Opiekun - rozdział 10


-HANJI!

Po zamku rozniósł się mój jakże piękny krzyk, który przeraził dosłownie wszystkich w promieniu dwóch kilometrów od zamku. Słyszałem nerwowe kroki za drzwiami, ale nie dbałem o to, aż w końcu usłyszałem, jak ktoś biegnie i do pokoju wpadła moja zwariowana koleżanka po zwiadowczym fachu, zdyszana i zarumieniona od biegu. Obrzuciłem ją wściekłym spojrzeniem, oburzony faktem, że w ogóle musiałem na nią czekać, mimo iż zdawałem sobie sprawę, że moja złość jest kompletnie nielogiczna i nieuzasadniona, ale mało mnie to teraz obchodziło.

-Co się stało?

Zapytała, gdy wreszcie mogła złapać oddech. Spojrzałem na nią jak na ostatniego debila. Serio, tak trudno to wywnioskować chociażby z tego, że jest środek dnia, Eren śpi a ja klęczę przy jego łóżku cały w nerwach? Gdzie się podziewa ten jej cholerny geniusz, gdy jest mi najbardziej potrzebny?!

-Eren jest chory.

Powiedziałem, starając się nie brzmieć jakbym miał ją zaraz zabić, ale chyba średnio mi wyszło. Spojrzała na mnie zaskoczona i podeszła do nas, przykładając dłoń do rozgrzanego czoła chłopca. Widać było, że jest chory. Po jego skroniach ciekł pot, cera była przeraźliwie blada a policzki zaróżowione, w dodatku ciężko oddychał i był nieprzytomny od kilku minut. Martwiłem się. Strach o tego malucha trawił moje serce i sprawiał, że nie potrafiłem logicznie myśleć. No bo jak tu myśleć logicznie, gdy jedyny promyk w twoim życiu zaczyna gasnąć?

-To dziwne... jest z nami już półtorej roku i nigdy nie chorował.

Stwierdziła zaskoczona okularnica, przyglądając mu się dokładnie i zerkając na mnie. Prychnąłem. Tyle to ja sam mogłem wywnioskować. Przez cały ten okres bardzo się zahartował i wzmocnił, stał się bardzo silny i mógł już dorównać co poniektórym żołnierzom swoimi umiejętnościami i wytrzymałością. Zdarzały mu się obtarcia, skręcenia i cholera wie co jeszcze, ale nigdy nie był chory. Czy to takie dziwne, że panikuję? Nie mam pojęcia, jak zająć się chorym siedmiolatkiem! Nosz cholera jasna. Dopiero co spadł pierwszy śnieg, tak się cieszył. Chciał żebyśmy ulepili wieczorem bałwana, a teraz co? Dupa, ot co! Kurwica mnie weźmie, jak ta czterooka jeszcze raz powie "hmmm", w trakcie oględzin Erena. Co on, eksponat w muzeum czy co?!

-Jesteś w stanie mu pomóc?

Zapytałem, na co pokiwała głową i zamyśliła się. Nienawidziłem tego, że zawsze musiała przez moment potrzymać mnie w niepewności, zanim powiedziała mi coś, co jest dla mnie naprawdę ważne. Kiedyś jej za to dam wciry, ale nie dzisiaj. W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze, a Eren zdecydowanie zalicza się do tej drugiej grupy.

-Przyniosę trochę leków. Musisz mu dawać ciepłą herbatę do picia i zadbać, by leżał cały czas pod kołdrą i brał regularnie leki no i zmieniać mu kompresy na czole, zimny ręcznik powinien zbić gorączkę. Zostawię ci rozpiskę odnośnie leków. Myślę, że dopóki nie wyzdrowieje, powinieneś przenieść się do swojego gabinetu. Będziesz za ścianą, gdyby coś się działo.

Powiedziała, a ja prychnąłem. No chyba śni, że się przeniosę. Co prawda gdy awansowano mnie na kaprala, dostałem większy pokój - a wręcz dwa pokoje z łazienką, ale nie miałem zamiaru zostawiać tego bachora samego w takim stanie. Martwię się o niego, ok? Jak coś mu się stanie, bo byłem w pokoju obok, to pierdyknę w łeb najpierw tej czterookiej przemądrzałej a potem sobie samemu.

-Przynieś leki i powiedz moim ludziom, że mają tu przyjść. Tylko się pospiesz.

Rozkazałem i wstałem z klęczek, wyciągając z szuflady ręcznik. Wszedłem do łazienki i zamoczyłem go w zimnej wodzie, po czym wycisnąłem go i wróciłem do mojego podopiecznego, któremu położyłem lodowaty materiał na czole. Zadrżał z zimna, ale zdawało mi się, że odczuł jakąś ulgę. Usłyszałem, jak do pomieszczenia wchodzi dwoje ludzi, i spojrzałem na nich. Jakieś kmiotki, które dopiero co ukończyli szkolenie i nie są póki co zbyt przydatni. Hanji, kurwa, jak cię dorwę to nie ręczę za siebie. Westchnąłem i rozmasowałem sobie skronie, starając się uspokoić.

-Nie wiem, jak się podzielicie i nie obchodzi mnie to, ale co godzinę macie przynosić nowy dzbanek z herbatą, dzień i noc. Czy to jasne?

Zapytałem, mierząc ich zimnym spojrzeniem. Widziałem strach wymalowany na ich twarzach, ale miałem to gdzieś mówiąc szczerze. Zasalutowali mi i niemal wybiegli z moich włości, jak to nazywał czasem Eren, a ja odetchnąłem i spojrzałem na niego. Co takiego robił ten dzieciak, że się rozchorował? Cholera jasna, jak ja go pilnowałem, że pozwoliłem mu doprowadzić się do takiego stanu? Miałem o niego dbać, cholera jasna! Poczułem, jak z wargi, którą zagryzam, płynie mi krew. Zlizałem ją i zakryłem usta chusteczką, akurat w momencie, gdy weszła ta nasza mądralińska i zaczęła się śmiać.

-Ojej, płaczesz? Nie martw się, Leviś, nic mu nie będzie.

Zmroziłem ją spojrzeniem i chyba zauważyła krew na materiale przytkniętym do moich ust, bo w jej oczach nagle błysnęło zrozumienie i podeszła, stawiając całą paletę leków przede mną, razem z jakąś karteczką.

-To nie twoja wina, Levi. Dzieci czasem chorują, nic na to nie poradzisz. Świetnie sobie radzisz jako opiekun dla Erena. Wszyscy tak myślimy. Ale wciąż jest dzieckiem i nic nie poradzisz na to, że choruje.

Próbowała mnie pocieszyć, a ja odetchnąłem cicho i spróbowałem się uspokoić. Do mojego pokoju wszedł jeden z tych kmiotków, niosąc tacę z dwoma kubkami i dzbankiem herbaty. Skinąłem mu głową i zauważyłem, jak niemal biegiem wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

-Wiem Hanji, ale boję się, w porządku? Boję się, że zrobię coś źle i pogorszę jego stan.

Wyznałem i podszedłem do stolika nocnego, na którym postawiono zamówiony przeze mnie napój, po czym nalałem go do kubka i wypiłem kilka łyków. Liczyłem na to, że pod wpływem ulubionego napoju uspokoję się nieco i muszę przyznać, że zadziałało, bo po kilku minutach byłem już oazą spokoju, a jajogłowa wciąż stała i obserwowała mnie.

-Doskonale sobie radzisz. Wątpię, żeby ktokolwiek z nas podołał opiece nad małym dzieckiem i wychowaniu go. Szczególnie, że sam niemal jeszcze jesteś dzieckiem. Masz niecałe 22 lata, między wami jest zaledwie 14 lat różnicy. To prawie tyle, co nic. Ale ty się podjąłeś i idzie ci świetnie. Wszyscy to widzimy. Postępy, jakie poczynił Eren... już teraz wiemy, że będzie równie dobry, jak ty. A on cię kocha i nie pozwala ci zostać samemu i zadręczać się rzeczami, na które nie masz wpływu, co wychodzi wszystkim na dobre.

Na koniec swojej pięknej wypowiedzi próbowała wpleść mały żarcik, co jej się udało. Muszę przyznać, że zawsze wiedziała, jak mnie podejść, żeby podnieść mnie na duchu, co było z jednej strony irytujące, ale głównie byłem jej za to wdzięczny.

-Mam wrażenie, że wciąż popełniam błędy. Sam nigdy nie miałem ojca i nie wiem jakie wzorce przekazać Erenowi. Uczę go tego, co sam potrafię, nic więcej nie mogę zrobić. Ale nie chcę, żeby był taki, jak ja. Jest zbyt... niewinny. Wręcz czysty. To w naszych czasach niemal niespotykane. Ale on właśnie taki jest.

Przyznałem, patrząc na leżącą na łóżku postać. Westchnąłem i podszedłem do niego, zmieniając stronę ręcznika, bo byłem pewien, że ta już się przegrzała. Pogłaskałem go po włosach i spojrzałem na Hanji.

-Wiem, że się boisz, że coś zrobisz źle, ale po prostu bądź sobą. On cię podziwia i kocha takim, jakim jesteś. Otwierając się przed nim nie zniszczysz go, a wręcz pomożesz mu stać się silniejszym.

Stwierdziła po chwili zamyślenia, co oczywiście wyśmiałem, chociaż pomysł nie wydawał się głupi. Postanowiłem wcielić go w życie, jak tylko bachor wyzdrowieje, ale nie zamierzałem jej się do tego przyznać. Niech się wypcha i już spada, Eren potrzebuje spokoju. Westchnąłem, wiedząc, że nie mogę jej tak potraktować po tym, jak bardzo mi pomogła.

-Dzięki Hanji, za wszystko. Możesz już wyjść? Chyba się prześpię, czuję się dziwnie zmęczony.

Wyprosiłem ja nadzwyczaj miło, na co uśmiechnęła się i po chwili już jej nie było. Ułożyłem się na łóżku obok Erena i przytuliłem jego rozgrzane ciało do siebie, mając nadzieję, że jakoś zdołam mu tym pomóc. Może chociaż nie przyśni mu się żaden koszmar? Pamiętam, że gdy byłem mały zawsze miałem koszmary w trakcie choroby.
Czując jego trawione gorączką ciało i rozmyślając o tym, co mogę dla niego zrobić, nie zauważyłem nawet, gdy odpłynąłem do krainy snów, z Erenem w moich ramionach.

Komentarze

Popularne posty