musiałem mu w tym pomóc i
wspierać go na każdym kroku, bo zdawałem sobie sprawę, że znaleźć kogokolwiek w
kraju, gdzie żyje około 144 milionów ludzi jest raczej trudne i chłopak może
szybko zwątpić, czy to co robi ma sens. Muszę go wtedy wspierać i zapewniać, że
w końcu nam się uda i znajdziemy jakąkolwiek wskazówkę, która naprowadzi nas na
jakikolwiek trop w tym, kim jest jego rodzina i jak znalazł się w Kazachstanie.
Moje dalsze rozmyślania przerwał jednak wchodzący do sali nauczyciel i musiałem
skupić się na rozpoczynającej się właśnie lekcji języka angielskiego, która nie
miłosiernie mi się dłużyła.
Komentarze
Prześlij komentarz