Zmiana - rozdział 12
No cóż... wróciłem do szkoły. Nareszcie. Ludzie nie wydawali się być zbytnio zaskoczeni moim widokiem, bo od czasu do czasu zdarzało mi się znikać na kilka tygodni. Uśmiechnąłem się do swoich myśli i podszedłem do swojej szafki. Miałem wyjątkowo dobry humor, i wiedziałem, że to zasługa używek, które wziąłem tuż przed wyjściem z domu. Zostawiłem w szafce niepotrzebne mi na ten moment książki i poszedłem pod salę, w której miałem mieć zaraz matematykę. Przynajmniej dziś nie spotkam się z Tomem. Dopiero jutro mamy wf i chyba zerwę się z tej lekcji. Zaśmiałem się, myśląc o tym, przez co część osób na mnie spojrzała, ale nie przejąłem się tym. W końcu czemu mam się kimkolwiek przejmować? Jestem samowystarczalny, ot co! Wszedłem do sali i zająłem swoje miejsce w ławce, i uśmiechałem się sam do siebie, prawdopodobnie przybierając uśmiech F - jak faza, ale co poradzę, że dzięki stymulacji mojego mózgu wszystko łapałem w lot? Nie byłem głupi i nigdy nie miałem problemów z nauką, ale takie łapanie w lot bez potrzeby jakiegokolwiek ślęczenia nad książkami podobała mi się.
Dzień mijał mi jak we mgle aż do przerwy obiadowej, na której nic nie jadłem ale w łazience brałem trzecią już tego dnia dawkę narkotyku. W końcu przynajmniej do czasu, gdy przestanę myśleć o Tomie i o tym, jak go kocham i za nim tęsknię, jest to jedyne, czego potrzebuję do życia. Gdy się odwróciłem zobaczyłem tego, o którym starałem się nie myśleć, jak opiera się o futrynę i przygląda mi się ze zmarszczonymi brwiami. Uśmiechnąłem się, prawdopodobnie uśmiechem P, jak psychopata, a jego brwi powędrowały w górę.
-Gdy następnym razem cię przyłapię na ćpaniu, zgłoszę to twojemu wychowawcy. - ostrzegł mnie, a ja zacząłem się śmiać. Nie umiałem się powstrzymać, serio.
-Grozisz mi? - zapytałem rozbawiony, widząc szok na jego twarzy. Wzruszył ramionami i wyszedł, zostawiając mnie samego, a ja poczułem ukłucie w klatce piersiowej i po chwili zdałem sobie sprawę, że po moich policzkach spłynęły kilka łez. Przekląłem i zająłem się poprawianiem makijażu. K***a, znowu. No po prostu muszę się rozpłakać zawsze, gdy ktoś odchodzi. Odwrócił się i odszedł, jakbym był nikim. Jestem pieprzonym królem tej szkoły, do cholery! Walnąłem pięścią w lustro, chcąc rozładować złość i wściekłym spojrzeniem zmierzyłem jego odłamki i odbijającą się w nich własną twarz. Masz zapomnieć. Masz być niezależny. Na nikim nie będzie ci zależało, Bill. Nigdy.
Bo każdy kiedyś odchodzi.
Żal mi trochę Billa ale to tylko trochę bo nie ma prawa wszystkich szufladkować do jednej szuflady ze jak mu zacznie zależeć na kimś ten ktoś nagle odejdzie i go zostawi nie wszyscy sa tacy sami... czekam na next :)
OdpowiedzUsuńMasz rację! Dlatego Bill musi się mienić, chociaż to nie takie proste....
UsuńDziękuję Ci za komentarz, następny rozdział będzie 05/03/2020 (czwartek), więc niedługo ;)
Pozdrawiam!