My wonderful nightmare - rozdział 3


Bardzo ciężko trenowałem razem z Tomoe po treningach drużyny nad tempem zerowym i super szybkim atakiem, ale wciąż mieliśmy problemy, by wszystko dobrze dograć. Wiedziałem, że poprawiłem się w serwach, przynajmniej tak twierdził kapitan, ale wciąż nie widziałem żadnej poprawy w naszych indywidualnych treningach. Otarłem pot z czoła swoim ręcznikiem i spojrzałem na rozsypane po całej hali piłki do siatkówki. Trzeba je pozbierać i tu posprzątać, żeby móc dalej ćwiczyć...

-Hinata, na dzisiaj starczy. Sprzątamy i idziemy do domu.

Skinąłem głową i zabrałem się za zbieranie piłek. Wiedziałem, że Tomoe nie da się namówić na dłuższy trening. Kochał siatkówkę i był świetnym rozgrywającym, ale nie był taki, jak Kageyama. Nie miał zamiaru poświęcić wszystkiego dla siatkówki i nie miał zamiaru przetrenować się, trenując dłużej niż zazwyczaj. Westchnąłem i wrzuciłem pierwsze piłki do kosza, ogarniając wzrokiem, gdzie jest kolejna. Swoją drogą ostatnio bardzo często myślę o Kageyamie i tęsknię za naszą wspólną grą. Nie wiem, dlaczego. Po prostu brakuje mi jego wystaw i wspólnego treningu, brakuje mi jego towarzystwa. No cóż, to chyba normalne, gdy spędza się z kimś tyle czasu przez trzy lata. Szybko skończyłem zbieranie piłek i podbiegłem do magazynka, zabierając stamtąd mop i zacząłem przecierać podłogę biegiem, chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. Spojrzałem na stojącego w progu drzwi Tomoe i uśmiechnąłem się szeroko. Zabrałem wszystko do schowka i ustawiłem tak, jak było, po czym zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem za kolegą z drużyny do szatni, żeby się przebrać.

-Wydajesz się zamyślony, wszystko w porządku?

Usłyszałem, gdy zakładałem właśnie mundurek i spojrzałem z zaskoczeniem na wystawiającego.

-Hm?

-Chodzisz z głową w chmurach. O czym myślisz?

-Ach, po prostu zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby trening był jeszcze bardziej efektywny.

Zaśmiałem się i założyłem marynarkę, zbierając swoje rzeczy do torby i spojrzałem na zielonowłosego, który właśnie poprawiał swoją fryzurę.

-Okay, chodźmy!

Uśmiechnąłem się szeroko i wybiegłem na zewnątrz, czekając na Tomoe przy bramie do szkoły, która była bardzo blisko do naszej hali od siatkówki. Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął zamkniętą rękę, w której wyraźnie coś trzymał. Wyciągnąłem otwartą dłoń i po chwili trzymałem w rękach małą zawieszkę na telefon.

-Chyba zgubiłeś, leżało pod ławką.

Mrugnął do mnie i skierował się na stację, a ja pobiegłem za nim, ciesząc się, że oddał mi moją zgubę. Zawieszka z numerem 9. Numer Kageyamy. On ma taką samą, tylko z moim numerem. Tym samym, który kiedyś nosił Mały Gigant z Karasuno. Dołączyłem do Tomoe i wesoło paplając o dzisiejszym treningu ruszyliśmy w stronę stacji, by móc wrócić do domu.

Komentarze

Popularne posty