Zagubiony kociak - rozdział 24



Tej nocy trzymałem w ramionach drżącego z emocji Jurija, gdy zasypiał, ale nawet wtedy, gdy leżał spokojnie obok mnie i czułem jego miarowy oddech nie mogłem zasnąć, wpatrując się w okno, za którym widziałem wychylający się zza chmur księżyc. Obiecałem sobie, że już nigdy nikomu nie pozwolę go skrzywdzić. Może to zbyt poetyckie i naiwne, ale miałem nadzieję, że uda mi się dotrzymać tej obietnicy, bo naprawdę nie chciałem więcej widzieć jego wykrzywionej bólem twarzy ani łez smutku rzeźbiących ścieżki na jego skórze. Chciałem wymazać cały smutek z jego  serca, chociaż wiedziałem, że nie jest to możliwe. Westchnąłem cicho i spojrzałem na jego spokojną, pogrążoną w głębokim śnie twarz. Może to przez to, że jestem starszy, ale zdecydowanie chciałem go ochronić i czułem do niego instynkty opiekuńcze, chciałem go chronić przed całym światem. Wydało mi się to śmieszne, ale przez tę jego drobną posturę i dziewczęcą urodę miałem wrażenie, że jest on strasznie kruchy, niczym szkło, i coś silniejszego mogłoby go po prostu zniszczyć i rozsypać jego kawałki dookoła, zostawiając je na zawsze w przestrzeni. Było to tym bardziej zabawne, że wiedziałem, iż chłopak ma silny charakter i bywa bardzo wybuchowy a czasem wręcz agresywny, ale co, jeśli to zachowanie jest jedynie maską, by nikt go nie zranił?

Takie przemyślenia zajmowały mnie przez całą noc, przez co rano byłem kompletnie niewyspany i zasypiałem niemal na stojąco, więc zdecydowałem się nie pójść dzisiaj do szkoły i jakimś cudem udało mi się na to samo namówić Jurija. Bałem się o to, co się stanie, gdy pójdzie do szkoły i nie przemyślałem dokładnie, jak chcę rozwiązać problem tego, że nie możemy wiecznie wagarować i chociaż nie mogłem sobie przypomnieć, jak udało mi się go namówić do pozostania w domu, to gdy obudziłem się kilka godzin później w swoim własnym łóżku, blondyn siedział na podłodze, oparty plecami o łóżko i pracował na swoim laptopie, słuchając głośnej muzyki na słuchawkach. Uśmiechnąłem się i przytuliłem go, całując w policzek a gdy ściągnął słuchawki i spojrzał na mnie z uśmiechem byłem niemal pewien, że wciąż jeszcze śnię, chociaż doskonale wiedziałem, że zdążyłem już wrócić do rzeczywistości.

-Nie powinieneś siedzieć na ziemi, przeziębisz się.

Zauważyłem, na co przewrócił oczami, jak to miał w zwyczaju, odłożył laptopa i wdrapał się na łóżko, układając się tuż obok mnie.

-Więc powinieneś mnie chyba ogrzać.

Rzucił, przytulając się do mnie a ja okryłem nas szczelnie kołdrą i objąłem go ramieniem, gładząc delikatnie jego plecy i rozkoszując się samą jego obecnością.

-Dlaczego nie chciałeś, żebym poszedł do szkoły? Przez następne trzy tygodnie mnie nie tkną.

Zaczął w końcu temat a ja zakląłem w myślach. Wiedziałem, że w końcu będziemy musieli o tym porozmawiać, ale nie miałem na to zupełnie ochoty.

-Po prostu się o ciebie martwię. No i wtedy nie moglibyśmy tak leżeć, jak teraz.

Odpowiedziałem i widziałem, że już otwiera usta, by coś odpowiedzieć, ale zająłem jego malinowe wargi pocałunkiem, który chętnie oddawał, cicho pomrukując.

Komentarze

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, mam nadzieję że jakoś uda się rozwiązać tą sytuacje, ale mogą spędzić czas na leniuchowanu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty