Jak powietrze - Wezwanie
Siedziałem przy kuchennym stole i wpatrywałem się w list,
który trzymałem w dłoniach. Dostałem wezwanie. Tak, wezwanie. Na rozprawę
przeciwko mojej mamie i ojczymowi. Chciałem zamknąć ten rozdział i odciąć się
od niego, ale najwyraźniej nie było mi to dane i musiałem jeszcze trochę z tym
pocierpieć.
-Co ja mam zrobić...
Szepnąłem sam do siebie, zaciskając palce na trzymanej
przeze mnie kartce i próbując opanować gonitwę myśli, która rozpętała mi się w
głowie.
-Zrobić z czym?
Aż się wzdrygnąłem gdy usłyszałem znajomy głos. Tak się
zamyśliłem, że nie zauważyłem jak Otabek wrócił do domu. Spojrzałem na niego
zaskoczony a potem odetchnąłem, wypuszczając powoli trzymane w płucach
powietrze i wstałem, wyciągając z kieszeni bluzy fajki i zapalniczkę i
podszedłem do okna.
-Dostałem wezwanie do sądu.
Powiedziałem, podając mu kartkę odpaliłem papierosa,
zaciągając się nikotyną. Widziałem jak jego ciemne brwi niemal spotkały się na
środku, tworząc bruzdę pomiędzy nimi.
-Musisz się stawić.
Odłożył wezwanie na stół i podszedł do mnie, wyciągając mi
papierosa spomiędzy palców i samemu zaciągając się trującym dymem, nie
spuszczając ze mnie wzroku.
-Wiem. Ale nie mam pojęcia co mam tam powiedzieć.
Staliśmy tak w oknie paląc wspólnie jednego papierosa, bo
dlaczego by nie? Każdy pogrążony we własnych myślach. W końcu wyrzuciłem peta
do stojącej niedaleko popielniczki i podszedłem do lodówki nalać sobie soku
jabłkowego i wymieszać z wodą w proporcjach 30:70 tak, jak to lubiłem. Upiłem
łyk i oparłem się biodrem o blat, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w podłogę,
gdy poczułem ciepłe usta na swoim czole i podniosłem wzrok, patrząc na swojego
chłopaka.
-Będzie dobrze. Po prostu powiedz prawdę.
I wyszedł z kuchni zostawiając mnie sam na sam z moimi
myślami. Wahałem się, mimo iż wiedziałem, że ma rację i przed sądem muszę mówić
prawdę. Nie podobało mi się to bo wiedziałem, że jeśli ojczym kiedykolwiek
wyjdzie z więzienia, a wyjdzie na pewno, to mnie zabije za to co powiem, bo z
pewnością go to wkopie. Wkopie zresztą ich oboje, ale to on się na mnie zemści.
Podniosłem Potyę przytulając się do jego milusiego futerka i westchnąłem cicho.
Czeka mnie ciężki czas.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, widać że ma wsparcie w aotabeku, a może odczyn nie wyjdzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka