Opiekun - rozdział 9
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca odbijające się od czystego śniegu, zakrywającego krajobraz za oknem i wpadające przez okno do mojego pokoju. Przeciągnąłem się i poczułem, że leżę w łóżku sam. Zerwałem się jak rażony piorunem, bo dobrze pamiętałem, że zasypiałem z Erenem w ramionach. Rozejrzałem się po pokoju ale nigdzie go nie widziałem. Usłyszałem kroki za drzwiami i po chwili kawałek drewna otworzył się, a ja usłyszałem znajomy, kobiecy głos.
-A teraz pomału postaw na biurku tak, by nie budzić Levi'ego.
Wyszeptała blondynka, która zaraz natrafiła na mój wzrok i zarumieniła się zakłopotana. Do pomieszczenia wszedł bachor, który przed sekundą o mało nie przyprawił mnie o zawał serca swoim zniknięciem, który niósł tacę z kubkiem i dzbankiem, sądząc po zapachu, wypełnionym pachnącą herbatą. Spojrzał na mnie i nachmurzył się, przez co potknął się ze zdezorientowania, ale udało mu się utrzymać równowagę i postawić wszystko na biurku.
-Eren, dlaczego wyszedłeś bez słowa?
Zapytałem, gdy podszedł do mnie i wspiął się na łóżko. Wydawał się smutny i zawiedziony, ale nie byłem w stanie stwierdzić dlaczego. Zaczął majdać nogami i patrzył się w swoje kolana, a jego opiekunka wyszła z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi i zostawiając nas samych.
-Chciałem zrobić ci niespodziankę i poprosiłem Mari, żeby pomogła mi zrobić herbatę dla ciebie... w końcu masz dzisiaj urodziny. Miałem cię obudzić gdy już przyniosę herbatę, czyli jakoś teraz. Mogłem wstać wcześniej...
Powiedział zły sam na siebie, że nie wyszła mu niespodzianka. Musiałem wyglądać komicznie, ale byłem w ogromnym szoku. Niespodzianka? Dla mnie? Ach... mam dzisiaj urodziny, faktycznie. Ale mimo wszystko... jak on mógł pomyśleć, że nie będę mu wdzięczny za taki gest? Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem ramiona w które wtulił się po chwili ufnie, więc zacząłem bawić się jego ciemnymi włosami.
-Dziękuję ci, Eren. To bardzo miłe. Zrobiłeś mi ogromną niespodziankę.
Wyznałem, a po chwili już patrzyłem w jego wielkie, zielone oczy, przepełnione szczęściem i nadzieją. Oczy te były tak niewinne, że nie mogłem uwierzyć jak ktokolwiek mógłby choć pomyśleć coś złego o tym dziecku. Uśmiechnął się trochę niepewnie, jakby nie wiedział czy sobie z niego nie żartuję.
-Naprawdę?
Zapytał, a gdy pokiwałem twierdząco głową, jego uśmiech stał się większy - uraczył mnie tym swoim szerokim, cudownym uśmiechem, który tylko on mógł mieć w tak okrutnym i pełnym nienawiści świecie, a zaraz potem wyplątał się z mojego uścisku i podszedł do półek z książkami które czytał i wyciągnął kilka z nich. Po chwili wrócił do mnie z jakimś pakunkiem w ręku.
-To dla ciebie. Nie przejmuj się, jeśli ci się nie spodoba.
Powiedział, wręczając mi to... sam jeszcze nie wiem, co tam jest i spuścił wzrok zawstydzony. Wziąłem od niego pakunek i rozwiązałem zieloną wstążkę, którą przewiązany był czarny papier i przyjrzałem się jego barwie. Niby czarny, a jednak jakiś znajomy. Pogładziłem papier palcami i czując jego szorstką fakturę zastanawiałem się, gdzie już widziałem ten kolor.
-Papier jest kobaltowy, jak twoje oczy, a wstążka zielona, jak moje. Hanji powiedziała, że tak będzie ładnie, bo te barwy do siebie pasują, a ponieważ są to kolory naszych oczu, prezent będzie bardziej osobisty.
Wyjaśnił, widząc, jak przyglądam się opakowaniu właściwego prezentu. Poczułem, jak moje serce przez moment szybciej zabiło. Ale dlaczego? Uśmiechnąłem się do niego i poczochrałem mu włosy.
-Miała rację.
Przyznałem i ostrożnie rozerwałem papier, nie wiedząc, co znajdę w środku. Pierwsze co zauważyłem, to złożona na pół kartka. Rozłożyłem ją i zobaczyłem rysunek z pewnością wykonany przez Erena. Był na nim on i byłem ja, trzymaliśmy się za ręce i szliśmy jakąś ścieżką. Byłem ubrany w mój mundur a Skrzydła Wolności były wyraźnie widoczne. Obok widniał napis.
Levi,
dziękuję
Ci, że jesteś i się mną opiekujesz.
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
Kocham, Eren
Ciepło rozlało się po moim sercu, które jak dotąd sądziłem, jest skute lodem, który ten dzieciak skutecznie potrafił roztopić. Odłożyłem laurkę na bok i sięgnąłem po drugą znajdującą się tam rzecz. To był wisior... pięknie wykonany, złoty wisior, w którym można było zauważyć niedoświadczenie wykonawcy, ale dla mnie był po prostu piękny. Z jednej strony znajdowały się Skrzydła Wolności a z drugiej nasze imiona Eren i Rivaille. Uśmiechnąłem się i założyłem wisiorek na szyję, po czym porwałem chłopaka w ramiona i pocałowałem w czubek głowy, w geście wdzięczności.
-Dziękuję, Eren. Zrobiłeś mi cudowny prezent.
Szepnąłem, będąc autentycznie wzruszonym. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś tak szczerego, bezinteresownego i prosto z serca. Drobne ramiona objęły mnie, a gdy się od siebie odsunęliśmy zobaczyłem piękny uśmiech, który kwitł na jego twarzy.
-Cieszę się, że ci się podoba.
Powiedział. Poczochrałem mu włosy i wstałem, podchodząc do biurka i biorąc w dłoń kubek z herbatą, który Eren przyniósł dla mnie chwilę wcześniej. Wziąłem łyk rozkoszując się smakiem ulubionego napoju i zauważyłem jego pytające spojrzenie.
-Pyszne.
Przyznałem, co ucieszyło go do tego stopnia, że miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie ze szczęścia i pokój zasypie konfetti. Była to na tyle zabawna wizja, że zaśmiałem się cicho, co zwróciło jego uwagę i podszedł stając obok mnie. Objąłem go ramieniem i obaj wpatrywaliśmy się w okno, rozkoszując się tym ulotnym spokojem, którym mogliśmy cieszyć się jeszcze przez maksymalnie kwadrans, zanim ludzie zaczną ode mnie czegoś wymagać i oczekiwać. Wypiłem kubek do dna i dopiero wtedy wziąłem rzeczy i zacząłem się przebierać, a Eren w tym czasie pościelił łóżko i położył swój rysunek który tam zostawiłem na biurko, do którego zaraz podszedłem i schowałem rysunek do mojej zamykanej szuflady, żeby się nie zgubił. Wziąłem Erena za rękę i poszliśmy do jadalni w dobrych humorach, ale szczerze nie spodziewałem się tego, co tam zastałem. Wszyscy czekali na mnie i wyskoczyli, krzycząc NIESPODZIANKA, gdy tylko wszedłem. Zszokowany patrzyłem, jak wszyscy składają mi życzenia a potem ktoś wniósł tort i zaczęli odśpiewywać znaną wszystkim piosenkę. Ścisnąłem Erena za rękę czując zażenowanie, ale on również zaczął śpiewać z wielkim uśmiechem na ustach. Ten mały zdrajca, już ja mu pokarzę. Kazałem im samodzielnie zdmuchnąć świeczki i zająłem moje miejsce przy stole, ale oczywiście, jak świat się na ciebie uweźmie to nie ma przebacz i nie mogłem nacieszyć się względnym spokojem, bo zaraz do pomieszczenia wszedł nasz nowy generał. Erwin objął to stanowisko jakiś tydzień temu. Stanął na środku i odchrząknął, a wszyscy spojrzeli na niego. Czuli względem niego respekt i nie ma czemu się tu dziwić, chociaż osobiście czasem miałem ochotę skopać mu tę buźkę.
-Mam dla was dwa ogłoszenia. Jak wiecie, objąłem stanowisko generała, z czym wiąże się wielka odpowiedzialność. Hanji Zoe, podejdź.
Zażądał i poczekał, aż nasza czterooka jajogłowa zjawiła się u jego boku z pytającym wyrazem twarzy chorej psychopatki.
-Wyznaczam cię na mojego następcę.
Oznajmił, a ja o mało co nie zakrztusiłem się herbatą, którą właśnie piłem. Zwariował! Jak Mury kocham, ten człowiek oszalał albo upadł na głowę i poprzestawiało mu się w mózgu... no właśnie, a może on w ogóle nie ma mózgu? W sumie to by sporo tłumaczyło, jak tak się zastanowić.
-Rivaille Ackerman.
Powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia, a ja po jednym spojrzeniu wiedziałem, że oczekuje ode mnie, żebym podszedł. Zrobiłem co chciał i po chwili położył mi dłoń na ramieniu, odwracając przodem do wszystkich. Co on odwala? Przysięgam, że jak coś durnego, to zabiję, uduszę i rzucę na pożarcie tytanom.
-Rivaille Ackerman otrzymuje tytuł kaprala w Oddziale Zwiadowców, a każdy niższy rangą podlega mu od tego momentu.
Czy ja się przesłyszałem? Zostałem kapralem? Serio? Uśmiechnąłem się, co pewnie musiało wyglądać przerażająco dla niektórych, ale nie dbałem o to, i założyłem ręce na piersi, mierząc ich wszystkich spojrzeniem.
-Hierarchia wygląda więc następująco: Levi jest zwierzchnikiem wszystkich i jako jedyny NIE podlega Hanji, za to wy jej podlegacie, oni oboje, tak, jak wy wszyscy odpowiadają przede mną.
Dodał, po czym pożegnał się i wyszedł z jadalni, a ja wróciłem na swoje miejsce i uśmiechnąłem się do Erena, który przyglądał mi się ciekawsko z wielkim uśmiechem i przytulił mnie, gdy tylko usiadłem. Położyłem dłoń na jego plecach, drugą chwytając moją filiżankę z herbatą.
-Cieszysz się z zostania kapralem?
Zapytał, patrząc na mnie podekscytowany a w jego oczach widziałem błyski ekscytacji. Wyglądał przeuroczo i mimo że dziesiątki razy widziałem tę minę, nigdy mi się ona nie znudzi.
-Tak, to wielkie wyróżnienie.
Przyznałem i wróciliśmy do śniadania. Zapowiadało się ciekawie. Bardzo, bardzo ciekawie.
Komentarze
Prześlij komentarz